Krucze łzy
Kto by pomyślał? Swego czasu w jednym roku otrzymaliśmy dwie skrajne adaptacje jednej z najstarszych baśni braci Grimm, „Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków”. Pierwszą z nich była oryginalna i zabawna komedia, „Królewna Śnieżka”, która przedstawiła znaną nam opowieść w krzywym zwierciadle, pozostawiając po sobie całkiem dobre wrażenie. Kilka miesięcy później do kin trafiła druga z adaptacji baśni, „Królewna Śnieżka i Łowca”, produkcja szumniej zapowiadana i bardziej wyczekiwana niż poprzednia, która tym razem, dla odmiany, miała być mroczną opowieścią fantasy, mrożącą krew w żyłach. Muszę przyznać, że po niespodziewanie udanej „Królewnie Śnieżce”, miałem bardzo wygórowane wymagania, co do „Śnieżki” debiutującego Ruperta Sandersa. Jednak zasiadając wygodnie w kinowym fotelu, nie spodziewałem się tak mocnego oraz niezwykle pomysłowego filmu.
O skórze białej jak śnieg, ustach czerwonych jak krew, włosach czarnych jak kruk i sile jak róża na krzewie w samym środku zimy. Tak, tę opowieść znamy chyba wszyscy, jednak na tych słowach podobieństwo filmu do książkowego oryginału się kończy. To zupełnie inna historia, wariacja, swoją drogą bardzo udana, na temat starej powieści braci Grimm.
Pierwsze słowa, jakie nasunęły mi się na myśl po seansie, to: oryginalny, mroczny, z nutką grozy, pomysłowy, pełen napięcia, zaskakujący, nieszablonowy oraz emocjonalny. Wszystkie te przymiotniki doskonale opisują dzieło Sandersa. Nowa „Śnieżka” to film stylizowany na mroczną baśń, przywołujący na myśl leciwą już produkcję „Śnieżka dla dorosłych” z Sigourney Weaver w roli głównej. Ten sam specyficzny klimat tajemniczości, elementy grozy oraz przytłaczająca atmosfera. Czarny las, „wymierające” na naszych oczach królestwo, głodujący poddani, wszędzie nędza i pożoga. Tak wykreowana rzeczywistość niewątpliwie działa na wyobraźnie i jest jednym z najlepszych elementów obrazu. Wydaje się odpychająca, pełna niebezpieczeństw, brudna, pozbawiająca złudzeń na dobre i szczęśliwe życie. Po prostu nie do odratowania. Nie tego się spodziewałem, myślałem, że otrzymam świat podobny do tego w „Gwiezdnym pyle”. Twórcy mnie jednak pozytywnie zaskoczyli. Ich świat jest realny, namacalny, zarówno piękny, jak i niebezpieczny. Film również nie jest przesadnie „ugrzeczniony”, ginie wiele osób, a walki na miecze są brutalne i krwawe, dla niektórych mogą być też szokujące. Oczywiście wszystko ukazane jest w baśniowej otoczce, jednak, jak na film przygodowy, obraz Sandersa to dość mocna, z elementami grozy produkcja, chwilami mogąca lepiej przestraszyć niż niejeden współczesny horror.
Przez film przewija się wiele wątków tworzących bardzo oryginalną i pomysłową opowieść, w której każdy z bohaterów prędzej czy później odegra swoją rolę. Scenariusz zawiera wiele motywów, m.in.: poświęcenia, życia w samotności oraz piękna. Pokazuje nie tylko dramat Śnieżki, ale i wewnętrzną walkę królowej, a także Łowcy. Dzięki temu żadna z postaci nie jest nam obojętna i wywołuje w nas określone emocje. Historia ma też przesłanie: Nigdy nie należy tracić nadziei, razem, wspólnymi siłami jesteśmy w stanie poradzić sobie z każdym problemem. Nie należy również wątpić w ludzi, bo nawet ten najbardziej niepozorny, nieporadny, może odmienić bieg historii.
Ogromną zaletą obrazu jest doskonała scenografia. Z jednej strony jest po prostu przepiękna, szczególnie wtedy, gdy twórcy prezentują Ostoję, a z drugiej – przerażająca, mroczna (np. Czarny Las). Należy też zwrócić uwagę na świetną grę świateł oraz animację potworów i stworzeń żyjących w obu wspomnianych wyżej lasach. Po prostu doskonała robota.
