Recenzja filmu Cuda z Nieba (2016)

Mamy Wielkanoc, a Wielkanoc jest czasem nadziei i nieważne czy jesteś osobą wierzącą czy nie, nadziei nigdy za wiele. Cuda z Nieba to film niebędący może arcydziełem, ale za to naprawdę przyjemny i warty obejrzenia. Reżyserowana przez Patricie Riggen produkcja jest oparta na prawdziwych wydarzeniach i opowiada o sympatycznej rodzinie, prowadzącej spokojne życie w Teksasie. Kochająca matka, Christy Beam (w tej roli Jennifer Garner) i pracowity ojciec, Kevin, właściciel kliniki weterynaryjnej (Martin Henderson) wychowują trzy śliczne, zdolne córki, Annę, Abby i Adelynn. Ich idealny świat rozpada się w drobny mak, kiedy Anna zapada na nieuleczalną chorobę układu pokarmowego, powoli wysysającej z niej życie i powodującej niewyobrażalne cierpienie. Rodzina przechodzi przez piekło, najpierw próbując zdiagnozować dziewczynkę, potem szukając dla niej ratunku w surowym, medycznym świecie, a na końcu zabierając do domu i powoli godząc się z jej nieuchronnym losem, przeżywając kryzys wiary i tracąc resztki nadziei. Wszystko zmienia się jednak, gdy dziewczynka ulega wypadkowi, z którego cudem udaje jej się ujść z życiem. Po wypadku w cudowny sposób udaje jej się wrócić do zdrowia i nikt nie wie, dlaczego.

cuda

Zobacz również: TOP 30: Najlepsze filmy 2016 roku!

Cuda z Nieba nie udzielają odpowiedzi na trudne pytania, dlaczego dobrzy ludzie cierpią, albo dlaczego niektórym udaje się przeżyć chorobę, a innym nie. Jeżeli szukasz rozwiązań dla skomplikowanych, eschatologicznych problemów, ten film Ci ich nie udzieli. Ale fakt jest faktem – czasami cuda (wydarzenia nieposiadające naukowego wytłumaczenia) się zdarzają i trzeba o nich robić filmy, bo skądś tę nadzieję brać musimy.

Kolejna prawda płynąca z tego filmu to siła, jaką mogą dać nam ludzie spotkani po drodze w trudnych momentach naszego życia. Serdeczna czarnoskóra Angela, pani rejestratorka w szpitalu, doktor Nurko, pastor czy facet sprzedający bilety na lotnisku – bez ich drobnych, płynących prosto z serca gestów losy Anny nie potoczyłyby się tak, jak się potoczyły. To oni właśnie byli największym cudem na drodze rodziny Beamów, to oni pojawiali się w odpowiednim miejscu i czasie, robiąc dokładnie to, co powinni, poświęcając swój czas i ryzykując kariery.

Film ma swoje wady –  dość kiczowato przedstawia się wyobrażenie Anny na temat nieba, ale może nie trzeba być tu zbyt surowym … w końcu „ani oko nie widziało” i tak dalej. Delikatnie irytująca rola Jennifer Garner, która jest dobrą aktorką i świetnie zobrazowała ogrom cierpienia, determinacji i matczynej miłości, ale czasem miałam już przesyt tych smutnych oczu i wyrazu twarzy skrzywdzonego szczeniaczka.

cudaznieba

Poza tym nie mam filmowi wiele do zarzucenia. Jest pozbawiony ckliwego patosu i tanich chwytów, jakich często łapią się produkcje tego typu. Nie „ewangelizuje” widza na siłę, zostawia mu wolną furtkę do wyciągania własnych wniosków. Trudno jest we właściwy sposób opowiadać o trudnych i kontrowersyjnych tematach, jakimi są wiara, śmierć kliniczna, czy chociażby wspomniane cuda, ale twórcy produkcji poradzili sobie z tym znakomicie. Dobra gra aktorska (szczególnie jeśli chodzi o postać małej, dzielnej Anny, granej przez znakomitą Kylie Rogers), świetna muzyka i ciepła scenografia to duże atuty produkcji. W końcowej scenie filmu bohaterka – Christy Beam – w swoim przemówieniu przytacza myśl Alberta Einsteina, który mówił, że możemy żyć na dwa sposoby: albo tak, jakby nic nie było cudem, albo tak, jakby wszystko nim było. Autorzy filmu i bohaterzy tej historii chcą nam przekazać, ze warto żyć w ten drugi sposób. Zachęcam zatem do obejrzenia Cudów z Nieba na Wielkanoc i życzę wszystkim Wesołych Świąt!

Obrazek wprowadzenia: Kadr z filmu Cuda z Nieba

Redaktor

Miłośniczka podróży, kina, wspinaczki, dobrych książek i "Harry'ego Pottera". Z wykształcenia fizjoterapeuta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?