Paddington 2 – recenzja świetnego filmu rodzinnego o sympatycznym niedźwiadku!

Nie dajcie się zwieść jego niewinnemu wyglądowi i sympatycznemu ryjkowi. Niedźwiadek Paddington to postać niezwykle potężna, mimo niezbyt pokaźnego wzrostu – przynajmniej w Wielkiej Brytanii. Nie dość, że druga część jego przygód była przez trzy tygodnie na szczycie box officu, to jeszcze wpłynęła na inne filmy. Disney w Zjednoczonym Królestwie zdecydował się przenieść premierę animacji Coco z listopada na styczeń, żeby nie konkurować o widzów z uwielbiającym kanapki z marmoladą misiem. I wiedzieli co robią. Paddington 2 zalicza się bowiem do grupy nielicznych sequelów, które przebijają oryginał. Przygotujcie się zatem na jeden z najlepszych tytułów kończącego się właśnie roku, który wywróci wasze podsumowania do góry nogami.

paddington 2 01

Tytułowy niedźwiadek (w wersji oryginalnej głosu użycza Ben Whishaw) zaaklimatyzował się już w Anglii, mieszka razem z rodziną Brownów w Londynie. Bohater stał się prawdziwym celebrytą okolicy. Znają go wszyscy, a jego pozytywna energia oraz dobroduszność udzielają się każdemu. W jednej z pierwszych sekwencji filmu widzimy zresztą, jak wspaniale funkcjonuje on w tej społeczności, wydobywając z napotkanych osób pozytywne cechy. Podczas poszukiwań podarku dla leciwej ciotki Lucy, która zawsze marzyła o przyjeździe do Londynu, ale nigdy się jej nie udało, Paddington znajduje prezent idealny. W sklepie ze starociami pana Grubera (Jim Broadbent) jest książka o Londynie z rozkładanymi obrazkami, piękna i unikalna, a jednocześnie bardzo droga. Niedźwiadek zaczyna imać się przeróżnych prac, żeby odłożyć pieniądze na jej zakup. Nie zdaje sobie sprawy z faktu, że książką zainteresowany jest również podupadły aktor Phoenix Buchanan (Hugh Grant). Jego powody są jednak zupełnie inne. Miś wplątany zostanie w przestępstwo, którego nie popełnił i trafi za kratki. Brownowie (Sally Hawkins i Hugh Bonneville) będą za wszelką cenę starali się oczyścić jego imię.

paddington 2 03

Pierwsza część przygód Paddingtona skupiała się na dychotomii swój – obcy. Pochodzący z Peru miś pojawił się w Londynie jak grom z jasnego nieba i był swoistym ewenementem. Tocząca się w wielu krajach dyskusja o emigrantach i uchodźcach sprawiła, że film ten był niezwykle na czasie, ale jednocześnie stał się odrobinę zbyt dydaktyczny. W drugiej części balans pomiędzy przesłaniem opowieści i nienachalną treścią w postaci czystej zabawy wyważony został znakomicie. Bo Paddington 2 mówi o wielu rzeczach, ale robi to tak cudownie lekko, że odbiera się je bardzo naturalnie. Powraca strach przed obcymi, których najłatwiej obwinić za popełnione przestępstwo. Uosobieniem tego wątku jest podejrzliwy pan Curry (świetny Peter Capaldi), czyli Brexit z krwi i kości. Równie mocne są wszelkie motywy o sile rodziny, jedności, wspólnego działania i pluralizmu kulturowego – będzie to zorganizowane śledztwo rodzinne, wsparcie sąsiadów czy brawurowa ucieczka z więzienia. Wszelkie zindywidualizowane próby działania, bogacenia się kosztem innych, zostają potępione. Najbardziej poruszający jest wątek z ciocią Lucy – to piękna opowieść o tęsknocie, rozłące oraz poczuciu zbliżającego się końca życia. Podana tak wspaniale, że pod koniec projekcji miałem łzy w oczach. No dobrze, łzy były słodkie niczym marmolada, ale to jedyny zarzut, jaki mogę wystosować do tej produkcji. Bo akcja prze naprzód, a nastoje zmieniają się jak w kalejdoskopie – jest to przecież film przygodowy. Tu ktoś prowadzi śledztwo, tam ktoś szuka skarbu, a jeszcze gdzie indziej ktoś próbuje przetrwać w ekstremalnej sytuacji.

Paddington 2 02

Żaden z powyższych argumentów nie miałby jednak większego znaczenia, gdyby nie wizualna strona filmu Paula Kinga. O wielu produkcjach dla dzieci mówi się, że mają w sobie ukryte przesłania dla dorosłych. Paddington 2 jest ich nieskończoną kopalnią, a siła wyobraźni tego obrazu, pomysłowość, lekkość i bezpretensjonalność sprawiają, że jest to zaiste tytuł dla całej rodziny. Slapstikowe przygody niedźwiadka szorującego okna albo przeciskającego się przez więzienne machiny żywcem wyjęty jest z filmów Bustera Keatona, Harolda Lloyda czy Charliego Chaplina. Sekwencję w więzieniu zresztą uznać można za małe arcydzieło, które reżyserować mógłyby Wes Anderson. Przerysowane do potęgi postacie, z fantastycznym Brendanem Gleesonem na czele, tworzą cudowny gang odmieńców, z którymi zaprzyjaźnić chciałby się chyba każdy. Do tego zobaczymy również mapę do skarbu ukrytą w książce, szaloną ucieczkę balonem zrobionym z prześcieradeł, czerwoną skarpetkę farbującą górę prania na kolor różowy, ożywające na ekranie karty książki, szaleńczy pościg na psie, pasję do pociągów będącą kołem ratunkowym w kryzysowej sytuacji… Mógłbym tak opowiadać, scena po scenie, żeby przekonać was do tej magii. W tym wypadku musicie o niej przekonać się sami.

Paddington 2 04

Paddington, który pojawił się najpierw na kartach książki Michaela Bonda ponad pół wieku temu, to niedźwiadek na wskroś brytyjski, taki odpowiednik naszego Uszatka. Dlatego nie dziwi fakt, że film ten jest przesiąknięty Wielką Brytanią do najdrobniejszego detalu, od namiętnie pitej herbaty, przez ikoniczne miejsca, po praktycznie całą obsadę. Na swój sposób Paddington 2 jest socjalistyczną utopią, gdzie Londyn jest miastem, w którym na kosztujący miliony dom w prawie samym centrum miasta pozwolić sobie może przeciętnie zarabiająca rodzina, pociągi na parę wcale nie zatruwają powietrza, a więzienia wypełniają złoczyńcy o złotych sercach. To wyidealizowana wizja miasta, w którym najlepsze elementy z przeszłości i teraźniejszości istnieją symultanicznie. Warto dodać, że na szczególną uwagę zasługuje Hugh Grant, którego campowa postać jest prawdziwą wisienką na torcie tego filmu. Aktor nie tylko wyśmienicie sprawdza się w roli złoczyńcy – aktora polującego na skarb, by sfinansować swoje “przedstawienie jednego aktora” na West Endzie. To także prawdziwie autoironiczna, samoświadoma kreacja, która być może zwiastuje nową erę w karierze Granta.

Gdyby ktoś zapytał mnie przed seansem, czy warto wybrać się na Paddingtona 2, pewnie odpowiedziałbym, że niekoniecznie. Po zobaczeniu tego filmu biję się w pierś i obwieszczam wszem i wobec – to absolutne arcydzieło kina familijnego, które trzeba zobaczyć!

Ilustracja wprowadzenia i plakat: Monolith Films / materiały prasowe

Redaktor

Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?