John Cusack daje z siebie wszystko, a mimo to w tej komedii brak humoru. Tak jednym zdaniem można podsumować film George’a Armitage’a pt. Zabijanie na śniadanie.
Fabuła filmu koncentruje się na historii o płatnym mordercy o imieniu Martin Blank, przeżywającym chwilowy kryzys. Ma depresje, nudzi go praca, a do tego często śni mu się dawna miłość z ogólniaka. Według jego psychoanalityka obudziło się w nim sumienie, dlatego radzi mu, aby wybrał się na zjazd absolwentów, na który właśnie otrzymał zaproszenie. Martin z początku nie ma na to ochoty, ale w końcu godzi się na wyjazd do swojego rodzinnego miasteczka, gdy podejmuje się kolejnego zlecenia – zabić świadka w procesie, który akurat mieszka w jego rodzinnej dzielnicy. Tymczasem rywal z branży, Grocer wydaje na Martina wyrok śmierci po tym, jak nie chciał przystąpić do jego stowarzyszenia kolegów po fachu i nieświadomie kradnie mu zlecenie. Jakby tego było mało, na Martina poluje jeszcze jeden płatny zabójca, który został wynajęty przez człowieka, któremu w wyniku niefortunnych zdarzeń Martin zabił psa. Gdy nasz bohater wraca do rodzinnego miasta, dawne wspomnienia ożywają, w tym miłość do dziewczyny, do której żywił uczucia dziesięć lat wcześniej.
Zobacz również: TOP 30 – Najlepsze komedie romantyczne w historii!
Aktorstwo w filmie nie budzi zastrzeżeń. Największym jednak problemem tej historii jest słabo zarysowana postać głównego bohatera, przez co nawet dobra gra aktorska Johna Cusacka nie ulepsza wizerunku naszego bohatera. Martin jest postacią mało przekonującą, która nie wciąga widza do swojej historii i nie sprawia, że oglądamy filmu z zapartym tchem. Twórcy chcieli pokazać go jako wyluzowanego mężczyznę, który niczym się nie przejmuje, nic go nic obchodzi, poza kolejnymi zleceniami. Niestety wyszedł im niemrawy gość, taki jakich pełno w innych filmach.
Film został sprawnie nakręcony – strzelaniny są realistyczne, a moment pierwszego spotkania po latach Martina ze swoją szkolną miłością to najlepsza scena w tym obrazie. Jest pełna emocji, napięcia, zabawnych gestykulacji i niepewności. Sprawia, że mimowolnie się uśmiechamy i chcemy ten moment oglądać w nieskończoność. Dialogi jednak są banalne, mimo że scenarzyści: Steve Pink, John Cusack, Tom Jankiewicz i D.V. DeVincentis, jak się wydaje, próbowali stworzyć coś więcej niż tylko zwykłą komedię romantyczną. Być może chodziło o analizę miłości i znalezienie odpowiedzieć na pytanie, co kieruje człowiekiem, który wybiera profesję płatnego zabójcy. Niestety nie do końca im się to udało, przez co ucierpiał humor w tej historii. Podczas seansu nie pośmiejemy się do łez, a być może niektórzy widzowie w ogóle się nie uśmiechną.
Zobacz również: Ranking: Komedie, które nie śmieszą, a powinny
Warto jeszcze wspomnieć o świetnym soundtracku dobranym do w filmu. Słyszymy tutaj zlepkę niezłych utworów z lat 80. wpisujących się doskonale w klimat panujący w filmie. Mamy tutaj m.in. The Clash, Davida Bowiego, Guns N’Roses i Pixes. Wybór wykonawców i utworów osładza rozczarowanie filmem.
Mimo wymienionych powyżej mankamentów, Zabijanie na śniadanie to film lekki i przyjemny. Jeśli nie szukacie arcydzieła wśród komedii, a akurat macie ochotę zobaczyć film z muzyką z lat 80. i klimatem lat 90., na pewno jest to dobry pomysł na miłe spędzenie piątkowego wieczoru.