Legendarnego duetu Burtona z Deppem chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Obu panów dzieli naprawdę niewielka różnica wieku i łączy kilka dobrych produkcji filmowych. Każdy z nich dodał swoją niepowtarzalną i niezwykle ważną cegiełkę do wspólnych projektów — Johnny nietuzinkowy talent aktorski, a Tim charakterystyczną i bardzo klimatyczną reżyserkę. W wyniku ich pierwszej kolaboracji powstał Edward Nożycoręki — istnie dzieło kinematografii lat 90. Burtonowi tak dobrze pracowało się z Deppem, że z czasem zaczął obsadzać go w innych swoich produkcjach — ale o nich może kiedy indziej.
Zobacz więcej: Suburbicon – recenzja mrocznej komedii kryminalnej w reżyserii George’a Clooney’a
Edward Nożycoręki to opowieść o Edwardzie — chłopcu, który zamiast rąk posiada… nożyce. Mieszka sam w opuszczonym i ponurym zamczysku do momentu odwiedzin Peg (Dianne Wiest), która jest konsultantką Avon. Kobieta postanawia zabrać osamotnionego Edwarda do swojego domu i zaopiekować się nim wraz z rodziną. Z czasem chłopiec-cyborg zaczyna robić niemałą furorę w mieście. Dzięki nożycom potrafi zręcznie przyciąć żywopłot czy najzwyklejsze krzaki, nadając im najróżniejsze kształty — od dinozaurów do faktycznych sylwetek ludzi. Gdy wścibskie sąsiadki-przyjaciółki Peg dostrzegają talent chłopca, postanawiają go wykorzystać do własnych potrzeb (m.in. jedna z nich chce otworzyć z nim salon fryzjerski), co przysparza fajtłapowatemu cyborgowi wiele przygód i kilka niezręcznych sytuacji.
Przed przejściem do tej mniej pozytywnej części recenzji chciałabym podjąć temat soundtracku, który kompletnie zwalił mnie z nóg. Melodie skomponowane przez Danny’ego Elfmana — piękne, delikatne niczym kołysanki, a zarazem tajemnicze i dość mroczne — nadały wielu scenom baśniowo-dramatyczny klimat. W produkcji dominowała jednak posępność i smutek, emanujące z postaci Edwarda. Dzięki kilku zabawnym sytuacjom i perypetiom chłopca-cyborga do filmu może przysiąść cała rodzina, ale nadal w Edwardzie Nożycorękim jest coś budzącego grozę i przyprawiającego o gęsią skórkę. I to nie bez przyczyny — w końcu Burton wie, jak rozśmieszyć, a zarazem trochę przerazić widza.
Zobacz więcej: Recenzja filmu Pachnidło: Historia mordercy (2006)
Mimo ogólnej świetności, mam co do produkcji jedno zastrzeżenie — na początku strasznie przynudza. Coś ciekawszego od codziennego obchodu sąsiedztwa Peg zaczęło się dziać wraz z powrotem do domu córki konsultantki, Kim (Winona Ryder). Nasz główny bohater bardzo szybko zaczyna żywić uczucia do dziewczyny — niestety, nie ze wzajemnością. Kim bardziej boi się Edwarda, niżeli go lubi. Poza tym świata nie widzi poza swoim badassowym chłopakiem Kevinem (Robert Oliveri), który już na samym początku wydał mi się strasznym palantem. Na szczęście z czasem dziewczyna również to zauważa.
To, co najbardziej spodobało mi się w Edwardzie Nożycorękim, to ukazanie przez reżysera powszechnego problemu akceptacji jakichkolwiek inności u ludzi. Historia chłopca idealnie pokazuje drogę, jaką zazwyczaj przechodzi osobnik znacznie (lub też trochę mniej) różniący się od innych — na początku wzbudza u ludzi zainteresowanie, potem sam zaczyna im ufać, ale z czasem, gdy dana osoba popełni jeden, chociażby najmniejszy błąd ludzie zaczną się od niej odwracać. Równie dobrze może być od razu wyśmiana czy dręczona, co bardzo obniża samoocenę i niszczy pewność siebie. Niestety, równie tragiczny los spotkał Edwarda przez jego niekoniecznie odpowiedni i przemyślany ruch.
Inny od znanych wam produkcji Edward Nożycoręki to istne dzieło pod względem scenariusza, scenografii, jak i cudownego soundtracka. Burton z charakterystycznym ponurym i dość posępnym dla swoich produkcji klimatem wprowadził nas do prawdziwego świata z prawdziwymi ludźmi, gdzie ciężko było wpasować się takiemu odmieńcowi jak Edward. Tak jak w Pianiście problem przedstawiony w filmie — który miał swoją premierę 27 lat temu — występuje ciągle w naszych czasach i spędza niektórym osobom sen z powiek. Kto wie, może Polański i Burton mieli nadzieję, że owe przykrości chociaż w najmniejszym stopniu przestaną tak dzielić innych ludzi, jak kilkanaście lat temu.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe