Daredevil – ścieżka dźwiękowa 1. sezonu [Recenzja i odsłuch]

Z okazji wpadającej na platformę Netflix premiery Punishera, postanowiłem zająć się nieco pewnym rzadziej poruszanym elementem pierwszego serialu superhero od tej stacji, a mianowicie muzyką filmową. A jest nad czym się pochylić, bowiem została ona stworzona przez Johna Paesano – tego samego, który nadał brzmienie Więźniowi labiryntu. Bez większych wstępów przekonajmy się, jak tym razem poradził sobie ten utalentowany kompozytor.

Maksymalnie upraszczając, soundtracki prezentujące przynajmniej porządny poziom podzielić można na dwie grupy: te, które satysfakcjonują nie tylko podczas oglądania danego widowiska, ale i poza nim. Są również te, które albo są zbyt męczące na częstsze samodzielne ich słuchanie, albo nie odznaczają się niczym specjalnie szczególnym. Do tych pierwszych możemy z czystym sumieniem zaliczyć np. Baby Drivera, obie części Strażników Galaktyki, czy – żeby podać serialowy przykład – Legionu. Muzyka z Daredevila znajduje się bliżej tego drugiego bieguna. Nie można powiedzieć, że nie posiada kawałków, które się odznaczają czymś wyraźniejszym, ale widać wyraźnie, że jej twórca koncentrował się przede wszystkim na nadaniu odpowiedniej dramaturgii. Nie obyło się jednak bez pewnej przesady w co niektórych momentach.

Najbardziej znanym i najważniejszym dla kompozycji jest oczywiście główny motyw, rozbrzmiewający na początku soundtracku. Melodia znakomicie wpasowuje się zarówno jako oprawa audio dla specyficznego intro serialu, jak i do posłuchania od czasu do czasu w domowym zaciszu. Później mamy już pełną orkiestrę klimatycznych brzmień. Mocne, dynamiczne dźwięki, pełne pulsujących rytmów rodem z pierwszoligowego kina akcji idą tutaj pod rękę z refleksyjnymi, pełnymi dramatyzmu melodiami. Większa ich część trzyma poziom, choć niestety – na co nie zwracałem uwagi w trakcie pierwszego oglądania serialu – są zaskakująco przeciętne. Zbyt wiele w nich taniego sentymentalnego trąbienia (tudzież brzdąkania przy spokojniejszych partiach), znanego chociażby z wielu score’ów późnego Hansa Zimmera. Na przykład za nic nie zapamiętam takiego Union Allied, które równie dobrze mogłoby znajdować się na liście kolejnego thrillera spod ręki jakiegoś hollywoodzkiego wyrobnika. Zbyt mało tam fantazji, za dużo trzymania się utartych schematów. Największymi atutami soundtracku są te utwory, które stanowią pewne odejście od rutyny albumu. Do takowych zaliczymy np. Fogwell’s Gym, ze swoją dynamiczną kompozycją mogą być wizytówką kompozycji Paesano. Świetny jest również wyważony Urich, czy następujący po nim Stick, gdzie do szybkiego tempa w umiejętny sposób dograno egzotyczne bębenki. Sam finisz, choć nieco zbyt dramatyzujący, również daje radę, szczególnie Daredevil i jego wariacja głównego motywu.

Szczerze mówiąc, jestem lekko rozczarowany. Nadal mamy do czynienia z bardzo porządnym dziełkiem, widać od razu, że nie tworzył go byle rzemieślnik. Jego głównym problemem jest zbyt wielka schematyczność na lwiej części utworów, tak jakby Paesano po każdej kompozycji odbiegającej od normy trochę obawiał się, że przeszarżuje, by znowu koncentrować się tylko na dopieszczeniu samego wątku akcji na ekranie. Dlatego właśnie, zamiast bardzo dobrego albumu, otrzymujemy „tylko” dobry.

Ocena: 70/100

Zastępca redaktora naczelnego

Miłośnik literatury (w szczególności klasycznej i szeroko pojętej fantastyki), kina, komiksów i paru innych rzeczy. Jeżeli chodzi o filmy i seriale, nie preferuje konkretnego gatunku. Zazwyczaj ceni pozycje, które dobrze wpisują się w daną konwencję.

Więcej informacji o
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?