Wróg doskonały
Wróg doskonały

Najtrudniejszy był ten rodzaj samotności na planie – wywiad z Tomaszem Kotem o pracy nad filmem “Wróg doskonały”

Co było najbardziej wymagającego w pracy nad tym projektem?

W takim ogólnym rozpatrzeniu to jednak najtrudniejszy był ten rodzaj samotności na planie. Tego, że nie można się z nikim skonsultować. Nigdzie nie ma żadnego innego Polaka, żebym cokolwiek zagadał. To było coś nowego dla mnie. Zawsze te wszystkie zachodnie przygody były takie, że mieliśmy tam siebie do zagadania. A tu po prostu nic. Od prób przez cały okres kręcenia nie pojawił się nikt. Tam był jeden statysta, chyba z Białorusi. Pamiętam, że w pewnym momencie powiedział do mnie: Cześć!. I ja tak: O Boże! Cześć, cześć stary!. Ale on już dalej po polsku nie mówił.

No właśnie, bo Wróg doskonały to jest koprodukcja. Przy tym filmie pracowali aktorzy pochodzący z różnych krajów. Czyli Ty z Polski, Athena Strates z RPA, Dominique Pinon to Francuz, a Marta Nieto to…

…Hiszpanka. Jeszcze mieliśmy tak, że bardzo dużo było Argentyńczyków w naszej ekipie. Śmieszne było to, że ja raczkowałem z hiszpańskim i się uczyłem słów, bo jakoś chciałem tak dogonić, bardziej być w tej Hiszpanii. I nagle się zorientowałem, że oni sami też czasami się nie rozumieją, bo Hiszpanie mówią niektóre rzeczy inaczej niż Argentyńczycy. Niesamowite, ten mix był super. W momencie, kiedy dołączyli do nas francuscy koledzy, to już w ogóle taki tygiel się zrobił. Najgorzej było podczas zdjęć w Niemczech, bo tam już był niemiecki, hiszpański, momentami francuski. Tam już były wszystkie języki naraz.

Wróg doskonały

fot: materiały prasowe/Best Film

Czyli po tym filmie właściwie już poliglotą można było zostać?

Coś się rozbudziło (śmiech). To było ciekawe i bardzo poszerzające. W tej chwili mamy tak, że jesteśmy na planie Niebezpiecznych dżentelmenów [więcej o filmie pod linkiem – przyp. red.] i mamy w walizce podręczniki do rosyjskiego. Cały czas odświeżam rosyjski, bo sierpień i wrzesień spędzę w Rosji.

A czym różni się praca przy takim zagranicznym projekcie od pracy przy polskich produkcjach?

To się naprawdę gdzieś zaciera. Teraz na planie Niebezpiecznych dżentelmenów wchodzimy w dekoracje i odtwarzamy czas sprzed 100 lat. To jest naprawdę niewiarygodne i nie ma większych różnic. Kamera jest ta sama i technicznie to wszystko wygląda podobnie. Różnica jest w takich małych detalach, których my też się ciągle uczymy. Czyli na przykład w Hiszpanii prawa pracownicze są bardzo zabezpieczone. Oni nie pracują tak długo jak my. Nie do pomyślenia są nadgodziny. Bo pamiętam taki moment, że już było idealnie, ale operator się spóźnił. Ja mówię: Już teraz, będzie dobrze. I wiesz, słyszę: Tomasz, nie. Jesteśmy 15 minut po czasie.

Wróg doskonały

fot: materiały prasowe/Best Film

Wszystko rozplanowane co do minuty?

Oczywiście może się zdarzyć, że coś się wydarzyło i przedłużamy plan, ale to jest przekroczenie pewnego rodzaju świętości. Myśmy wtedy przekroczyli plan o kwadrans i już nie było czasu na następny dubel. To było dla mnie niesamowite, bo u nas jednak nadgodziny się zdarzają, aczkolwiek to już nie jest w takim wymiarze jak kiedyś. Zdarza się na przykład, że u nas reżyserzy potrafią przesunąć obiad o dwie godziny. A tam to już jest nie do pomyślenia. Obiad to obiad, pracujesz, więc musisz zjeść. Nie ma mowy, żeby to nawet o minutę się przesunęło. W praktyce to oznacza, że u nas stoi jeden barobus i najlepiej, żeby jak najszybciej wziąć jedzenie, zjeść, ewentualnie coś przespać. A tam to jest jak taka uczta godzinna. Wymiar tego cateringu jest zupełnie inny.

W filmie bardzo istotna jest kwestia pamięci, grzebania we własnych wspomnieniach, poszukiwania prawdy. Na ile przy budowaniu konkretnej roli pomocne są własne doświadczenia i wspomnienia? Czy to się może przenikać?

Nie ma takiego przenikania, że coś w roli, coś we mnie i tak dalej. Bardziej po całości myślę, jak wycisnąć tę postać jak cytrynę. Co warto zachować, być może dzięki temu się usprawnić, ale to też nie za każdym razem. Oczywiście jest coś takiego, że ja muszę być wyposażony w całą bazę własnych, naturalnych odruchów. To jest bazowanie na sobie. Każdy jakoś sobie wyobraża, jakby zagrał uczucie deja vu, nie? To uczucie pasuje do wielu różnych rzeczy, więc to kwestia świadomości, jakich środków używać. Ale raczej nie ma takiego przenikania tożsamościowego. Zawsze trzeba trafić w pozycję, zawsze ostrzyciel musi naostrzyć obraz, więc ten zawód jest tak naprawdę stricte technicznym zawodem.

Fan westernów, kina noir i lat 80. Woli pisać o filmach niż o sobie.
A tu sobie zapisuje rzeczy:
https://www.facebook.com/Wjednymujeciu1

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?