Dochodzą do mnie pojedyncze głosy. Staram się wsłuchiwać w te najbardziej obiektywne, ale jak wiadomo nie jest tak łatwo znaleźć opinię, która byłaby w pełni wolna od sympatii, uprzedzeń do poprzednich części filmu. Wiadomo, że najbliższe mi osoby – moi przyjaciele, rodzina – będą mi kibicować zawsze, wspierać dobrym słowem, ale nie tylko od nich dochodzą do mnie pozytywne opinie. Przyznam szczerze, że sama jestem zaskoczona, jak uroczo nam te Listy wyszły. Myślę, że pierwsza część była autentyczna i dlatego tak zachwyciła publiczność swoim ciepłem i uczciwością. Podczas oglądania drugiej, zwłaszcza trzeciej części, nie miałam podobnych odczuć. Natomiast podczas seansu czwartej serii, kilka razy naprawdę szczerze się wzruszyłam. Myślę, że to przez to, że Patrick Yoka znalazł własny sposób opowiadania tej historii, miał swój pomysł na ten film. Autentyczność zawsze się opłaca.
Myślę, że przede wszystkim możliwość pracy z Borysem Szycem, którego role od lat podziwiam. W przeszłości mieliśmy już okazję spotkać się na castingu do projektu, który finalnie nie powstał. Podczas tych zdjęć próbnych miałam poczucie partnerstwa – mimo tego, iż rasowy aktor spotkał się z debiutantką to Borys robił wszystko, żeby mi pomóc, bym czuła się jak najbardziej komfortowo i żebym w trakcie przesłuchania dała z siebie wszystko. Ogromnie mi tym zaimponował i od tamtego momentu marzyłam, żebyśmy mieli szansę kiedyś razem popracować. Oprócz tego rola, którą mi zaproponowano, wydawała mi się trochę inna niż te, które dawano mi wcześniej. Monika nie była tak bezczelna, dziecinna i brawurowa jak wcześniejsze bohaterki, które grałam. Już na papierze wydawała mi się dojrzalsza, więc zaciekawiło mnie to, że będę miała okazję zagrać coś innego niż dotychczas.
Myślę, że w takim gatunku nie da się dobrze sprzedać niuansów zawodu policjanci. Jednak jako, że to nie była jedyna funkcjonariuszka, którą grałam to miałam możliwość poznać zaplecze pracy w policji. Znałam więc procedury i wiedziałam, jak powinnam się zachowywać na służbie. Policjanci jednak posługują się skrótami myślowymi i slangiem, który jest niezrozumiały dla osoby niezwiązanej z ich środowiskiem – próba urzeczywistnienia Moniki i Gibona jako policjantów nie pasowałaby do konwencji komedii romantycznej. Nie było więc szans, okazji i potrzeby wprowadzania tego elementu. W tym gatunku nie chodziło o to, żeby sprzedawać życie jeden do jednego.
Takie głosy pojawiały się podczas pracy nad czwartą częścią. Myślę jednak, że decyzje zostaną podjęte później i będą one bardzo zależne od odbioru widzów.
Też tak myślę (śmiech).
Jak byłam nastolatką, to bardzo lubiłam oglądać polskie produkcje, moim absolutnym faworytem był film Nigdy w życiu! To wciąż moja ukochana komedia romantyczna. Pani Danuta Stenka w roli Judyty jest fantastyczna, wybitnie zabawna i mimo konwencji, niesamowicie ujmująca i prawdziwa. Kiedyś do polskich dwutygodników w ramach bonusu były dodawane płyty DVD z rodzimymi produkcjami. Również dzięki temu mieliśmy w domu całą kolekcję polskich filmów do których do dziś często wracam. Jeśli chodzi o zagraniczne produkcje to, choć nie jest to komedia romantyczna, pomyślałam od razu o Druhnach Paula Feiga. Za rolę Megan, Melissa McCarthy dostała nominację do Oscara. Dużo częściej to wyróżnienie dostają aktorki za role dramatyczne, więc niewątpliwie mówi to o jakości jej występu.
Myślę, że przede wszystkim powinien autentycznie wzruszać. Święta są czasem, który poświęcamy na obcowanie z bliskimi, na pauzę, na refleksje. Mam wrażenie, że to jest moment w którym jesteśmy szczególni emocjonalni – gdy widzimy na ekranie kogoś, z kim możemy się zidentyfikować, osobę, której historia nas porusza, to obraz przemawia do nas bardziej. Moim ulubionym filmem świątecznym jest, czym pewnie nie zaskoczę, Love Actually, ale w tym roku do listy moich faworytów dołączyła piękna świąteczna animacja pod tytułem Klaus.