Nolan uwielbia zabawy z czasem i zaplątanymi rzeczywistościami. Wystarczy spojrzeć na jego najgłośniejsze produkcje. Incepcja dosłownie i w przenośni zakrzywia bariery kina i przełamuje jego szklane ściany. W Interstellar z kolei reżyser uczynił sobie z czasu niejako materiał do rzeźbienia zaskakującej i poruszającej fabuły. Niedawna Dunkierka w formie doskonałego tryptyku z tykającym w tle zegarkiem Nolana zdaje się tylko potwierdzać jego fascynację. Czy to możliwe, żeby ta miłość do scenariuszowego szaleństwa i gry z upływającym nieubłaganie czasem zaczęła się właśnie od Memento?
Oryginalność i wyjątkowość tego dzieła nie pochodzi tylko z jego nielinearności. Sukces płynie przede wszystkim z tego, że pomimo pozornego chaosu w linii czasowej fabuła pozostaje całkowicie zrozumiała. Zakończenie, choć tajemnicze, spaja wszystko zaskakująco i nie na siłę. Nolan nie pozostawia nieznośnych cliffhangerów. Odsłania wszystkie podpisy pod zdjęciami, wszystkie zapisane notatki, wszystkie tatuaże i wszystkie karty. Buduje historię niezwykle spójną, którą pozwolił sobie pociąć i bardzo skrupulatnie posklejać na nowo. W precyzyjnie skomponowanej przez siebie kolejności.
Wypada się zastanowić, dlaczego reżyser decyduje się na tak radykalny i rzadko spotykany w kinie krok? Czy to tylko zabawa uzdolnionego scenarzysty? Z pewnością autora takiej klasy motywuje coś znacznie istotniejszego. Nolan wykorzystuje swoje umiejętności żeby skrajnie zbliżyć widzów do bohatera. Daje im urywki historii, skromne ale istotne fragmenty. Wraca do wcześniej przedstawionych sytuacji żeby uzupełnić je o zdobyte informacje. Powoli prowadzi widownie po malutkich okruszkach do wielkiego finału. Dzięki temu czujemy się jak Leonard, a nasza pamięć krótkotrwała wariuje.
Ciężko doszukiwać się wad w Memento. Może poza nieco mdłą oprawą muzyczną, która nie niesie ze sobą specjalnych emocji. Jest poprawna, ale Nolan nie wykorzystuje jej tak jak na przykład w Dunkierce, gdzie porusza głębokie warstwy emocjonalne. Natomiast wszystkie obrazy są umieszczone w tym filmie z konieczności, a nie z przypadku. Sugestywne ujęcia, drobne gesty, ukryte wskazówki. Czujne oko widza dostrzeże te kilka klatek, którymi Nolan się z nim droczy. Nawet wykorzystanie zabawy z czernią i bielą niesie ze sobą istotny ładunek informacji. Liczy się każdy, najmniejszy ułamek sekundy.
Wszystko to składa się na film naprawdę imponujący, konieczny do zobaczenia i niepodobny do żadnego innego. Choć fani polskiego kina mogą pamiętać drobną produkcję, W spirali Konrada Aksinowicza. Nie umywa się ona jednak w żadnym stopniu do dzieła Christophera Nolana. Jest świetnym przykładem na to jak powinno się uważać przy igraniu z czasem w kinie. Jak łatwo zgubić się we własnej fabule i jak wielkim wyzwaniem jest tworzenie filmów tak skrajnie nielinearnych. Takie eksperymenty należy zostawić w rękach największych mistrzów, takich jak Nolan i jego Memento. Chociaż mogę się mylić, mogłem to wszystko zapomnieć i poprzekręcać. Pamięć nie jest przecież niezawodna, prawda?