Życzyłbym sobie, by kiedykolwiek, jakikolwiek polski serial wywołał w całym kraju taką ekscytację, jak Dom z Papieru i doprowadził do takiej skali wydarzenia, jakiego uczestnikiem byłem we wtorkowy wieczór w Madrycie. Pierwsze osoby zaczęły ustawiać się w kolejkach jeszcze przed południem, przy planowanym otwarciu bram o 19.00. Skąd to wiem? Bo widząc, co się dzieje, dołączyłem do najszybszych. Wtedy jeszcze nie mogłem nawet przypuszczać, jak wielka będzie nagroda za moją cierpliwość.
Kolejki? Tak, w Hiszpanii to świętość. Skoro zgodnie z poleceniem ochroniarza mamy ustawić się tu przy drzewie, stoimy przy drzewie. Nie ma znaczenia, że wchodzić będziemy bramkami po drugiej stronie ulicy. Ta musi być przejezdna dla samochodów. Nikt nie będzie się pchał. Zresztą, po to jest też ten samochód policyjny, sam zobaczysz
Fanka Domu z Papieru w średnim wieku, która na miejscu była już od 8.00 rano, szczegółowo wprowadzała mnie w specyfikę hiszpańskiej kultury osobistej. Z drugiej strony grupa kilkunastu podekscytowanych, żywiołowych i pozytywnie nastawionych Włoszek. Dwie kolejki, dwa wejścia i wiele godzin do otwarcia bram.
Spędzając w kolejce ponad siedem godzin, paradoksalnie nie nudziłem się. Pozytywne nastawienie do życia Hiszpanów, ich otwartość na wspólne rozmowy (na szczęście znam hiszpański, więc był to dla mnie jednodniowy intensywny kurs, umożliwiający wejście na jeszcze wyższym poziom i szybką powtórkę materiału) i rzeczywiście w co najmniej 90% przypadków szacunek do osób stojących w kolejce od rana aż do samego końca, zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Z każdą godziną kolejki wydłużały się, aż w końcu sięgały co najmniej długości zakręcającej za róg ulicy. Choć trudno powiedzieć, bo na szczęście byłem z przodu.
Byli Hiszpanie, wiadomo. Były Meksykanki, być może na co dzień mieszkające w Madrycie. Słyszałem o Anglikach i o Polce, która na wydarzenie miała dotrzeć autokarem. Były duże grupy i pojedynczy fani. Babcia z wnuczką, całe rodziny, nastolatki i osoby w średnim wieku. Ale wszystkich łączyło jedno – Dom z Papieru to seria ich życia. Dla Hiszpanów, tak jak i dla wielu z nas na całym świecie, ale dla nich szczególnie; La Casa de Papel to coś znacznie więcej niż serial. To historia, emocje, marzenia, walka. Piękna opowieść o tym, że w życiu wszystko jest możliwie i nigdy nie wolno się poddawać. Oczywiście między innymi, bo streszczanie serialu tuż przed finałem w dwóch tak banalnych zdaniach zdecydowanie spłycałoby jego wielowątkowość, głębię poszczególnych postaci, dopracowaną do ostatniego detalu konstrukcję i ogólny – w mojej opinii – geniusz.