Nie, to dokładnie ten sam film.
Nie powiedziałbym, że to tak długo trwało, mam wręcz wrażenie, że film powstał najszybciej, jak się dało.
Zaczęło się 4 lata temu, gdy zaczepił mnie Michał Zieliński, scenarzysta Kosa i opowiedział o swoim projekcie, jak to określił, westernie kościuszkowskim. Poszedłem z tym do producenta, Leszka Bodzaka i on szybko się do tego pomysłu przekonał. Potem przez dwa lata przygotowywaliśmy finalną wersję scenariusza. Nie jest to produkcja wyłącznie polska, bo mieliśmy koproducenta niemieckiego, a w projekcie brało udział również szwedzkie Viaplay. Podsumowując, mieliśmy dwa lata prac literackich, potem zdjęcia i rok postprodukcji. Z obecnego punktu widzenia może to ona trwała trochę długo, jednak finalnie mam wrażenie, że minęło to dość szybko.
Moją motywacją jest zawsze zrobienie filmu takiego, jaki sam chciałbym zobaczyć. W Polsce rzeczywiście powstało coś w rodzaju gatunku kina historycznego, które zajmuje się kronikarstwem i opowiadaniem ważnego wydarzenia z historii naszego kraju albo przybliżeniem postaci. Dla mnie nie jest to ani dobra motywacja do robienia filmu, ani zadanie dla filmowca. Chciałem spełnić swoje ambicje twórcze, kręcąc western i bawiąc się gatunkiem, a także podzielić się tym, co jest dla mnie ważne. Miałem chęć zrobienia filmu o przemocy.
Poznałem ten tekst w momencie, gdy był on jeszcze w formie kilkustronicowego streszczenia i mocno różnił się od wersji finalnej, którą znamy. Długo rozmawialiśmy z Michałem i doskonaliliśmy tę historię. To, co najważniejsze było jednak od samego początku, był to bowiem pomysł na to, żeby opowiedzieć o pańszczyźnie poprzez dwie historie równoległe. Opowieści Kosa i Ignaca, chłopa pańszczyźnianego, na koniec spotykają się w jednym dworku. Na starcie podnieciło mnie od razu kilka rzeczy. Możemy przyłożyć matrycę westernu i kina zemsty do historii o pańszczyźnie z końca XVIII wieku, do tego zrealizować film, który w dużej mierze dzieje się w jednym wnętrzu. Na koniec dochodziła jeszcze duża sekwencja akcji, również dla mnie nowa, którą chciałem zrealizować w duchu home invasion bawiąc się poetyką horroru. Poznawałem ten tekst na raty, a z każdą kolejną przynoszoną przez Michała wersją podobał mi się bardziej. Jako, że to był jego debiut, nie wiedziałem do końca czego się spodziewać i czy czar tego filmu nie pryśnie, kiedy Michał zacznie już rozpisywać sceny, ale okazało się, że on ma nie tylko dobre pomysły, jest też po prostu świetnym scenarzystą.
Tak, od dwóch lat rozwijam jeden film z tym samym producentem i wciągnąłem Michała do tego projektu. Mam nadzieję zacząć kręcić w przyszłym roku.