Recenzja filmu James Dean – buntownik? (2001)

James Dean to aktor, którego nie trzeba przedstawiać żadnemu miłośnikowi kina. Pierwszy amerykański nastolatek jest prawdziwą ikoną uwielbianą przez artystów. Oprócz licznych piosenek gloryfikujących jego życie, na ekrany weszły także produkcje obrazujące je. Niestety, żaden z nich nie wyróżnia się niczym oprócz amatorskiego wykonania i braku szacunku wobec tak ważnej postaci dla kina. Sytuację miał odmienić film telewizyjny z Jamesem Franco w roli głównej. Czy James Dean – buntownik? to obowiązkowy seans dla fanów mamroczącego galanta?

26793880 1811381689169336 1834444746 n

Pierwsze sceny filmu są ekranizacją najmłodszych lat życia Deana i znakomicie przygotowują widza na jego dalsze perypetie. Te, oscylują między problemami z ojcem i chęcią podążania drogą Marlona Brando. Oglądanie rozwijającej się kariery aktora jest ciekawe, bo reżyser nie połasił się na żadne oczywistości i pokazuje widzom wszystko z pewnego dystansu. Nikt nie krzyczy do widza – patrz, ale on szybko mknie! Każda charakterystyczna cecha idola jest ukazana delikatnie. Jednakże ciężka praca scenarzystów i reżysera spłonęłaby na panewce, gdyby James Franco nie wiedział jak wcielić się w rolę Deana. Na szczęście tak nie było. Od pierwszych scen z przyszłym Tommym Wiseau można nabrać wrażenia, że aktor szanuje osobę, w jaką się wciela, a to zawsze cenię w filmach biograficznych.

A przecież James Dean to postać tak specyficzna i tak legendarna, że wcielenie się w nią musiało być niemałym wyzwaniem. James Franco postanowił ją przerysować, co moim zdaniem zawsze jest nie tylko dużym ryzykiem, ale i dużą szansą. W tym przypadku ryzyko opłaciło się pierwszym Złotym Globem na koncie aktora. Swoją cegiełkę do stworzenia najlepszego, biograficznego portretu Deana dołożył także operator kamery. Dzięki kilku zręcznym sztuczkom i omijaniu pokazywania całej twarzy aktora udało się przemienić Franco w Deana, a to była rzecz, której bardzo się bałam. Od premiery filmu minęło siedemnaście lat i wiele w tym czasie się zmieniło. Franco zaczął wychodzić z każdego kulturalnego zakątka, a jego głos i twarz stały się jego markowymi atrybutami przez co często mam wrażenie, że na ekranie oglądam po prostu Jamesa Franco. Na szczęście ta produkcja to dosadna opowieść o Deanie, próżno w niej szukać aktora wcielającego się w jego rolę.

Już od wstępu mojej recenzji lekko wodzę Was za nos. Franco sportretował Deana idealnie, ale czy to czyni tę biografię pozycją obowiązkową dla fanów pierwszego amerykańskiego nastolatka? Uwierzcie, odpowiedź jest rozczarowująca nie tylko dla Was, ale i dla mnie. Największym minusem tego filmu jest brak konsekwencji w wielu aspektach i scenariusz, którego punkt kulminacyjny prowadzi drogą małych kłamstewek ku wielkiemu kłamstwu. Zaczynając od pierwszej, wymienionej przeze mnie wady – film urywa wątki raz za razem. Czymś innym jest subtelne nakreślenie pewnych rzeczy, a czymś innym skakanie z motywu na motyw. Widzimy na przykład, że tytularny bohater miewa ataki niesamowitej arogancji. Reżyser podkreśla, iż Dean jest trudny w obyciu i dziwny, ale finalnie nic z tym nie robi. Wątek kłótni aktora z Georgem Stevensem (reżyserem Olbrzyma) zostaje rozwiązany kłamstwem, jakoby jego źródłem było jedynie to, że aktor miał problemy z ojcem. Produkcje biograficzne nie powinny być tak ostrożne.

26853289 1811381045836067 373115732 o

Kłamstwo, o którym wspomniałam wyżej, jest podporą dla najważniejszego wątku w filmie – sporu bohatera z ojcem. Niestety, reżyser połasił się tu o najprostsze dramatyczne rozwiązanie niejako usprawiedliwiające Wintona A. Deana. Film bardzo traci na tym, że tak ważny wątek od podstaw zbudowany jest na obłudzie. Oprócz tego film napisany jest interesująco i choć jest produkcją telewizyjną cieszy oko. Kadry stylizowane na filmy z lat 50’tych czarują, scenografia i kostiumy dodają produkcji należytego realizmu, a muzyka hipnotyzuje. Produkcja ta ma jeszcze jeden, wielki plus-finałowe sceny. Wypadek Deana sprawił, że moje serce znalazło się w gardle mimo tego, że nie wygląda efektownie. To właśnie zwolnione sceny i ukazanie toru jazdy bohatera sprawiły, że tak ciężko jest się z nich otrząsnąć. To teź dowód na to, że nawet bez wielkiego budżetu można zaprezentować coś co zostanie w pamięci na długo.

James Dean – buntownik? nie jest dobrym filmem biograficznym, a gdy przymkniecie oko na to, że opowiada o jednej z największych ikon kina zostaniecie z niczym. I choć fani Deana muszą obejść się ze smakiem polecam produkcje każdemu fanowi Jamesa Franco. W tym roku na polskie ekrany wchodzi The Disaster Artist, opowiadający historię innego (choć na zupełnie inny sposób) ekscentrycznego aktora. Za rolę Tommy’go Wiseau Franco dostał drugi Złoty Glob i w stu procentach zgadzam się z zachwytami wielu krytyków-zasłużył na złotą statuetkę, ale swój talent udowodnił już lata temu.

Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Stały współpracownik

Nastolatka wychowana przez Hollywood. Uwielbia szeroko pojętą popkulturę i sztukę. Jeżeli spotkalibyście się na ulicy pewnie gloryfikowałaby Nintendo i gry ekskluzywne Playstation, a jakbyś poprosił ją o polecenie filmu to zasugerowałaby seans "The Florida Project". Wierny żołnierz batalionu Archie Comics.

Więcej informacji o
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?