Wróg doskonały
Wróg doskonały

Najtrudniejszy był ten rodzaj samotności na planie – wywiad z Tomaszem Kotem o pracy nad filmem „Wróg doskonały”

Film jest rozpisany właściwie na dwójkę głównych bohaterów i kluczowa była ta dynamika między bohaterami. Jak się pracowało z Atheną Strates i czy potrzeba było dużo prób, aby wypracować wspólny język?

Wiesz co, Athena jest bardzo zdolna. Natychmiast instynktownie trafiała w setkę i czasami te pierwsze duble od razu były do wzięcia. Z drugiej strony ona jest też bardzo młodą osobą, niedoświadczoną, więc to była taka obopólna wymiana. Pomagała mi językowo i dbała o mój stan. Na pewno przegadywaliśmy tekst więcej razy niż normalnie ze względu na mnie. Za to jej zawsze będę wdzięczny. Ja z kolei się dzieliłem wszystkimi trikami i mykami, jakich sam się dopracowałem, bo to jest też bardzo ważne. Każdy ma jakieś swoje drobne, małe rzeczy pomagające w pracy. To była po prostu taka nieustanna wymiana.

Bo jest coś takiego, szczególnie w pierwszej połowie filmu, że ona jest bardziej energetyczna, a ty z kolei bardziej statyczny i reagujesz na to, co ona robi. Czy tam było miejsce na improwizację?

Ja się staram nie improwizować, ale oczywiście ten instynkt działa. Jak cokolwiek się sypie, człowiek chce to jakoś podratować. Było dużo naszej inwencji, propozycji, pomysłów, ale nazwałbym to bardziej improwizacją przemyślaną.

Wróg doskonały

fot: materiały prasowe/Best Film

To pierwsza główna rola Atheny w filmie kinowym. Ja ją wcześniej widziałem w filmie Kłamstwo doskonałe. Tam grała mniejszą rolę, ale to zdecydowanie aktorka ze sporym potencjałem.

Tak, też to widziałem. Ona jest mocna, bardzo zdeklarowana. Wie dokładnie, czego chce. Jest w niej coś innego, więc bardzo jej kibicuję i czekam na jej następne role. Mam nadzieję, że zrobi wielką karierę.

Większość akcji rozgrywa się na lotnisku i ta przestrzeń jest bardzo ważna. W jakim stopniu scenografia musiała być tworzona lub zmieniona na potrzeby filmu?

Na prawdziwym lotnisku mieliśmy dosłownie jeden dzień zdjęciowy. W mieście Reus pod Barceloną zamieniono centrum konferencyjne na lotnisko. Iluzja była niesamowita. Cała ta poczekalnia, w której my tam w filmie siedzimy, to jest taki gigantyczny hol czy też sala konferencyjna. Tam po prostu komputerowo były dokładane samoloty.

Właśnie się zastanawiałem, jak to było zrobione.

Szok! Człowiek wjeżdża po ruchomych schodach na pierwsze piętro. I tam już są stewardessy, piloci, te lotniskowe monitory. Iluzja jest taka, że cały czas jesteś na lotnisku. To jest takie typowe filmowe oszustwo. Mieliśmy wybudowane nasze własne, poprzerabiane budynki. Potem była jedna noc w prawdziwym samolocie i jedna noc na prawdziwym lotnisku. Jeden dzień krążyliśmy pod lotniskiem, ale to już było o wiele łatwiejsze. Wydaje mi się, że nie dałoby się zrobić filmu na lotnisku, dlatego że procedury bezpieczeństwa są tak uciążliwe, że ten dzień zdjęciowy byłby o wiele krótszy.

To wcale nie jest twoja pierwsza przygoda z rolami anglojęzycznymi. Cztery lata temu premierę miał film Bikini Blue, gdzie grałeś u boku brytyjskiej aktorki Lianne Harvey. Jak wspominasz pracę nad tamtym projektem i czy od tamtego czasu dodatkowo szlifowałeś angielski?

Tak, wydaje mi się, że to jest nieustanne. Bikini Blue było absolutnym początkiem i chyba nawet bałbym się to teraz oglądać. Tam po prostu uczyłem się tych kwestii i starałem się najlepiej, jak mogłem. Oczywiście od tamtej pory szlifuję nieustannie. Staram się to polepszyć. To jest ciężkie, gdy się tam nie mieszka i nie ma potrzeby używania języka na co dzień. Wewnętrzna motywacja musi być cały czas odkurzana. Pamiętam, że to było uczucie takiej wręcz schizofrenii. Jakoś szło, jak mówiłem wyuczonym tekstem, ale gorzej, gdy coś próbowałem zaproponować. Pamiętam, że Lianne od razu widziała, kiedy w miarę mówię i jestem prawdziwy, a kiedy dukam.

Zobacz również: Druga połowa – recenzja filmu. Kończ Pan ten mecz!

Kiedyś Christopher Walken tańczył w teledysku do Weapon of Choice Fatboy Slima, a Eryk Lubos w teledysku do utworu Cairo zespołu Kamp!. Kilka tygodni temu pojawił się teledysk do utworu Kłamiesz duetu Martin Lange. Dzielnie dotrzymujesz tam kroku kolegom po fachu. Czy ta przygoda była miłą odmianą od produkcji filmowych?

Bardzo się stresowałem, bo oni to wszystko chcieli oprzeć na mnie tańczącym. Po cichu zawsze o czymś takim marzyłem, żeby na chwilę gdzieś tam móc się spróbować również w tańcu. I tam jest taki fragment, że my cytujemy krok Christophera Walkena. Nikt tego nie ukrywa, bo to jest po prostu podobna zabawa. To była wielka frajda. Ja byłem pod wielkim wrażeniem Maćka Bieruta, reżysera, który to wszystko tak sprawnie wymyślił. Jak usłyszałem tą muzykę, to powiedziałem sobie, że warto się na to rzucić. Nie wiedziałem, co będzie. Mogło wyjść, mogło nie wyjść. Bez sensu jest ciągle tak się ubezpieczać w ramach bezpiecznego miejsca. Nie podejmować ryzyka, żeby się za bardzo nie uszkodzić. Trzeba próbować.

Fan westernów, kina noir i lat 80. Woli pisać o filmach niż o sobie.
A tu sobie zapisuje rzeczy:
https://www.facebook.com/Wjednymujeciu1

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?