Fighter – recenzja filmu bokserskiego z Piotrem Stramowskim!

To mógł być zupełnie inny film, który powstałby w zupełnie innym czasie – zdecydowanie wcześniej, bez pertrubacji, może nawet wygłaskany na każdym etapie produkcji. Na początku była Klatka, swoisty projekt zrodzony ze snu Konrada Maximiliana, którego boleśnie wybudzono, gdy partnerzy z KSW wycofali się z zabawy. Jak wiadomo i oni wymarzyli sobie robienie kina, powstał więc Underdog, całkiem polubiona przez widownię reżyserska próba Macieja Kawulskiego, prezesa federacji. „Klatka” jednak wciąż żyła, choć odcięta od respiratora, resztkami sił walcząc o swoje. Uderzenie serca po uderzeniu, puls za pulsem, oddech stawał się głębszy. Okazuje się, że pacjent żyje i wciąż ma niektóre znajome twarze obok łóżka. Zarówno w Klatce, jak i jej permutacji, czyli Fighterze, główna postać ma rysy Piotra Stramowskiego. I dobrze, bo to najjaśniejszy element tego filmu.

fot. Kino Świat

Tomasz Janicki, w którego wciela się aktor znany z Pitbulla. Nowych porządków, spieprzył sprawę koncertowo – miał bić się w rodzimej formule MMA z bokserem, Markiem Chmielnickim, ale z powodu błędu oraz pychy nie doszło do tego. Wraca więc w rodzinne strony pomagać ojcu przy wycince lasu, gdzie wplątuje się w pewną aferę kryminalną (w bardzo, ale to bardzo niepotrzebnym temu filmowi wątku). Tak, dobrze Państwo przeczytali – owe „wplątanie się” miało miejsce w lesie. W filmie jest sporo takich skrótów oraz uproszczeń, które prowadzą finalnie do ponownego starcia Janickiego i Chmielnickiego, ale tym razem na zasadach narzuconych przez tego drugiego, ma to być bowiem potyczka bokserska. I chociaż Tomek nie czuje się w tej formule najlepiej, musi podnieść rzuconą mu przez rywala rękawicę, bo od tego zależy bezpieczeństwo bliskich jego nowo poznanej partnerki. A przecież wystarczyłaby chęć powrotu do sportu, czasem to wystarczy, aby zmotywować postać filmową do działania.

Problemy są więc na poziomie scenariusza, który wyraźnie musiał zostać naprędce poprawiony a może nawet całkowicie przepisany, aby nie przypominać Underdoga będącego być może wynikiem rozmyślań nad fabułą Klatki. To trochę jak dostać kilka klocków Lego, a ktoś naprędce każe nam złożyć z tego dwupoziomowe mieszkanie. Maximilian dwoi się i troi, aby jego film pozszywał się sam, podbierając od najlepszych dzieł z gatunku, a kiedy trzeba – wypełnia luki humorem. O dziwo bardzo mało w tym waty jak na film, który prawie nie powstał. Zdecydowanie opowiada on jakąś historię, a że prosta jak but (i w sumie prostą jak reguły bokserskie), to nie należy spodziewać się rewizji znanych nam motywów. Wszystko to w sposób linearny dąży do potyczki między zawodnikami, w której kamera tym razem wydaje się być po nieoczywistej stronie. Chyba najlepszą sceną wieńczącą jedynie poprawną potyczkę jest długie ujęcie przedstawiające schodzącego z ringu zawodnika. Widać wtedy, że Stramowski naprawdę chciał zagrać pokiereszowanego życiem zawodnika, a za każdym razem, gdy stoi obok średniego i szarżującego Roznerskiego, film zyskuje jakąś tożsamość. W tle Ola Szwed jako wybielana w pewnym momencie feme fatalle, Katarzyna Maciąg jako zafascynowana Janickim pani doktor oraz plejada gwiazd z polskiego środowiska sportowego, między innymi całkiem naturalny przed ekranem Marcin Różalski.

fot. Kino Świat

Są to jednak wszystko plusy w zupie wypełnionej przegotowanymi lub niewymieszanymi składnikami. Szkoda, bo jeśli Fighter zapowiadał nowatorskie podejście do kina gatunkowego w Polsce, a przynajmniej zaangażowanego w opowieść reżysera, to musimy jeszcze poczekać, aż reżyser dostanie pełnię władzy, a projekt uzyska kształt zaplanowany już na początkowej fazie produkcji. Cokolwiek ukręciło łeb temu przyjemnemu, ale niedokończonemu filmowi, mówi dużo ciekawych rzeczy o polskiej kinematografii zamiast o boksie.

Redaktor

Z wykształcenia polonista i kulturoznawca. Stworzyły go filmy, może go też zabiją.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?