Światło między oceanami – ścieżka dźwiękowa [Recenzja i odsłuch]

Jeżeli do napisania ścieżki dźwiękowej możesz zatrudnić Alexandre’a Desplata, to znaczy, że twoja pozycja w Hollywood rośnie. Wiecznie zajęty Francuz zrezygnował nawet z komponowania muzyki do Łotra 1, więc wciśnięcie się w jego napięty harmonogram nie jest łatwe. Derekowi Cianfrance’owi się udało, choć budzi wątpliwości, czy rzeczywiście dokonał najlepszego wyboru.

Kłopot nie polega na tym, iż kompozycja Desplata nie pasuje do obrazu. Wręcz przeciwnie, wyraziste – raz niepokojąco gęste, raz zdumiewająco proste – dźwięki doskonale uzupełniają czystą, opartą na jasnych kolorach warstwę wizualną. Wysoka, choć pozbawiona przesady, emocjonalność dobrze podkreśla melodramatyczność historii. Parokrotnie muzyka wysuwa się na pierwszy plan, współgrając z lirycznymi plenerami.

Wszystko to jest na niezłym poziomie, ale pozostaje bardzo oczywiste. Desplat, nim dał się poznać jako jeden z najbardziej wszechstronnych współczesnych kompozytorów, uchodził za króla melodramatu. W tej konwencji czuje się wyśmienicie, ale ma też już bardzo dobrze wypracowane narzędzia i często powtarza sprawdzone rozwiązania. W Świetle między oceanami odbija się wiele jego wcześniejszych prac – od Malowanego welonu, przez Jak zostać królem, aż po Dziewczynę z portretu.

Zobacz również: Światło między oceanami – recenzja dramatu z Vikander i Fassbenderem

Starym zwyczajem Desplat łączy więc gwałtowną melodię z zapętlonym, wirującym akompaniamentem. Drapieżny Tom, gdzie po raz pierwszy pojawia się temat głównego bohatera, został tak właśnie skonstruowany. Sam motyw przechodzi dość oczywiste mutacje – bywa powolnie liryczny (Janus) albo wytwarza bardziej sentymentalną energię (To Be Loved). Do końca pozostaje jednak chmurny i niespokojny.

Dla równowagi temat żony Toma, Isabel, ujmuje prostotą i słodyczą. Odgrywany łagodnie na fortepianie ma w sobie przystępną melodyjność, nawet naiwność. Świetnie wypada w energicznym Letters, podbity żwawym akompaniamentem skrzypiec. Nie bez przyczyny odzywa się też w ostatnim utworze, niesie bowiem ze sobą ukojenie, tak potrzebne po emocjonalnej końcówce filmu.

Desplat serwuje też kilka tematów pobocznych. Pozostają one jednak trochę anonimowe. Zlewają się z ogólną atmosferą krążka i stanowią wyłącznie elegancką kopię starych pomysłów. Płyty ze ścieżką dźwiękową słucha się przy tym nieźle. Utwory zostały tak uporządkowane, że nuda pojawia się rzadko i nawet niełatwe kawałki – płynne, pozbawione wyraźnej konstrukcji, muzyczne pejzaże – zgrabnie dopełniają obrazu całości.

Obraz ten pozostaje jednak niezbyt ciekawy. Desplat nie proponuje nowych pomysłów. Stylowo, ale bez fantazji eksploatuje stare. Sam film również nie należy przy tym do dzieł szczególnie świeżych, tkwi raczej w przeszłości i Cianfrance wybiera klasyczne środki. Pod tym względem muzyka Desplata dobrze się w całościową wizję wpasowuje. Trudno jednak pozbyć się wrażenia, że bardziej odważna kompozycja wzniosłaby film na nieco wyższy poziom.

Ocena: 60/100


 

Lista utworów:

  1. Letters (2:00)
  2. Tom (3:06)
  3. At First Sight (3:14)
  4. The Dinghy (2:20)
  5. Isabel (1:28)
  6. In God’s Hands (4:57)
  7. The Rattle (2:36)
  8. To Resent (4:35)
  9. Janus (1:48)
  10. A Wonderful Father (3:21)
  11. Lucy Grace (3:34)
  12. Path of Light (2:36)
  13. The Return (4:00)
  14. Hannah Roennfeldt (2:20)
  15. Still Your Husband (4:57)
  16. To Forgive (1:40)
  17. Each Day We Spent Together (4:48)
  18. To Be Loved (4:59)
  19. The Light Between Oceans (4:03)

Pisze nie­usta­jąco, co jest chyba formą uza­leż­nie­nia. Temat numer jeden: kino; temat numer dwa: muzyka w kinie, ale każdy powód, żeby pisać jest dobry. Większość tekstów trafia na stronę "Całe życie w kinie" (www.zyciewkinie.pl), któ­rej nazwa dość dobrze oddaje, co robi na co dzień.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?