Recenzja filmu Marley i ja (2008)

Niedawno na naszej stronie mogliście przeczytać recenzję Diabeł ubiera się u prady, czyli fenomenalnej produkcji z udziałem Anne Hathawy i Meryl Streep. Dzisiaj zajmiemy się kolejnym filmem Davida Frankela, z równie świetną obsadą i psim humorem — mowa tu oczywiście o filmie Marley i ja.

Marley i ja opowiada o małżeństwie Jennifer (Jennifer Aniston) i Johna (Owen Wilson). Para postanawia przeprowadzić się na ciepłą i słoneczną Florydę, by tam zacząć nowe życie. Po jakimś czasie Jennifer wyznaje swojemu mężowi, że chce mieć dziecko. John, zupełnie niegotowy do bycia ojcem, postanawia podarować swojej żonie coś zupełnie innego… małego, biszkoptowego szczeniaka labradora. Od tamtej pory rozpoczyna się nowy etap w życiu nowożeńców — pełen poświęcenia i odpowiedzialności, ale i śmiechu oraz pięknej, psiej miłości.

marley and me

Zobacz więcej: Paddington 2 – recenzja świetnego filmu rodzinnego o sympatycznym niedźwiadku!

Dzięki niezwykłej lekkości filmu, trochę ponad dwugodzinny seans (który mógłby być troszeńkę krótszy) nie był dla mnie jakimś większym wyzwaniem. Dlaczego? Historia sama w sobie nie jest zbyt skomplikowana, a całkiem barwne postacie i prosty, niedosadny humor nie każą widzowi siedzieć przed ekranem z wielkim skupieniem wymalowanym na twarzy. Są tam dość przewidywalne wątki i sytuacje, ale nie oszukujmy się — to tylko (a może “aż”?) komedia familijna, produkcja w sam raz na wieczorny relaks w samotności, z rodziną czy ulubionym psiakiem (a o takim jednym właśnie jest ten film). Tak czy siak, nie żałuję czasu, który spędziłam na oglądaniu życiowych rozterek Johna (felietony czy nie felietony? — oto jest pytanie) i obserwowaniu, jak małżeństwo bezskutecznie próbuje okiełznać problemowego Marleya. Nawet jeśli tego typu komedie nie są raczej gatunkiem, który często oglądam, a te dwie godziny równie dobrze mogłam poświęcić na sen. Albo pisanie czy oglądanie innych filmów. No dobra, na dosłownie WSZYSTKO (wszystko oprócz nauki, oczywiście — są rzeczy ważne i ważniejsze).

Marley1

Zobacz więcej: Recenzja filmu Blaszany Bębenek (1979)

Marley i ja to produkcja, która nie tylko co bawi, ale i każe sięgnąć po pełne pudełko chusteczek. Coraz to szalone i pełne niespodzianek (zazwyczaj w dzieciach) życie nowożeńców i wplątany w nie zakręcony i figlarny Marley sprawiły, że dwie godziny seansu minęły szybciej, niż sądziłam. Film może nie jest najlepszą produkcją na świecie pod względem scenariusza czy ogólnej fabuły, ale dla mnie był w sam raz na chwilę odpoczynku i relaksu. Jeśli wy również zdecydujecie się na obejrzenie tego filmu w towarzystwie swojego zwierzaka (lub gdy po prostu jesteście takimi wielkimi psiarzami jak ja), to NAPRAWDĘ zaopatrzcie się w te chusteczki, ale również przygotujcie na niezłą dawkę humoru z figlarnym labradorem w roli głównej!

Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Stały współpracownik

Wielka fanka muzyki alternatywnej, jak i tej spokojniejszej. Wychowana na horrorach i książkach o słynnym Harrym Potterze. Najbardziej na świecie uwielbia Sherlocka Holmesa i Kapitana Amerykę. W wolnym czasie ogląda (lub czyta) produkcje typowo fantastyczne lub popija herbatkę z Bilbo Bagginsem w jego przytulnej norce.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?