O Samotnym mężczyźnie pisaliśmy dwukrotnie. Najpierw w recenzji, a potem w głębszej analizie dzieła Toma Forda. Teraz przyszedł czas na omówienie ścieżki dźwiękowej, a jest to ścieżka nie byle jaka! Do tego za jej powstanie odpowiada w głównej mierze nasz polski kompozytor — Abel Korzeniowski. To właśnie za sprawą Samotnego mężczyzny Korzeniowski otrzymał swoją pierwszą nominację do Złotego Globu za najlepszą muzykę filmową.
Soundtrack składa się z 19. utworów i trwa 52 minuty. Tę długość czuć również w samym filmie, ponieważ muzyka towarzyszy nam niemal przez cały czas. I całe szczęście, gdyż są to dźwięki niezwykłej klasy i elegancji. Gdybym miał określić całą ścieżkę dźwiękową jednym zdaniem, byłaby to melancholia. Przez ¾ jego trwania będziemy mieli do czynienia z coraz bardziej eksponowanym bólem, poczuciem straty i ogólnym brakiem nadziei na lepsze jutro. Choć miewa on momenty zaskakujące, niemalże szczęśliwe i dające chwilę spokoju, a czasem nawet i chęci do tańca.
Najciekawszym utworem wydaje mi się Snow. Krótki, lecz z pewnością zapadający w pamięć. Kawałek pełen emocji i kłujących pociągnięć smyczka. Najlepszym porównaniem byłoby tu kłucie w sercu spowodowanym żądleniem rozdrażnionych pszczół. Poza oczywistym smutkiem i melancholią są tu oczywiście perełki niedające zamknąć się w sztywnych ramach emocjonalnych. Takim utworem jest z pewnością Mescaline. Pozwala sobie na zmienne nastroje oraz zabawę tonalną. Jest trochę jak żona skrzywdzona przez męża, ale nie dająca tego po sobie poznać. To oznaczałoby okazanie słabości i przeciętności, a taka przecież nasza żona o imieniu Mescaline, oczywiście nie jest.
W dalszej części następuje ciekawe przejście do retro. Mamy tu bowiem do czynienia z dość pesymistycznym Stormy Weather w wykonaniu Harold Arlen. Na szczęście chwile później wlatujemy na parkiet z fantastycznym Green Onions. Wspaniała rozpiętość gatunkowa i emocjonalna w tak krótkim czasie. Tom Ford i Abel Korzeniowski znają się na rzeczy! Jak to mówi Tomasz Hajto na sam koniec nasza truskawka na torcie w postaci Clock Tick. Motyw przewodni całego filmu, jak i zbiór wszystkich emocji, które dane nam było doświadczyć przez ostatnie 50 minut. Bardzo nerwowy i uciekający szybko w stronę końca.
Melancholia i pesymizm to z całą pewnością coś, co definiuje nam ścieżkę dźwiękową Samotnego mężczyzny. Nie tylko idealnie pasuje do elegancji i klasy swojego filmu, ale sprawdza się równie świetnie, gdy za oknem straszy nas polska, szara jesień. Nic tylko wziąć przykład z głównego bohatera filmu — wyposażyć się w butelkę dobrego trunku i zapuścić w tle te genialne melodie.
Ocena: 85/100