Powrót do przeszłości – recenzja filmu Pogromcy Duchów (1984)

Już w najbliższy weekend do kin wchodzi reboot kultowego dzieła Ivana Reitmana pt. Ghostbusters, tym razem w reżyserii popularnego obecnie Paula Feiga, znanego przede wszystkim z dobrze przyjętych Druhen oraz późniejszych, charakteryzujących się dość specyficznym poczuciem humoru Agentki czy Gorącego Towaru. Gwiazdą każdej z tych produkcji była Melissa McCarthy, która również w najnowszym filmie reżysera gra pierwsze skrzypce, powodując feminizację pewnego mitu wykreowanego w połowie lat 80. Jeśli jesteście fanami wspomnianych powyżej dzieł reżysera, wydaje mi się, że wiecie, czego spodziewać się po najnowszej odsłonie Pogromców Duchów. W jaki sposób podejście tego typu z podmienioną formułą odniesie się do oryginalnego filmu? Warto się nad tym zastanowić, szczególnie, że remaki czy sequele filmów sprzed lat są obecnie bardzo na topie, jeśli chodzi o sukces komercyjny. Niestety idzie to w parze z dość umiarkowanym sukcesem artystycznym, czego najlepszym przykładem z ostatnich tygodni jest powrót do przeszłości bohaterów z Dnia Niepodległości. Dywagacje dotyczącą porównania nowego filmu pozostawiam osobom, które będą miały szanse zobaczyć produkcję już w najbliższych dniach, warto jednak dodać, że pierwsze recenzje zza oceanu są dość optymistyczne, co nastraja pozytywnie do zobaczenia obrazu na własne oczy, szczególnie po fali hejtu wylanej na dzieło po pierwszym trailerze.

Ghostbusters recenzja

Fenomen pierwotnego filmu związany jest przede wszystkim ze świetnym zestawieniem kilku elementów, które muszą zagrać, jeśli obraz ma się podobać. Po pierwsze i najważniejsze aktorzy – chemia jaka występuje pomiędzy Danem Aykroydem i Billem Murrayem oraz pozostałymi pogromcami, zbudowana na zasadzie przyciągania się przeciwieństw jest niesamowita. Spokojny i rozważny Aykroyd wraz z ekscentrycznym lekkoduchem w postaci Murraya tworzą duet, który poprzez inteligentne dialogi tworzy niewymuszone sytuacje komiczne, dzięki którym już po prologu widz posiada uśmiech na twarzy od ucha do ucha. Im bardziej rozwija się fabuła, tym jest lepiej. Zawdzięczamy to trudnościom przy zakładaniu działalności gospodarczej oraz stopniowemu, umiarkowanemu procesowi dodawania nowych postaci drugoplanowych – cały zabieg wzbogaca produkcję o niezłe zawiązanie wątku głównego, co tworzy idealne proporcje dobrze skrojonej komedii. 

Pogromcy Duchów recenzja

Dobrze spisał się reżyser Ivan Reitman, który dzięki umiejętnemu znalezieniu tych wszystkich proporcji, gwarantujących sukces komediowy, zyskał sławę oraz był przez blisko dekadę nie do zastąpienia w tego typu produkcji, co między innymi skutkowało powstaniem dobrej kontynuacji omawianego filmu. Oprócz aktorów oraz głównego wątku paranormalnego mamy świetne, jak na tamte czasy efekty specjalne, prezentujące faktycznie dość przerażające wizje antybohaterów wraz z sympatycznymi duchami w postaci niezapomnianego mistrza drugiego planu, czyli zielonego ducha oraz piankowego marynarzyka, przez którego niejedna osoba w tamtym czasie nie mogła spać. Scenariusz jest efektem współpracy głównych aktorów filmu w postaci Dana Aykroyda, Harolda Ramisa oraz Ricka Morranisa, przez co widać dodatkowo zaangażowanie włożone w dzieło. 

Pogromcy Duchów recenzja

Świetnym zabiegiem okazało się również zaangażowanie do współpracy Sigourney Weaver, która tym razem musiała być postacią ratowaną z opresji, w przeciwieństwie do postaci Ellen Ripley znanej w tamtym czasie z dwóch części Obcego. Kolejne wyzwanie dla aktorki w nowym gatunku filmowym zakończyło się pozytywnie, dzięki czemu jej postać mogła również pojawić się w sequelu. Wspomniany powyżej Rick Morranis, w moim odczuciu aktorsko był jedynie najsłabszym ogniwem, gdyż postać jaką odgrywał, dość często popadała w przesadną autoparodię i mam nadzieję, że ten zabieg nie zostanie powtórzony w obecnej wersji filmu, szczególnie przez bohatera Chrisa Hemswortha czy protagonistkę graną przez Mellisę McCarthy. Hemsworth ma dość wysoko zawieszoną poprzeczkę, szczególnie ze względu na pamięć sekretarki odgrywanej przez Annie Potts, która grając oszczędnie, praktycznie samym głosem kradła sceny tytułowym pogromcom duchów, a aktor poza rolami w MCU zbyt wiele nie osiągnął i w dalszym ciągu próbuje wyrwać się z wizerunku Thora.

Pogromcy Duchów recenzja

Na koniec nie można zapomnieć o kultowej oprawie muzycznej filmu, a przede wszystkim ponadczasowym utworze Raya Parkera Jr., który do dzisiaj zna praktycznie każdy. W przypadku nowego obrazu postanowiono udoskonalić arcydzieło w swoim gatunku, powodując jego lekką profanację, pomimo szczerych chęci poszukiwania oryginalności. Wiem, że dość sceptycznie jestem nastawiony na nową wersję Pogromców… i z dużą nostalgią otaczam dwie pierwsze produkcje cyklu, ale może warto dać szansę również Feigowi, bo w końcu, jak pojawią się duchy, to do kogoś zadzwonić będzie trzeba.

Stały współpracownik

Wieloletni miłośnik amerykańskiego kina lat 80, 90. i współczesnych. Absolwent Chemii na UJ oraz obecnie Przedstawiciel Handlowy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?