Recenzja filmu Siedmiu wspaniałych (1960)

Za niedługo na ekrany kin wchodzi remake Siedmiu wspaniałych, postanowiliśmy więc przyjrzeć się oryginałowi sprzed ponad pięćdziesięciu lat. Wyreżyserowany przez Johna Sturgesa western opowiada z pozoru prostą historię gnębionych mieszkańców meksykańskiej wioski położonej niedaleko granicy ze Stanami Zjednoczonymi. Uciskani przez bandę wyjętych spod prawa kowbojów farmerzy wynajmują do ochrony kilku rewolwerowców zajmujących się poszukiwaniem przygód. Jak udała się ta dość prosta fabuła oparta na klasyku Kurosawy?

7 wspaniałych recenzja

Zobacz również: Siedmiu wspaniałych – recenzja przedpremierowa z festiwalu #Venezia73!

Początek filmu to brak zaskoczeń. Nakreślenie sytuacji i kompletowanie drużyny przebiega dość sztampowo, trudno tutaj mówić o jakimś zaskoczeniu dla widza czy zabawie formą chociaż… trzeba przyznać, że już początkowe sceny z Calverą (genialny Eli Wallach) pozwalają być spokojnym o poziom gry aktorskiej, a kultowa muzyka towarzysząca pierwszym sekundom seansu obiecuje wysoki poziom produkcji. To dobry moment, by wspomnieć o technicznej stronie filmu. A ten praktycznie wcale się nie zestarzał. Oczywiście jakość obrazu, detale – to wszystko może i odstaje od wypolerowanych i wygładzonych, nieco plastikowych blockbusterów, jednakże scenografia wciąż robi wrażenie, a efekty specjalne zrealizowano w porządny sposób.

Chociaż formowanie drużyny jest dość sztampowe, to kreacje poszczególnych bohaterów należy pochwalić. Spokojny kowboj, tchórzliwy elegant, narwany młokos… choć nie wszyscy obrońcy wioski wyróżniają się jakąś cechą, to każdy dostał swoje pięć minut, by porządnie zaznaczyć swoją obecność na ekranie. Co ciekawe, również mieszkańcy wioski, pozornie stanowiący tylko tło stali się istotnymi bohaterami tej opowieści. 

07 1

Sprawdź też: Najlepsze westerny w historii kina!

Jak to zwykle w westernach bywa, mamy tutaj do czynienia z piękną ekspozycją wielu plenerów, są też strzelaniny chociaż… brakuje epickiego pojedynku. Mimo to fani akcji powinni być więcej niż zadowoleni – reżyser niezwykle sugestywnie przedstawił nastrój wyczekiwania przed atakiem bandziorów połączony z jednoczesnym zadowoleniem z szykowanych na oczach widza linii obrony. Widz z łatwością wyczuwa i przechwytuje dwoistą atmosferę zarówno satysfakcji, jak i napięcia. Podczas walk czujemy też, że bohaterom grozi niebezpieczeństwo. Finałowe starcie to pod tym względem prawdziwy majstersztyk – intensywna bitwa pełna groźnych zwrotów akcji.

Największą zaletą Siedmiu wspaniałych jest to, że tak naprawdę mniej więcej od połowy filmu zaczynamy przyglądać się bliżej tak często stawianym na piedestał kowbojom. Poznajemy ich słabości, rozgoryczenie i przemyślenia dotyczące życia najemników. Reżyser ostatecznie stawia na piedestale wyszydzanych farmerów, zawierając w filmie krytykę awanturniczego stylu życia.

7 wspaniałych recenzja

Choć film pod wieloma względami przypomina klasyczny western, ma w sobie sporą dozę oryginalności. Całość naprawdę wiele zyskała dzięki stworzeniu grupy postaci, do których widz czuje sporą sympatię. Pozwala to z większymi emocjami oglądać zmagania bohaterów z przeciwnikami, a brak przerysowanych walk, odrobina krytyki wobec westernowych bohaterów i apoteoza skromnego życiorysu przeciętnych farmerów nadają całości cech szczególnych, dzięki którym jest to jeden z najlepszych westernów w historii kina. To właśnie z nostalgii za takimi produkcjami miłośnicy Dzikiego Zachodu zadają sobie pytanie, czy western to martwy gatunek.

Redaktor

Twórca cyklu "Powrót do przeszłości". Wielki miłośnik spaghetti westernów, kina szpiegowskiego i fantasy.

Więcej informacji o

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?