Tematyka walki o prawa nad dzieckiem nie jest w kinematografii spotykana nad wyraz często. Bardzo trudno też natknąć się na produkcję, która przedstawi to zagadnienie w odpowiedni sposób. Do flagowych filmów tego typu zalicza się przede wszystkim Sam, który jest produkcją ponadczasową, taką, która przedstawia pozornie prostą historię w znakomity sposób, nie pozwala oderwać się od ekranu i wzbudza ogromne wzruszenie. Z okazji zbliżającej się premiery Obdarowanych myślę, że warto przypomnieć sobie Sama – i powzdychać jeszcze trochę na temat tego, jaki jest dobry.
Historia, jak już wspomniałem, jest stosunkowo prosta – poznajemy tytułowego bohatera, który jest osobą opóźnioną w rozwoju. Lekarze szacują jego wiek emocjonalny na siedem lat. Niedługo po narodzinach swojej córki jest zmuszony, by opiekować się nią samodzielnie, a gdy ta staje się trochę starsza, odpowiednie urzędy zaczynają interesować się, w ich opinii, niezbyt dogodnymi warunkami życia małej Lucy. Argumentują to tym, że jej ojciec jest na takim samym poziomie intelektualnym jak ona… i zabierają mu córkę. Sam jest zdesperowany i chce walczyć o prawa do opieki nad nią. Z pomocą przychodzi mu grana przez Michelle Pfeiffer adwokat imieniem Rita.
Sean Penn spisał się znakomicie w roli upośledzonego mężczyzny. Na wielką uwagę zasługuje również postać Lucy – jest dziewczynką zaradną i niebywale rezolutną. Relacja ojca z córką została przedstawiona w doskonały sposób, obrazując, jak wielka miłość ich łączy. Film pokazuje również zmagania Sama w codziennym życiu – w pracy, szkole córki czy restauracji, a także w relacjach z innymi osobami. Jak możemy się domyślać, facet naprawdę nie ma lekko i niechcący robi mnóstwo ekscentrycznych rzeczy. W związku z problemami Sama z niektórymi czynnościami oraz faktem, że jest osobą, która nie zawsze panuje nad emocjami, pojawiają się coraz większe wątpliwości na temat tego, czy dalej powinien wychowywać córkę. Batalia w sądzie jest dla niego ogromnym wyzwaniem, a samo przygotowanie się do rozprawy spędza z sen powiek nie tylko jemu, ale i Ricie, jego prawniczce. Kobieta, bardzo zapracowana matka kilkuletniego syna, jest początkowo bardzo zdystansowana do swojego klienta, ale gdy okrywa, jak wielką miłością darzy on Lucy i co jest w stanie dla niej zrobić, ona sama zaczyna patrzeć na swoje macierzyństwo w nieco inny sposób.
O tym właśnie jest ta opowieść – o ojcowskich poświęceniach, o olbrzymiej miłości do dziecka i o tym, że nie trzeba być wykształconym, całkowicie zdrowym rodzicem, by przekazać swojemu potomkowi najważniejsze wartości i wskazać życiową drogę. I wiem, jak banalnie to wszystko brzmi, ale wszystko zostało przedstawione w niesamowity sposób. Nie idealny, bo możnaby się przyczepić do paru elementów czysto technicznych… ale po co? Jestem zdania, że z tą produkcją powinien zapoznać się każdy rodzic. Każdy, bez wyjątku. I każdy rodzic po seansie powinien zadać sobie parę bardzo, ale to bardzo ważnych pytań – czy poświęcam dziecku wystarczająco dużo czasu? Czy daję mu wszystko, co tylko jestem w stanie? Czy nie czuje się przeze mnie zaniedbane?
Całości dopełnia ścieżka dźwiękowa, która idealnie wpasowuje się w klimat filmu i składa się z repertuaru grupy The Beatles. Poniżej zamieszczam utwór, który pojawia się na wstępie.
https://www.youtube.com/watch?v=xxaOItEmu3U
Ilustracja wprowadzenia i pełnego tekstu: Materiały prasowe