Jeśli kilka lat temu przybyłby do mnie ja z przyszłości, mówiąc, że kiedyś napiszę recenzję ścieżki dźwiękowej piątej części Transformersów, to sprzedałbym sobie pięćdziesiąt twarzy Tommy Lee Jonesa z niedowierzania. Czuję się jak reżyser The Room, który dla żartu ustawiał kamerę na ziemi, kręcąc scenę z myślą, że przecież i tak nikt tego nie obejrzy. Pojawiłem się w mrocznych odmętach tego portalu, gdzie światło wyświetleń nie dociera. Zostawiony niczym na bezludnej wyspie, z tym że zamiast mapy skarbów czy piłki do siaty, utknąłem z czarą goryczy minionego seansu Ostatniego Rycerza. Jeśli wy też zagubiliście się, płynąc przez cieśninę newsów Marvela, odbijając na nieznane wody i trafiliście do tego działu – miejmy to z głowy jak najszybciej.
Przede wszystkim, Steve Jablonsky (kompozytor ścieżki) nie jest do końca takim ostatnim przegrywem, jakiego każdy by się spodziewał przy tego typu projekcie filmowym. Zawsze ceniłem jego Arrival to Earth z pierwszej części Transów czy My name is Lincoln z Wyspy. Można o nim powiedzieć, że to taki trochę gorszy Zimmer. Kiedyś można by to było uznać za pochlebną uwagę, dzisiaj.. no cóż. Jeśli ścieżki dźwiękowe byłyby sprzedawane na targu w żółtych kartridżach z Nintendo, to Jablonsky miałby na nim naklejkę z Zimmerem, po czym wracasz do domu, okazuje się, że to nie to, ale nie ma tak źle, więc dajesz temu szansę.
Jak na film, którego 80% stanowi bezmyślny łomot stalowych gigantów, soundtrack jest niezwykle potulny. W pewnym momencie musiałem aż sprawdzić, czy aby na pewno słucham tego, co miałem słuchać, a nie zmieniły mi się playlisty. Pierwsze 8 kawałków to po prostu idealna tafla jeziora spokoju. Zacząłem się zastanawiać, czy Jablonsky w ogóle wiedział, do jakiego filmu nagrywa muzykę.
Chętnie bym tu przedyskutował motywy, strukturę poszczególnych kawałków, czy też całości, aczkolwiek nie ma tu naprawdę absolutnie nic. To ścieżka skomponowana tak leniwie, że Adam Sandler po odsłuchaniu zaczął się zastanawiać nad swoją karierą. Na aż 34 utwory nie znajdziemy nic charakterystycznego, nawet główny motyw z Transformersów, który ciągnie się od jedynki i jestem w stanie wykreować go sobie w głowie – jest tutaj dopiero na 33. pozycji jako jedyny. Mógłbym przysiąc, że słyszałem go parę razy w kinie, całe to doświadczenie jednak jest dla mnie mgliste, jak po traumatycznym przeżyciu.
Gdyby nie fakt, że trochę się tych soundtracków nasłuchałem, byłbym skłonny ocenić Transformersy nawet wysoko. Czuć jednak, że brak tu jakiegokolwiek pomysłu, zaangażowania, ambicji czy kreatywności. To jest soundtrack, który w filmie dostosował się do tego, aby prawie nikt nie wiedział o jego istnieniu. Podobnie jak ten artykuł.
Ocena: 40/100