Powrót do przeszłości – Recenzja „Dnia świstaka”
Jeżeli masz czasem dość monotonii albo zastanawiałeś się co byś zrobił, gdyby nie groziły żadne konsekwencje to na pewno zainteresuje Cię ten film. Opowiada on o losach Phila, dziennikarza telewizyjnego robiącego prognozy pogody. Kim jest główny bohater? Przede wszystkim naburmuszonym i niemiłym bucem. Ale to nie wszystko: jest też imiennikiem świstaka rokrocznie przepowiadającego pogodę (tytułowy dzień świstaka), dlatego to jemu telewizja zleca reportaż z tego wydarzenia od czterech lat, czego pogodynek szczerze nie znosi. Niestety okazuje się, że czas zatrzymał się w miejscu zmuszając protagonistę do przeżywania znienawidzonego dnia za każdym razem gdy zadzwoni budzik.
Ponad wszelką wątpliwość twórców należy pochwalić za niebanalny, wręcz genialny koncept wyróżniający się w gatunku jakim jest komedia romantyczna. Na słowa uznania zasługuje też Bill Murray. Odgrywa on Phila w taki sposób, że już po pięciu minutach widz szczerze go nie lubi. Choć brzmi to dość przewrotnie to jest ogromnym atutem opowieści, pozwala się w nią mocniej wczuć. Nieprzyjemna postać zawieszona w czasie to najjaśniejszy (poza samym pomysłem) punkt dzieła. Została poprowadzona perfekcyjnie nie tylko przez aktora, ale też scenarzystów. Jest to bohater z krwi i kości. Niejednokrotnie wykorzystuje powtarzający się dzień w sposób niezgodny z moralnością, ma mnóstwo wad i musi długo pracować nad poprawą charakteru. Jego rozwój jest przemyślany, logiczny i poprowadzony w przekonujący sposób. Oglądanie działań tego markotnego prezentera pogody jest wielce interesujące, pozwala ujrzeć wiele wariantów tej samej sytuacji. Niestety twórcy trochę przesadzili z zapętleniem akcji, niektóre sceny są wtórne i niczego nie wnoszą do całości. Wycięcie kilku niepotrzebnych fragmentów zdynamizowałoby historię i poprawiło odbiór. Niestety zapętlenie bywa chwilami męczące, a w oglądaniu nie pomaga muzyka: nie wpada w ucho, nie buduje przyjemnego klimatu, jest po prostu przeciętna. Z humorem jest niewiele lepiej – faktycznie jest trochę scen, gdzie uśmiech zagości na twarzy, nie jest on jednak ani bardzo błyskotliwy, ani na tyle celny żeby wybuchnąć śmiechem. To co udało się pokazać to dobrze zbudowany wątek romantyczny, oparty na najmocniejszym segmencie całej historii – wewnętrznym rozwoju Phila. Do mniejszych pozytywów produkcji można zaliczyć solidne, pozytywnie wyróżniające się dialogi.
„Dzień świstaka” to świetny pomysł, który ciężko upchnąć w ramy kina, udało się to jednak w dużym stopniu. Największy mankament tego dzieła to trochę zbyt wolne tempo rozwoju akcji. Brakuje też nieco więcej naprawdę śmiesznych scen i odrobiny dramaturgii. Wciąż jednak jest to świetna opowieść, której najjaśniejszym punktem jest Phil eksperymentujący różne zachowania na ludziach dookoła. Trzeba też oddać filmowi honory za samo przesłanie i poruszane zagadnienia. Zwrócenie uwagi na monotonię dnia codziennego w strefie komfortu, gdzie zmiany przychodzą jutro (które nigdy nie nadchodzi) to ponadczasowy strzał w dziesiątkę. Problematyka „Dnia świstaka” i apel by żyć na 100% nigdy nie przestaną być aktualne. Dlatego naprawdę warto go sobie odświeżyć.