Mówiąc szczerze, nie pamiętam jak trafiłam na Lawendowe Wzgórze. Jest on jednak unikatowy, gdyż pomimo wspaniałej obsady, czy widoków idyllicznej Kornwalii, to muzyka jest tym czynnikiem, który niezaprzeczalnie spaja wszystkie te elementy i tworzy piękny, spójny obraz. Zapewniam, że doświadczenia muzyczne, po tym filmie są niezapomniane i nigdy nie będzie można inaczej spojrzeć na niego, niż przez pryzmat doskonałego Joshua’y Bella.
Lawendowe Wzgórze miało swoją premierę w roku 2004. Za reżyserię odpowiada Charles Dance. Film bazuje na opowiadaniu Ladies in Lavender Williama J. Looke. W obsadzie możemy podziwiać sceniczne popisy śmietanki brytyjskiego kina, a mianowicie Judi Dench, czy Maggie Smith. Paniom towarzyszy młody Daniel Brühl. Akcja filmu dzieje się w roku 1936. Kiedy cała Europa pogrąża się w politycznych animozjach, w małej rybackiej wiosce w Kornwalii życie toczy się powoli. Jest tu swoistego rodzaju spokój, cisza, która działa na widza kojąco. Smith i Dench grają siostry- Janet i Ursule. Ich spokojne dotąd życie, zmienia się pod wpływem uroczego Polaka – Andrea, którego morze wyrzuca na plażę – w tej roli występuje znakomity Daniel Brühl.
Najważniejszą kwestią, którą jednak chciałabym poruszyć jest właśnie muzyka. Skomponowana została ona przez Nigela Hessa, a wykonuje ją Royal Philharmonic Orchestra na czele z Johnua Bellem. Hess otrzymał nominacje do Classical BRIT Awards dla najlepszego twórcy ścieżki dźwiękowej. Johnua Bell dał istny popis skrzypcowy. Kiedy usłyszymy pierwsze dźwięki tytułowego utworu Ladies in Lavender, oczy samoistnie zamykają się i pojawia się pejzaż Kornwalii. Ogarnia nas melancholia, która jest tak charakterystyczna dla tego filmu. Kiedy w końcowej fazie, następuje podniesienie tonacji, serce zaczyna bić szybciej. Chcemy być częścią tej cudownej opowieści. Przejść się uliczkami miasta wraz ze starszymi siostrami, zasiąść w ich salonie i posłuchać grającego Andrei.
Ciekawą kompozycją jest również utwór Fantasy for Violin and Orchestra. Początek jest wyjątkowo spokojny, pokuszę się nawet o stwierdzenie, że przychodzi mi na myśl twórczość Piotra Czajkowskiego, ale te wspomnienia blakną, kiedy rozbrzmiewa partia skrzypiec. W filmie ta scena jest o tyle wzruszająca, że grającego Andrei widzą siostry. Ta scena w filharmonii jest niesamowita w odbiorze, gdyż widzimy rysujące się emocje na twarzach ludzi, wywołane właśnie muzyką. W międzyczasie wkrada się niepokój, a w filmie prezentowane są fragmenty wspólnej przeszłości bohaterów. Ten utwór jest tak nacechowany emocjami, że aż trudno je opisać. Musicie sami go przesłuchać.
Bardzo zabawna scena związana jest z utworem Potatoes. Jest on bardzo przekorny, gdyby nie on, to wydaje mi się, że sytuacja nie byłaby aż tak komiczna. Jak słuchamy samego utworu przychodzi na myśl jakieś dokazujące dziecko, które dokucza starszej pani – podobnie było w filmie. Słuchając go nie sposób, by na twarzy nie pojawił się uśmiech. Jest on taki radosny. Jednakże nie sposób opisać wszystkich utworów z tej ścieżki dźwiękowej, gdyż każdy jest na swój sposób unikatowy, dlatego polecam zapoznać się z jej treścią.
Ten film jest idealnym przykładem tego, dlaczego kocham muzykę filmową. Ona nie jest tłem, bynajmniej – jest częścią opowieści. Słuchając samej ścieżki dźwiękowej widzimy oczyma wyobraźni kadry z filmu, bądź sami wplatamy scenki z naszej codzienności. Ciekawostką jest również fakt, iż na ścieżce dźwiękowej znajduje się utwór, który powinien szczególnie nam się spodobać- Polish Dance. Już od pierwszych dźwięków, nogi same rwą się do tańca i aż mamy ochotę pójść na tradycyjne polskie wesele. Serdecznie polecam, by każdy, chociaż raz miał okazję przesłuchać tych pięknych i klimatycznych utworów i zobaczyć film Lawendowe Wzgórze. Ciekawe jest jest, że nawet bez towarzyszącego obrazu ścieżka dźwiękowa wywołuje u odbiorcy szereg emocji, a taka jest właśnie rola muzyki.