Współpraca z Jacquesem Perrinem od lat służy Brunowi Coulaisowi. Od pamiętnego Mikrokosmosu poczynając, a na mistycznych Oceanach kończąc, niezwykłe przyrodnicze dokumenty Perrina pulsują wyśmienitą muzyką Coulaisa. Nie inaczej jest w przypadku Królestwa, choć tym razem ścieżka dźwiękowa brzmi zaskakująco konwencjonalnie.
Zobacz również: Królestwo – recenzja filmu
Bodaj po raz pierwszy w karierze Coulais poddał się trochę dyktatowi mody. W dużej mierze zrezygnował z charakterystycznych dla siebie ekscentrycznych pętli, tajemniczych brzmień, dziwacznych instrumentów na rzecz bardziej typowych rozwiązań. Koronnym tego przykładem są wszędobylskie ostinata smyczków. Spopularyzowane przez Hansa Zimmera stanowią nieodłączny element każdej hollywoodzkiej produkcji. Coulais chętnie korzysta z nich w dynamicznych scenach, jak chociażby polowania (La chasse a courre).
Bardzo tradycyjnie kompozytor buduje też rozmach. Z jednej strony korzysta z pociągłych, pełnych oddechu, ale podszytych perkusją fraz (Les territoires inaccessibles), z drugiej ochoczo sięga nawet po konwencję popu. Pewnie najbardziej charakterystyczny utwór kompozycji, La part sauvage du Monde, ma nowoczesny, rozrywkowy charakter, czego nie należy traktować jako zarzutu. Kawałek właśnie dlatego porywa i nie bez przyczyny rozbrzmiewa przy napisach końcowych.
Królestwo nie jest przy tym monotonną wprawką z popularnych narzędzi muzyki filmowej. Ścieżka dźwiękowa co chwilę odsłania coś nowego. Coulais wspaniale tworzy atmosferę niewinnego zachwytu pięknem, jak w wirującym La ronde des saison. Tutaj w pełni odsłania się styl tego kompozytora. Najbliższa jego dotychczasowej twórczości pozostaje jednak piosenka otwierająca płytę, którą przepełnia nastrój niezwykłości i magii.
Po drodze przez materiał słuchacz natknie się też i na uduchowiony temat chóralny (Les voix de l’abbaye), i na uroczą miniaturkę na harfę, przypominającą dworski taniec (Le printemps). Konstrukcja krążka nie ułatwia przy tym odsłuchu. Ponieważ muzyka w filmie pojawia się na ogół w bardzo krótkich fragmentach, materiał na płycie również jest nadmiernie poszatkowany i trochę chaotyczny. Coulais popełnia jednak większy grzech. Ścieżka dźwiękowa nie zawsze dobrze współgra z obrazem. Często wydaje się nadmiernie eksponowana, niepotrzebna, hałaśliwa. Wydaje się, że Królestwu służyłoby więcej ciszy lub trochę subtelniejsze podejście.
Pod każdym względem praca ta nie dorównuje wcześniejszym kompozycjom Coulaisa stworzonym dla Perrina. Pozostaje jednak solidną pozycją, z której kilka utworów zapada w pamięć. Zdecydowanie charakteryzuje ją też przystępność. Jeśli nie zdarzyło się wam jeszcze sięgnąć po żadne dzieło francuskiego mistrza, warto zacząć od tego, a potem stopniowo wchodzić w co bardziej ekscentryczne meandry jego twórczości.
Ocena: 71/100
Lista utworów:
|