Recenzja filmu Westworld – Świat Dzikiego Zachodu (1973)

Na początku października, zadebiutował nowy serial HBO pt. Westworld. Produkcja stworzona przez Jonathana Nolana i Lisę Joy jest serialowym remakiem filmu Świat Dzikiego Zachodu, dlatego postanowiliśmy bliżej przyjrzeć się oryginałowi sprzed ponad czterdziestu lat.

Świat dzikiego zachodu android

Akcja filmu osadzona jest w niedalekiej przyszłości. Opowiada o parku rozrywki dla dorosłych o nazwie Delos. Mieści ono trzy „światy” o różnej tematyce: Dziki Zachód, Średniowiecze oraz Starożytny Rzym. Krainy te są zaludnione przez androidy, które do złudzenia przypominają ludzi, dzięki czemu pobyt w parku staje się niezwykle realistyczny. Każdy robot ma zaprogramowaną daną rolę, którą musi odegrać. Goście mogą bez żadnych ograniczeń wchodzić w interakcje z androidami, a więc można uprawiać z nimi seks, walczyć na śmierć i życie, brać udział w wystawnych ucztach czy zastrzelić stawiających opór rewolwerowców. Wszystko jest przemyślane i nieustannie monitorowane przez twórców parku. Wszystko przebiega zgodnie z planem do momentu, kiedy pojawiają się pierwsze oznaki awarii robotów, które doprowadzają do przerażających wydarzeń.

W dużej mierze film skupia się na „świecie” Dzikiego Zachodu. Obserwujemy dwóch przyjaciół, którzy razem przyjechali do Delos, aby dobrze się zabawić. Mamy Petera, świeżego rozwodnika, który po raz pierwszy odwiedza park oraz Johna, stałego bywalca, który ciągle przypomina koledze, że nie ma znaczenia czy ktoś jest człowiekiem, czy robotem, ważne, aby zapomniał o kłopotach i dobrze się bawił. Gdy Peter spędza noc z androidem, uświadamia sobie co przyciąga ludzi do Delos –  park zapewnia zmysłowe doświadczenia, dla tych, co szukają okazji do interakcji z innymi, wolnych od wszelkich zasad i ograniczeń. Niestety Peter miał również okazję zdenerwować androida-rewolwerowca i, mimo iż Peter szybko się z nim rozprawia, rewolwerowiec z nieznanych przyczyn uwalnia się spod władzy ludzi i od tej chwili jego jedynym celem jest rewanż na Peterze. 

swiat dzikiego zachodu scena z rewolwerowcem

Świat Dzikiego Zachodu był debiutem reżyserskim nowelisty Michaela Crichtona, autora takich powieści jak Park Jurajski, Trzynasty wojownik czy Tajemnica Andromedy. Crichton napisał również scenariusz do filmu, który był niestety zmieniany przez wytwórnię MGM, jednak trzeba przyznać, że opowiadana historia jest ciekawa i oryginalna. Nie nuży, a widz z ciekawością ogląda pościg rewolwerowca za Peterem, do samego końca trzymając w niepewności, czyją śmiercią się on zakończy.

Crichton sprytnie połączył science fiction z westernem. Opowiadana historia opiera się na humorze, zaskoczeniu, a momentami nawet krwawych scenach, choć pierwotnie obraz miał zawierać o wiele więcej drastycznych scen. Niestety w tamtych czasach przywiązywano znaczną uwagę na ilość ukazywanej przemocy w filmach, więc ostatecznie, te najokrutniejsze momenty musiały zostać usunięte. Szkoda, bo z takim materiałem film nabrałby mocniejszego wyrazu. Na szczęście obraz został dobrze ukazany pod względem technicznym, przez co brak mocnych scen nie doskwiera widzowi. Naprawy robotów, otwieranie im twarzy czy po raz pierwszy w historii filmu zastosowanie techniki CGI, aby ukazać punkt widzenia robota, robią niemałe wrażenie. Na domiar wszystkiego mamy tu jeszcze ciekawą muzykę skomponowaną przez Freda Karlinga, będącą połączeniem muzyki westernowej z elektroniczną, która dobrze wkomponowuje się w film i świetnie wprowadza widza w atmosferę opowiadanej historii.

Świat dzikiego zachodu rewolwerowiec

Niestety największym minusem filmu jest słabe aktorstwo. Przede wszystkim postacie są pozbawione jakichkolwiek emocji – android zabija człowieka na oczach ludzi, którzy oglądają całe zdarzenie z kamienną twarzą, bez najmniejszego mrugnięcia okiem. To samo w przypadku naukowców, którzy monitorują park – nagle tracą panowanie nad robotami, widzą jak ludzie są mordowani, a ci reagują ze stoickim spokojem, jakby oglądali film, a nie wydarzenia, które dzieją się naprawdę. Reżyser powinien głębiej ukazać reakcje i emocje, które pojawiają się w ludziach w tak kryzysowych sytuacjach, bo w tym momencie film traci cały swój realizm.

Tylko Yul Brynner, wyszedł z całej obsady obronną ręką. Aktor odgrywający rolę czarnego rewolwerowca praktycznie kradnie całe przedstawienie. Gdy tylko zaczyna atakować ludzi, jest jak Terminator – nic go nie powstrzyma w dążeniu do celu, jest praktycznie niezniszczalny, niebezpieczny, bezlitosny, a jego wyraz twarzy mówi więcej niż tysiąc słów. Osoby, które oglądały Siedmiu wspaniałych z 1960 roku, na pewno zauważą podobieństwa pomiędzy Chrisem Larabee Adamsem a bezlitosnym rewolwerowcem. Jest tak, gdyż obie postacie grane przez Brynnera noszą niemal identyczne ubrania, przez co rewolwerowiec jest swego rodzaju pastiszem bohatera filmu Johna Sturgesa.

Pomimo tych mankamentów, film ogląda się dobrze. Obraz przedstawia ciekawą i mroczną stronę ludzkości jest świetnym połączeniem dwóch różnych gatunków filmowych, a Yula Brynnera ogląda się z wielką przyjemnością. Sama premiera filmu wzbudziła nie małe zainteresowanie filmem, gdyż okazała się kasowym sukcesem wytwórni MGM. Trzy lata później obraz doczekał się godnego sequela pt. Świat Przyszłości, nakręconego przez Richarda Heffrona, w którym występują Peter Fonda i ponownie Yul Brynner. Jeśli ktoś obecnie ogląda Westworld zdecydowanie powinien zobaczyć jego ciekawy pierwowzór.

Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Redaktor

Miłośniczka kina nowej przygody, komedii i filmów gangsterskich. Zakochana w miłosnej trylogii Linklatera, La La Land, Ostatnim Mohikaninie, Szklanej pułapce i Drive. Najlepsze seriale? Przyjaciele, Młody Papież, The Wire, Buffy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?