Tak, choć oczywiście trzeba pamiętać, że w momencie pisania tego scenariusza, gdy Krzysztof Rak wpadł na jego pomysł, byliśmy w zupełnie innym miejscu. Także jeśli chodzi o wydarzenia na świecie, te dziejące się za naszą wschodnią granicą, za którą cierpią i umierają ludzie. Scenariusz powstał kilka lat temu, dlatego też to, że rezonuje on ze współczesną sytuacją, wiele mówi o jego jakości. Podchodzi do tematu z nutą humoru i dystansu, ale również z odpowiednim szacunkiem. Dlatego też ta świąteczna data nie jest przypadkiem.
Dostałem od producentów propozycję roli Jana. Przeczytałem scenariusz, zapoznałem się z materiałami i byłem naprawdę podekscytowany. Pojawiła się myśl, iż naprawdę bardzo chcę to zrobić, że jest to wpisane w moją tożsamość i w jakiś sposób jest to o mnie. Śmierć i zmartwychwstanie, a więc pełen przekrój życia jest dla mnie niezwykle interesujący. Myślę, że choć wiele osób wypiera śmierć, zmartwychwstanie jest jakimś najwyższym pragnieniem. Każdy chciałby przeżyć swoje życie po życiu, życie na nowo, a tutaj jesteśmy w nie wprowadzeni w tak zabawny sposób.
Nie jest szczęśliwy, bo trudno mu dotrzeć do punktu, w którym to szczęście zacznie w pełni realizować. Najważniejsza jest dla niego rodzina, do której nie ma „dostępu”. Poznajemy go w momencie, w którym prowadzi dość nudne życie. Umiera na zawał, najpewniej z przepracowania, zmartwychwstaje po tygodniu i pierwszym kierunkiem jest dom, w którym okazuje się… tu może pomińmy z uwagi na spoilery, w każdym razie okazuje się, że musi się wycofać nieco w cień. Obserwuje z ukrycia swoje dawne życie, dzieląc je ze swoim najbliższym przyjacielem. Próbuje podejmować coraz to ważniejsze decyzje kroczek po kroczku. Najważniejsze jest dla niego pogłębienie swojej wrażliwości i odbioru świata poprzez zmysły, po czym próba dzielenia tego z drugim człowiekiem, a drugie życie jest dla niego szansą, żeby to zrealizować. Podobnie jego żyjąca żona, która zmienia perspektywę myślenia o kobietach w żałobie. Żony obydwu bohaterów są bardzo odważnymi kobietami.
Oczywiście, że tak. Z każdym razem, gdy się budzę, jest to dla mnie rodzaj małego zmartwychwstania. Mimo że jesteśmy w tych samych ścianach, spotykamy swoje kobiety, dzieci, znajomych, to wszystko jest pozornie takie same. Ludzie cały czas są w innym miejscu, wydarzają się w ich życiach tysiące spraw, które posuwają ich do przodu. Wszystko to możemy ocenić już na łożu śmierci, choć cały czas odsuwamy od siebie ten moment. Nie chcemy dopuścić go do siebie, mimo iż moim zdaniem powinien on towarzyszyć każdej minucie naszego życia. Przykładem może być mój przyjaciel, z którym rozmawiałem w niedzielę, a we wtorek już nie żył, osierocił dwójkę dzieci, mając trzecie w drodze. To bardzo rozległy temat, który dzięki temu serialowi może skłonić nas do zadania sobie wielu pytań na temat własnego życia. Jeśli znajdzie się choć jedna osoba, która to zrobi, znaczy że warto było.
Myślę, że do tematu śmierci jest tutaj zachowany należny dystans. To jakby rodzaj wciągnięcia widza w jakąś zabawę. Nieprzypadkowo wybrana data premiery mówi o tym, że zachodnia kultura nie ucieka od zmartwychwstania. Chcemy wierzyć, że czeka nas szczęście. Czy tutaj, czy w innym świecie, w innej rzeczywistości. To również jest walor tego serialu. Zmartwychwstanie jest tutaj po prostu wyjściem trumny, przebudzeniem się. Okazją do spojrzenia na nowe życie z pogłębieniem, ale i z dystansem. Jan jest człowiekiem smutnym, jednak mocno stara się to czasem ukrywać.
Bardzo lubię Daas, oglądałem również Kod Genetyczny i świetnego Wilkołaka. Bardzo cenię te produkcje, uważam Adriana za bardzo konkretnego reżysera, którego ogromne poczucie humoru i dystans nie przesłania uważności i przywiązania do detali. Dawał bardzo jednoznaczne wskazówki, które próbowałem wziąć pod uwagę i przemyśleć, nawet jeśli z początku nie do końca mi pasowały. Dzięki kilku perspektywom kilka scen udało się nakręcić tak, aby dla widza miały więcej kolorytu i wywołały więcej emocji. Mam nadzieje, że nam się to udało.
To kolejne odniesienie do tego, co wydarzyło się 2000 lat temu. Jezus też czynił cuda, zamieniał wodę w wino. Mój bohater, zmartwychwstając pomyślał więc – Może ja też spróbuje? Jest to jednak jeden taki epizod, w którym myśli o swoich nadprzyrodzonych mocach, więc okazuje się, chyba że w jego zmartwychwstaniu cel wyższy był nieco inny. Okazuje się jednak, że nie tylko cuda mogą pomóc innemu człowiekowi. Czasami wystarczą o wiele prostsze środki.
Chciałbym się spotkać z Phillipem Seymourem Hoffmanem. Nawet nie po to, żeby zobaczyć jeszcze jakiś film z niego udziałem, choć to również byłoby ogromną przyjemnością. Spytałbym go, czego doświadczył po i mam nadzieję, że to od takiego kalibru artysty usłyszałbym naprawdę interesującą odpowiedzieć.
Również dziękuję