Obława
Obława

Recenzja filmu Obława (2012)

Podczas oglądania Obławy naszła mnie refleksja, że film ten przyszedł za wcześnie. Gdyby powstał kilka lat później, to byłoby o nim o wiele głośniej. Produkcja Krzyształowicza zadaje bowiem ważne pytanie: ważniejsze jest dobro narodu, czy najbliższych nam ludzi?

Mamy oto bowiem kaprala Wydrę (Marcin Dorociński), cyngla, który wysyła na tamten świat wszystkich zdrajców narodu polskiego. Wraz ze swoim oddziałem ukrywa się w karpackich lasach, a po jednej z egzekucji dostaje zadanie zlikwidowania kolaboranta z wioski pod lasem, właściciela młyna, Henryka Kondolewicza (Maciej Stuhr). Jak się okazuje obu mężczyzn łączy wspólna przeszłość. Przeszłość, która wiąże się z teraźniejszością i przyszłością bohaterów.

Krzyształowicz stosuje w swoim filmie nielinearną narracje i wymusza na widzu skupienie podczas oglądania. Chociaż łączenie wątków nie jest szczególnie trudne, tak jest kilka scen, które sprawiają, że przez ułamek sekundy, ktoś, kto nie ogląda uważnie może poczuć się skonfundowany. Wydawać by się mogło, że stosowanie retrospekcji, to pójście na łatwiznę, ale reżyser robi to bardzo umiejętnie i nie ma się wrażenia, że jest to sztuka dla sztuki.

Obława

Fot. kadr z filmu Obława

Zestawienie Wydry i Kondolewicza, to ukazanie dwóch innych światów. Oddział partyzantów kryje się w drewnianych chatkach we wszechobecnym brudzie, błocie, problemami z żywnością oraz chorobami, która toczy wielu żołnierzy, m. in. porucznika Maka (Andrzej Zieliński). Do tego każdy z żołdaków, z Wydrą na czele, zawiesza raz po raz oko na sanitariuszce Pestce (Weronika Rosati). Kondolewicz żyje za to w czystym domu, ma szafę pełną garniturów, nie brakuje mu prawie niczego. Niczego, poza miłością jego własnej żony, Hanny (Sonia Bohosiewicz).

Kontrast między nędzą, w jakiej żyją żołnierze AK w lesie, a domem właściciela młyna oddają wspaniałe zdjęcia Arkadiusza Tomiaka. Poza kilkoma bohaterami, każdy z członków oddziału jawi się niczym widmo. Człowiek bez twarzy i tożsamości. Stoją na wartach, chodzą na zwiady w lesie, który wydaje się ciągnąć w nieskończoność, niczym zamknięty labirynt pełen pułapek, który czeka tytułowa obława, o której wielokrotnie wspomina Wydra z Makiem.

Obława

Fot. Kadr z filmu Obława

Chociaż wszystkie wątki odpowiednio się zazębiają, a tempo filmu nie spada, tylko stopniowo rośnie, tak nie można nie odnieść wrażenia, że niektóre wątki mogłyby zostać bardziej rozwinięte, a kilka postaci mogłoby dostać więcej czasu na ekranie. Wpływ na to ma bez wątpienia przedstawienie historii z czterech różnych perspektyw oraz fakt, że Obława trwa niespełna półtorej godziny.

Najistotniejsza kwestia, która sprawiała, że film Krzyształowicza oglądało się nie do końca komfortowo, to słabe udźwiękowienie. Dopiero na słuchawkach można usłyszeć słowa, które postacie wypowiadały szeptem.

 

Obława

Fot. kadr z filmu Obława

Obława nie jest wybitnym filmem, ale bez wątpienia jest jednym z najlepszych dramatów wojennych wyprodukowanych w naszym kraju w ostatnich latach. Gdyby poprawić, usprawnić kilka kwestii, to byłby to film jeszcze lepszy. Reżyser nie porusza łatwego tematu, jak i nie udziela jasnej odpowiedzi na pytania, które zadaje. W jego świecie są ludzie i są zwierzęta. Są zdrajcy i ludzie prawi. Każdy ma jednak swoje motywacje, które są pozostawione do oceny widza.

Gdybym miał porównać Obławę z innym filmem, to byłaby to Róża Smarzowskiego. Realistyczne, brutalne i surowe ukazanie rzeczywistości, jak i łącznik w postaci Marcina Dorocińskiego w roli głównej w obu filmach. Film twórcy Wołynia jest oczywiście półkę wyżej, ale sądzę, że obraz Krzyształowicza powinien przypaść do gustu fanom Smarzola, jak i widzom, którzy lubią dramaty wojenne bez zbędnego patosu.

Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Stały współpracownik

Boks, filmy, futbol. To moje trzy pasje. A Marlon Brando, Tom Hardy i Christian Bale to moja trójca święta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?