Recenzja filmu Safe House (2012)

Safe House to hollywoodzki debiut Daniela Espinosy i chociaż wcale nie jest to oczywiste, mamy do czynienia z filmem zaskakująco dobrym. Denzel Washington nadal emanuje energią i charyzmą i prawie wcale się nie postarzał, chociaż przecież już wtedy musiał odczuwać upływ lat (wszak w filmach sensacyjnych gra intensywnie od lat 80.). Z kolei Ryan Reynolds, jeden z moich ulubionych aktorów, już w Amityville i Pogrzebanym udowodnił, że nikt nie ma prawa postrzegać go wyłącznie jako aktora od głupich komedii. Tytułowa rola Deadpoola umocniła jego pozycję, ale w 2012 roku właśnie w Safe House postawił kropkę nad „i”, budując naprawdę dobrą, wymagającą przygotowania rolę.

Safe House 1

Reynolds wciela się w strażnika tytułowego safehouse’u, czyli bezpiecznej kryjówki, do której przywieziono właśnie na przesłuchanie bohatera odgrywanego przez Washingtona. Ten wszedł w posiadanie informacji mogących ujawnić korupcję wysoko postawionych przedstawicieli wszystkich agencji na świecie. Nie trzeba czekać długo, by Safe House został zaatakowany. W nowych okolicznościach weteran trafia nagle pod opiekę ambitnego młodzika. Rozpoczyna się polowanie, a jednocześnie między dwoma bohaterami toczy się gra w kotka i myszkę. Pierwszy chce uciec, a drugi doprowadzić pierwszego przed oblicze CIA. Jak to zazwyczaj w takich historiach bywa, młody agent, odkrywając kolejne elementy układanki, zaczyna stopniowo tracić wiarę w swoich mocodawców.

Safe House 2

Kręcąc Safe House, Espinosa pozbawiony był Hollywoodzkich naleciałości i amerykańskich kompleksów, udało mu się więc zaserwować bezpretensjonalną, przepełnioną akcją i, co bardzo ważne, pozbawioną patosu historię. Sceny akcji są niesamowicie zrealizowane, a do tego jest ich naprawdę dużo – pościgi, strzelaniny, wybuchy, czy bijatyki na pięści występują właściwie co krok. Na szczęście fabuła nie ginie w ich zalewie i chociaż nie jest może specjalnie złożona, to jednak twisty fabularne i ciągłe zwroty akcji nie pozwalają oderwać oczu od ekranu. Trochę tu Rekruta, trochę W sieci kłamstw a trochę Człowieka w ogniu, głównie w sferze realizacyjnej. Sami przyznacie, że są to całkiem niezłe referencje.  

Safe House 3

Safe House to naprawdę kawał dobrej roboty i jeden z lepszych filmów sensacyjnych,  jakie dane mi było oglądać w tamtym okresie, kiedy na ekranach popularność próbowała jeszcze zdobyć słabiutka Ścigana i polany komediowym sosem A więc wojna. Ale to właśnie ten film zafundował mi mocne, brutalne, robione w 100% na poważnie, męskie kino sensacyjne, które z przyjemnością wspominam do dziś.

Zastępca redaktora naczelnego

PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?