Dobre udźwiękowienie oraz podkład muzyczny to też mocne strony „Śnieżki i Łowcy”. Świetny montaż dźwięku idealnie zgrywa się z tym, co widzimy na ekranie i dodaje realności dziełu. W osobnej recenzji, którą również znajdziecie na naszej stronie, chwaliłem już całkiem udany soundtrack, będący dziełem Jamesa Newtona Howarda, tak więc tym razem wspomnę tylko, że muzyka dobrze potęguje napięcie, poczucie strachu, bezsilności, grozy, jak również dodaje otuchy i wzbudza nadzieję. Dobrze oddaje emocje i uczucia głównych bohaterów.
Na przyzwoitym poziomie stoi charakteryzacja. Kostiumy były starannie wykonane, z dbałością o szczegóły. Pozwalały lepiej wczuć się w niecodzienny klimat filmu. Stanowiły dobre uzupełnienie obrazu.
Zawsze wiedziałem, że Charlize Theron to bardzo utalentowana aktorka, ale w „Królewnie Śnieżce i Łowcy” przeszła samą siebie. Może ciężko będzie Wam w to uwierzyć, lecz dzieło Sandersa to przede wszystkim aktorski popis wymienionej wyżej pani. Zdecydowanie wykreowała najbarwniejszą oraz najbardziej interesującą, jak również prowokującą złą królową, jaką mogliśmy do tej pory podziwiać. Zagrana przez nią postać jest kobietą o silnym charakterze, własnym zdaniu oraz z dręczącymi ją problemami. Jest apodyktyczna, bezlitosna, bezwzględna, okrutna oraz wyrachowana. Jednak nie jest to postać do szpiku kości zła. Ma swoje powody, wspomnienia, problemy, przez które jest taka, a nie inna. Osobowość królowej została maksymalnie rozbudowana. Pomimo tego, co zrobiła, ile krzywd wyrządziła, było mi jej naprawdę żal. Wracając jednak do gry aktorskiej… Theron była bardzo przekonująca oraz prawdziwa. Swoją mimiką, gestykulacją oraz odpowiednim tonem głosu potrafiła wzbudzić we mnie emocje – strach, gniew czy współczucie. Na brawa również zasługuje Hemsworth. Znany przede wszystkim z roli Thora, w dziele Sandersa odnalazł się bezproblemowo. Wykreował ciekawą oraz intrygującą postać o dość rozbudowanym portrecie psychologicznym. Jest również narratorem całej opowieści. Trzeba przyznać, że dobrze potrafił wprowadzić nas w zniszczony przez królową świat Śnieżki. Narracja w jego wykonaniu jest absorbująca oraz emocjonalna. Najsłabiej, co nie oznacza, że źle, spisali się Kristen Stewart oraz Sam Claflin. Chociaż wymieniona aktorka to przecież tytułowa Śnieżka, która dobrze zagrała swoją rolę, to chowała się w cieniu Theron oraz Hemswortha.
Nie mniej udanie prezentują się efekty specjalne. Stały na wysokim poziomie i zapierały dech w piersiach. „Żywy”, Czarny Las, ostateczny pojedynek z królową, przemiany apodyktycznej władczyni bądź stosowana przez nią magia to tylko nieliczne przykłady. Na plus należy zaliczyć świetnie zrealizowane sceny batalistyczne, może nie na miarę „Władcy Pierścienia”, ale z pewnością dorównujące tym z „Opowieści z Narnii”.
„Królewna Śnieżka i Łowca” to film bardzo udany. Absorbujący uwagę, dynamiczny, satysfakcjonujący. Aż trudno uwierzyć, że kręcił go debiutant, ponieważ nie można obrazowi odmówić solidnego wykonania oraz rozmachu. Film ogląda się przyjemnie, można poczuć dreszczyk emocji oraz z „otwartą gębą” przyglądać się Ostoi bądź Czarnemu Lasowi. To naprawdę dzieło godne uwagi, stające w szranki z „Opowieściami z Narnii” lub „Harrym Potterem”. Film polecam z całego serca, ponieważ pomimo tego, że według niektórych krytyków obraz nie mógł się udać ze względu na Kristen, to jak widać, z nią lub bez niej, produkcja byłaby równie dobra. A tak poza tym, któż by nie chciał zobaczyć płonącą Charlize Theron?
„Królewna Śnieżka i Łowca” reż. Rupert Sanders – Ocena Movies Room to: 75/100