Mówi się o tym, że współcześnie związki między mediami, społeczeństwem i politykami tworzą formę demokracji, którą można nazwać mediokracją. W kontekście trwającej kampanii wyborczej warto przypomnieć nieco niedoceniony i zapomniany film, który obnaża fałsz polityków i nierzetelność mediów. Tematyka z pozoru ciężka, jak się jednak okazuje, można pokazać ją w naprawdę lekki sposób. Co do samej fabuły, to prezentuje się ona następująco: spin doktor oraz producent filmowy mają zająć się tuszowaniem oskarżeń od skandalu seksualnego dotyczącego prezydenta. Muszą zająć czymś ludzi na jedenaście dni, po których nastąpią wybory.
Film, który nasi niemieccy sąsiedzi dość trafnie przetłumaczyli jako „Kiedy ogon merda psem”, to celna satyra ukazująca od kuchni kulisy marketingu politycznego. Conrad Brean, jeden z głównych bohaterów w tandemie z producentem filmowym Stanley’em Motssem (odpowiednio Robert De Niro i Dustin Hoffman) w trakcie rozwoju sytuacji stosują szereg manipulacji wodząc media za nos. I już choćby z tego względu warto obejrzeć film. Choć wiele zagrań zaprezentowanych przez sprytny duet chroniący dobre imię prezydenta w pierwszym odruchu wydaje się być szytych zbyt grubymi nićmi, to zastanowiwszy się nad realiami współczesnych demokracji możemy zadać sobie pytanie: Ile w tym wszystkim jest prawdy? Sama forma obrazu jest jednak tak lekka, momentami absurdalna, że nie sposób oglądać całości z powagą. Ale w tym przypadku to zaleta, bowiem nakręcony na poważnie film byłby zbyt ciężkostrawny dla większości odbiorców ze względu na tematykę, a tutaj dzięki absurdom i dowcipom stworzono lekką i przyjemną, jednocześnie zwracającą uwagę na ważne kwestie historię. Bardzo ciekawym zabiegiem w tym kontekście było stosowanie przerysowanych zbliżeń, dających momentami wrażenie, że naprawdę oglądamy zakulisowy „Making of”, materiał dokumentalny. Świetny duet stworzyła para głównych bohaterów, między którymi czuć chemię, dodatkowo w reakcji na ich zachowania i dialogi po prostu nie sposób się nie uśmiechać. Film posiada też swego rodzaju zwroty akcji, choć nie ma co ukrywać – nie ma tutaj napięcia i odwracania sytuacji do góry nogami. Do mankamentów filmu można zaliczyć pewną ospałość drażniącą dla mniej cierpliwych widzów. Ponadto w fabule pojawiają się miejscami naprawdę duże luki, ale biorąc pod uwagę konwencję, zapewne tak miało być. Wspominam o tym jednak, bo nie należy się tutaj spodziewać naprawdę logicznej fabuły.
„Fakty i akty” to naprawdę niebanalny film, który tym bardziej zasługuje na pochwałę, gdyż został nakręcony w miesiąc. Skłania on do przemyśleń na temat roli telewizji w życiu publicznym oraz przypomina o tym, do czego zdolny jest polityk chcący utrzymać władzę. Dustin Hoffman stworzył tu genialną kreację podpierając się na oryginalnym i po prostu dobrze napisanym scenariuszu. Największym mankamentem filmu jest to, że niestety momentami może nużyć, a z pewnych opresji bohaterowie wychodzą zbyt lekko. Naprawdę warto obejrzeć – zwłaszcza w kontekście wszechobecnej aury polityki.