Pierwsze odczucie, jakie towarzyszy zapoznawaniu się z debiutanckim pełnometrażowym kinowym dziełem Leszka Dawida (Jesteś Bogiem), to zdziwienie. Zdziwienie nad pomysłem projektanta jego plakatu. Bo film oparty tak bardzo na jednej bohaterce, w którym przez półtorej godziny oglądamy Romę Gąsiorowską w roli tytułowej Ki, reklamuje się hasłem Nie polubisz jej, co w przypadku takiego obrazu może nie rokować zbyt dobrze. Na szczęście, choć z dziełem wybitnym nie mamy do czynienia, ma ono swoje plusy, dzięki którym warto dać mu szanse.
Ki to opowieść o Kindze, młodej matce, której nie do końca odpowiada dotychczasowe życie. Wydaje się jej że jest jeszcze zbyt młoda aby zmieniać pieluchy, w dodatku musi jakoś na siebie zarobić, aby zapewnić synowi byt. Dlatego zajmuje się pozowaniem do aktów i portretów na akademii sztuki. Ojciec dziecka nie specjalnie przejmuje się poprawą swojego stanu majątkowego, dlatego nasza matka w pewnym momencie zrywa z nim i postanawia poradzić sobie na własną rękę.
Skąd właściwie wzięło się to Ki? To proste, bohaterka Romy Gąsiorowskiej w tym filmie ma na imię Kinga, a właśnie w ten charakterystyczny sposób je skraca. Jej synek Piotrek to Pio, współlokator Mikołaj Miko, a przyjaciółka Gosia to Go. Zabieg ten ma co prawda pomóc w nakreśleniu postaci głównej bohaterki, narwanej i próbującej osiągnąć wszystko jak najbardziej na skróty i najprostszą metodą, ale mimo wszystko irytuje. Myślę że film ani trochę nie ucierpiałby, gdyby postacie nazywano tak, jak im rodzice wybrali. Postacie jednak nazywają się tak tylko w umyśle głównej bohaterki, która tak właśnie próbuje wprowadzić je do swojego świata.
Zobacz również: #WSZYSTKOGRA – recenzja
Tymbardziej że sama główna bohaterka jest naprawdę ciekawą i nieźle napisaną postacią. Nie można jej ocenić jednoznacznie, nie polubić czy wydać wyłącznie negatywną opinię o niej jako o matce. Choć żyje szybko i próbuje jeszcze czerpać ze swojego młodzieńczego życia ile może, nie zwracając uwagi na to, co myśli o niej i jej nietypowych prośbach (które w dodatku są nie do odrzucenia) otoczenie, to zawsze mały Pio jest u niej na pierwszym miejscu. Roma Gąsiorowska też radzi sobie świetnie w tej roli, czuje postać. Jeśli można mieć do tej kreacji jakieś zastrzeżenia, to przede wszystkim scenariuszowe. Wynikają one z tego, że mamy wrażenie iż wszystkie przedstawione w filmie wydarzenia spływają po naszej bohaterce. Na początku poznajemy dokładnie tę samą Ki, z którą kończymy seans. Jedni ludzie się po drodze do niej zrażają, inni przekonują, ale generalnie na nią samą to zbytnio nie wpływa. Kinga jest wolna jak wiatr, robi popłoch wśród wszystkich wokół siebie, jednak przez cały film wieje on dokładnie tak samo szybko.
Drugi plan w tego typu filmie nie jest najważniejszy, więc warto wyróżnić kogoś, kto mimo wszystko jest w stanie się pokazać. Dlatego tutaj warto pochwalić Adama Woronowicza, który kreuje ciekawą i nieźle kontrastującą z główną bohaterką postać Mikołaja. Choć kompletnie nie rozumie jej zachowania, wydaje mu się ona totalnie dziwną, to jednak jest w stanie zaintrygować go na tyle, że znajdzie u niego pomoc. Ważna jest również postać małego Pio, jednak oczywiście nie ze względów aktorskich.
Ki to film intrygujący i nieźle zrealizowany, jednak wpadający w kilka pułapek. To dzieło z potencjałem, który u jego twórcy, Leszka Dawida, rozwinął się jeszcze bardziej w następnym projekcie, historii Paktofoniki, czyli Jesteś Bogiem. Bardzo ciekawi mnie jak poradzi sobie z drugim sezonem Paktu, a także czekam na kolejne jego kinowe projekty. A filmem Ki warto się zainteresować. Można bowiem obejrzeć niezłą produkcję, choć na kino przez wielkie Ki raczej nie powinno się nastawiać.
ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe