Recenzja filmu Człowiek ze stali (2013)

Przyznam się szczerze, że nigdy nie byłem fanem Supermana. Wydawał mi się zbyt kiczowaty. Miałem świadomość tego, że jest to postać komiksowa, ale co to za bohater, który lata w czerwonych gaciach założonych na niebieskie rajtuzy? Zdecydowanie bliżej mi było do postaci Batmana, Iron Mana czy Spider-Mana. Jednak w osobie reżysera i producenta dostrzegłem ogromną nadzieję na to, że tym razem dostaniemy coś naprawdę innego. Zupełnie inne podejście do postaci. Już pierwsze zdjęcie ukazujące Supermana bez czerwonych majtek na wierzchu utwierdziło mnie w przekonaniu, że tak właśnie będzie. Że będzie to poważniejsze podejście do postaci, którą uwielbiają miliony osób na całym świecie. Oczywiście, nie można wymagać zbyt wielkiego realizmu od obrazu ukazującego losy superbohatera, który zaprzecza wszelkim prawom fizyki, jest supersilny, a z oczu strzela laserami. Pomimo tego, oczekiwania miałem naprawdę bardzo wysokie.

Zobacz również: Liga Sprawiedliwości – recenzja trzeciego filmu Zacka Snydera w DCEU!

Z dużą przyjemnością poznawałem początki historii tytułowego człowieka ze stali. Chronologia przedstawianych na ekranie wydarzeń jest lekko pozmieniana – otóż na samym początku naszym oczom ukazuje się planeta Krypton, miejsce narodzin Kal-Ela, syna Jor-Ela, jednego z wyżej postawionych obywateli. Następnie rzuceni jesteśmy w czasy obecne, gdzie nasz bohater jest już dorosłym mężczyzną, który próbuje ukryć się przed całym światem. Podczas filmu kilkakrotnie oglądamy retrospekcje ukazujące nam różne etapy życia Clarka Kenta.

Człowiek ze stali 1

No dobrze, ale po kolei. Planeta Krypton, w wyniku zbyt mocnego wyeksploatowania przez mieszkańców, staje w obliczu zagłady. Jedyną szansą na uratowanie rasy na niej żyjącej jest wysłanie nowonarodzonego dziecka na odległą planetę Ziemię. Oczywiście noworodkiem tym jest nasz główny bohater, pierwszy od setek lat naturalnie narodzony Kryptonianin. Jest to dość istotne, bowiem od wieków każdy obywatel planety miał odgórnie przypisaną rolę w społeczeństwie, jednak nie mały Kal-El. On miał prawo do wybrania swojej własnej ścieżki życia. W międzyczasie dochodzi do buntu, na czele którego staje Generał Zod. Chce on użyć tzw. Kodeksu do odbudowania rasy na innej planecie. Ubiega go jednak Jor-El i wraz z pomocą swojej żony wysyła młodego Kal-Ela na Ziemię. Zod zostaje schwytany i w konsekwencji swych niecnych czynów skazany na długą odsiadkę w kosmicznym więzieniu. Następnie akcja przenosi się na Ziemię. I to właśnie na naszej rodzimej planecie rozgrywa się akcja reszty filmu.

Człowiek ze stali 2

Pod względem technicznego wykonania Człowiek ze stali to klasa. Efekty specjalne robią wrażenie, udźwiękowienie zaś stoi na najwyższym poziomie. Za ścieżkę dźwiękową odpowiadał nie kto inny, jak Hans Zimmer. Udało mu się stworzyć zapadające w pamięć utwory. W filmie dosyć często użyty jest efekt szybkiego zoomu tak, aby skupić uwagę na konkretnym obiekcie. Praca kamery momentami jest bardzo szybka, pomimo tego nie odczuwa się zbyt dużego problemu ze śledzeniem wydarzeń na ekranie. Cały film kręcony był w dosyć stonowanej kolorystyce, na próżno szukać w nim jaskrawych barw. Wybuchy, eksplozje, latające samochody, wagony, walące się budynki, ogromne tornado siejące zniszczenie – to tylko namiastka tego, co dzieje się w tym filmie. Walki są szalenie efektowne! Widać, jak ogromną mocą dysponuje Superman oraz jego przeciwnicy. Prócz Zoda nieźle w kość daje mu Faora, prawa ręka Generała. Jest to typ kobiety, która zamiast gadać, woli działać. I efektem tego jest chociażby zdemolowanie centralnej części Smallville, miasteczka, w którym wychował się nasz bohater. Naprawdę, jeśli chodzi o ilość eksplozji na ekranie, to reżyser Zack Snyder mocno dogania wirtuoza wybuchów Michaela Baya.

Człowiek ze stali 3

Podczas seansu w głowie utknęła mi jedna liczba – 33. Tyle bowiem lat ma Clark Kent w trakcie wydarzeń. Czy to przypadek, czy specjalny zabieg twórców aby Supermana przedstawić w takim samym wieku jak Jezusa w jego ostatnich dniach życia na Ziemi? Spójrzmy dalej, Clark Kent to tak naprawdę Kal-El. El -> Eloi -> Bóg. Nie od dzisiaj wiadomo, że inspiracją do powstania komiksu o człowieku ze stali było życie Jezusa. Obydwoje zesłani byli na Ziemię, wychowywani przez przyrodnich ojców (w przypadku Clarka również matkę), mieli nadludzkie zdolności, problemy z akceptacją wśród społeczeństwa. Obydwoje bez wahania zdolni byli do oddania się w ręce nieprzyjaciela, tylko po to, by ocalić lud w którym się wychowywali, ale który nie był im do końca przyjazny. Sam Jor-El w rozmowie z biologiczną matką Supermana powiedział jej, że Kal-El będzie dla Ziemian jak Bóg. Biegun Południowy, miejsce w którym Kal-El po raz pierwszy rozmawiał z ojcem, jest niczym Ogród Oliwny. Myślę, że twórcy nie bez powodu właśnie w taki sposób przedstawili nam postać Dziecka Kryptonu. Przypadek? Nie sądzę, jak to mówi popularne swego czasu hasło internetowe.

Zobacz również: Deadpool 2 – mamy nowy zwiastun!

Pomimo ogólnej niechęci do tego filmu wśród wielu widzów, w tym grona moich znajomych, uważam Człowieka ze stali za produkcję udaną. Oczywiście, ma ona swoje wady, w tym kilka scenariuszowych wpadek. Jednak w ogólnym rozrachunku całkiem dobrze spełnia swoją rolę, jaką było rozpoczęcie DC Extended Universe.

Redaktor

Miłośnik kina, gier wideo i komiksów. Online 24/7. Redaktor prowadzący działów: Recenzje premier, Powrót do przeszłości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?