Ostatnimi czasy pojawiła się pewna moda na oglądanie jednego „wyjątkowego” serialu. Wiecie, o który mi chodzi? Macie rację sądząc, że mam na myśli jedną z najnowszych produkcji Netflixa pt: Stranger Things. Premiera nowej serii internetowego potentata odbiła się głośnym echem w środowisku serialowym. Krytycy jak i widzowie dosłownie oszaleli na punkcie obrazu i wręcz nie mogli przestać się nim zachwycać. Twórcy serialu – bracia Duffer zaserwowali widzom niezwykle nostalgiczną podróż do lat dzieciństwa, a przede wszystkim do lat 80-tych i słynnych produkcji sci-fiction, na których seria się wzoruje. Dobra obsada, fenomenalny klimat oraz ciekawa scenografia dopełniły całość zamykając ją w wybornym stylu. Wiem, że na to czekacie więc bez zbędnego przeciągania przyznam, że muzyka w Stranger Things również odgrywa znaczącą rolę. Jednkaże tym razem stało się coś wyjątkowego, albowiem soundtrack ten okazał się takim samym hitem jak sam serial. Skąd nagle taka miła odmiana?
Zobacz również: Recenzja serialu Stranger Things!
Muzyka w produkcjach filmowych i telewizyjnych jest traktowana po macoszemu. Dla większości osób po prostu coś tam gra w tle, ale nie ma to dla nich jakiegoś większego znaczenia. Dzięki bogu w produkcjach filmowych recenzenci coraz częściej przyglądają się muzyce filmowej dzięki czemu uświadamiają widzów, że takowy element filmów również jest bardzo ważny jak każdy inny wykończeniowy. Jednakże jeśli chodzi o seriale to niestety, ale na tym polu już nie jest tak fajnie. Zresztą nie ma się co tak temu dziwić, albowiem jest cała masa ludzi oglądających śmieciowe paradokumenty gdzie muzyki, albo w ogóle nie ma, albo jest tak słaba, że nutami można by się podcierać. Dopiero sięgając po nieco bardziej wygórowane seriale zaczniemy zwracać uwagę na muzykę, ale z tym też nie ma łatwo bo nie każdy serial ma dobry soundtrack. Tym bardziej zaszokowała mnie popularność ścieżki dźwiękowej ze Stranger Things i czym prędzej postanowiłem sięgnąć po serialowe kompozycje.
Za muzykę do serialu odpowiada nieznany do tej pory duet Kylea Dixona i Michaela Steina, który od pewnego czasu zbiera same pochwały za soundtrack do produkcji Netflixa. Oglądając Stranger Things z łatwością można zachwycić się świeżą, niezwykle ciekawą i oryginalną ścieżką dźwiękową, która idealnie wpisuje się w klimat serialu i wprowadza odpowiedni nastrój. W połączeniu z obrazem muzyka prezentuje się wyśmienicie. Co innego natomiast można powiedzieć o samodzielnym odsłuchu. Soundtrack do serii został podzielony na dwie części. Część 1 z 36 utworami oraz część 2 z 39 utworami. My dzisiaj zajmiemy się składanką oznaczoną numerem 1. To co od razu w nas uderzy po odsłuchaniu kilku utworów z soundtracku to jego niewyobrażalna odmienność od całej reszty. Od razu na usta cisną nam się słowa: niezwykły, oryginalny, odważny i piekielnie intrygujący. I rzeczywiście tak jest. Muzyka jest niebywale ciekawa, strasznie wciągająca oraz jedyna w swoim rodzaju. Podczas odsłuchu da się wyczuć śmiałość twórców, którzy zdecydowali się na tak niecodzienne i odważne kompozycje. Co ciekawe duet nieustannie stawia na oryginalność i nawet na samym końcu możemy liczyć na element zaskoczenia. Muzyka jest niezwykle gęsta i wypełniona w większości mocnymi brzmieniami. Oczywiście pojawiają się również te bardziej przaśne i krzykliwe dźwięki, które odzwierciedlają również neonowo-klubowy styl lat 80-tych, w które kompozycje Kylea Dixona i Michaela Steina idealnie się wpisują. W utworach można wysłyszeć tajemnicę, grozę czy mistyfikację. Oprócz tego kompozycje brzmią często jakby ich dźwięki były nam obce. Pełne nieokreślonych emocji oraz swego rodzaju świeżości. Ten świetny zabieg sprawia, że odsłuchując soundtrack czujemy się wyalienowani i mamy wrażenie namacalnego kontaktu z inną rzeczywistością, albo jak kto to woli przenosimy się do innego świata. Czasami wręcz utwory są w takim stopniu psychodeliczne, że na myśl nasuwają mi się te wywołujce ciarki kompozycje z Krainy Grzybów (wiecie o czym mówię ;)). Niestety soundtrack nie jest idealny. Jego największym minusem jest przede wszystkim mała różnorodność utworów. Większość z nich to powolne i tajemnicze piosenki, które po pewnym czasie zaczynają nużyć swoją powtarzalnością. Brak im świeżości czy też lepszego zróżnicowania żywszymi kawałkami, albo tymi wyjętymi kompletnie z innej bajki. Ponadto wiele utworów jest do siebie bardzo podobnych przez co nie rozumiem ich tak dużego namnożenia. Gdyby kompozycji było znacznie mniej cała ścieżka dźwiękowa stałaby się dużo bardziej przystępna, lżejsza i ciekawsza. Tak to mamy do czynienia z przerostem ilości nad treścią.
Z ogromnym zaciekawieniem sięgnąłem po kompozycje do Stranger Things i muszę przyznać, że utwory mają w sobie to „coś”. Choć większość z nich jest do siebie podobna jestem w stanie wyróżnić kilka niezwykle charakterystycznych kompozycji takich jak: Kids, The Upside Down, Fresh Blood czy Hanging Lights, które potrafią dosłownie zwalić z nóg. Szkoda, że nie postawiono właśnie na taki zamysł i nie zaszczycono nas muzyką z innej planety. Na razie mamy jedynie jej przedsmak. Może kolejna część ujawni nam coś więcej, ale na razie ciężko mi podzielić zachwyt krytyków nad tą konkretną częścią, albowiem zaledwie kilka utworów z płyty może nosić miano nadzwyczajnych. Jak na razie słyszałem lepsze serialowe kompozycje.
Ocena: 75/100
Lista utworów: 1. Stranger Things (1:07) |