Ostatnia rodzina – recenzja filmu nagrodzonego Złotymi Lwami w Gdyni

Dom zły

Debiutancki film kinowy Jana P. Matuszyńskiego to jeden z najbardziej oczekiwanych tytułów roku. Historia rodziny Beksińskich była tematem trudnym do podjęcia, a jednocześnie łatwym do zbanalizowania. Jak się okazało, twórcy wyszli z tego zadania zwycięsko. Dosłownie, bo Ostatnia rodzina otrzymała główną nagrodę na Festiwalu Filmowym w Gdyni. Zasłużenie, bo jest to najlepsza i najważniejsza polska produkcja ostatnich kilkunastu lat.

Jak napisać o filmie, który jest niczym opowieść o twoich najbliższych? Jest osobisty niczym wspomnienie, zarazem chłodny i obiektywny niczym dokument. Pełen dobrze znanych zdarzeń, ale i szokujących faktów, które pozostawiają niesmak i niedowierzanie. Faktów, które wolelibyśmy pominąć milczeniem. Może należałoby zacząć recenzję Ostatniej rodziny osobiście.

Zobacz również: Siedmiu wspaniałych – recenzja przedpremierowa z festiwalu #Venezia73

ostatnia rodzina 1

Pamiętam dokładnie, jak trafiłem na audycję Tomka Beksińskiego. Późna noc w radiowej Trójce, grubo po północy. Jakiś facet czyta poezję – jak się później okazało, Edgara Alana Poego. Jest atmosfera, napięcie w jego głosie. Zaraz potem rozpoczyna się utwór, który doskonale puentuje wypowiedź prezentera. Jest groza, trochę na poważnie, trochę z przymrużeniem oka. Nie wiedziałem jeszcze, że zawitałem do radiowej „krypty” wampira, do której wracał będę do samego, niespodziewanego końca. Kolejne audycje stają się jak nabożeństwa, zarwane noce nic nie przeszkadzają. Liczy się muzyka, nastrój, odkrywanie nowych odcieni czerni. Kim jest ten Beksiński?

Wszystko powoli układa się w całość. Nazwisko najpierw kojarzę z ulubionych seriali Monty Pythona. Ten sam człowiek tłumaczył. I filmy z Jamesem Bondem, i horrory z londyńskiego studia Hammer. Nasz krąg zainteresowań się pokrywa. A jest jeszcze jeden Beksiński. Obrazy Zdzisława kojarzę najpierw z okładek płyt polskiej artrockowej grupy Collage. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Dzieła malarza, w których koszmary senne spotykają się z baśniami o dalekich krainach, futuryzm z wizjami prokapitalistycznymi, niemalże uzupełniają atmosferę audycji Tomka. Jeżeli H. R. Gieger miał kiedyś bratnią artystyczną duszę, był nim właśnie Zdzisław Beksiński.

Zobacz również: Wołyń – recenzja dramatu historycznego Wojtka Smarzowskiego

ostatnia rodzina 2

Film Matuszyńskiego zaczyna się od etapu warszawskiego rodziny, w latach 70. Po przeprowadzce z Sanoka malarz, wraz z żoną oraz swoją i jej matką, zamieszkują w jednym ze świeżo wybudowanych bloków. Ich syn ma osobne mieszkanie, w innym bloku, nie tak daleko. Od początkowych scen twórcy budują sieć zależności i związków pomiędzy członkami rodziny. Tomek (Dawid Ogrodnik) jest oczkiem w głowie Zdzisława (Andrzej Seweryn) i Zofii (Aleksandra Konieczna). Poprzednie próby samobójcze sprawiają, że ojciec, w obawie o kondycję syna, wyważa drzwi do mieszkania, kiedy ten nie otwiera. Młody Beksiński robi ze swoimi rodzicami co chce. Wpada do ich mieszkania, kiedy mu się podoba, zabiera obrazy ojca, które wpadną mu w oko, wychodzi bez słowa. I to w lepsze dni. Bo w gorsza potrafi zrobić karczemną awanturę i rozwalić kuchnię tylko z tego powodu, że matka posprzątała jego „kryptę”. Ogrodnik w roli młodego radiowca bywa momentami nadekspresyjny – otrzymujemy przez to obraz człowieka, który jest przerysowanym bufonem, nieprzysporzonym do życia w społeczeństwie odludkiem, ogarniętym obsesją śmierci. Wielu fanów Tomasza będzie miało pewnie problem z zaakceptowaniem tej interpretacji postaci. Ale w końcu jest to film fabularny. Po drugie – tylko najbliższe osoby z jego otoczenia mogą potwierdzić lub zaprzeczyć. Kim był ten ukrywający się pod maską radiowego prezentera i tłumacza człowiek? Odpowiedź przynoszą nagrywane przez Zdzisława taśmy, które były jedną z inspiracji dla filmu – obok książek i artykułów jedno z wielu źródeł scenariusza. Prawda czy fałsz – gra Ogrodnika wydaje się momentami nie na miejscu. Znerwicowaną, zagubioną ale i wrażliwą osobowość można było oddać w bardziej dyskretny sposób.

Zobacz również: Kim jest Luke Cage? Historia superbohatera #16

ostatnia rodzina 3

Zupełnie inaczej wygląda przy nim Andrzej Seweryn. Jest niczym z innej epoki – dżentelmen w starym stylu, uśmiechnięty przy gościach, miły i sympatyczny starszy pan. Z jednym problemem – nie znosi dotyku ludzi, nie śpi w tym samym łóżku z żoną, a co najważniejsze – nie potrafi przytulić syna. Potrafi z nim rozmawiać o błahych sprawach, ale nie o poważnych rzeczach. Ten chłód pomiędzy nimi okaże się problemem, kiedy zabraknie najważniejszego spoiwa w rodzinie Beksińskich – Zofii. Grająca żonę artysty Aleksandra Konieczna wspaniale oddała najbardziej tajemniczą postać w tym równaniu. To ona, jak okaże się po latach, niczym wzorowa Matka Polka, oddała swoje istnienie dla mężczyzn w jej życiu. Cicho wycofała się do kuchni, oddając mężowi mieszkanie na pracownie. Zajmowała się synem z przesadnym oddaniem – może ta nadopiekuńczość sprawiła, że wyrósł na takiego neurotyka. Zarówno Zdzisław i Tomek tylko w Zofii widzą powierniczkę sekretów, ukojenie, ale też sekretarkę, sprzątaczkę, kucharkę, cel ataków i zawór bezpieczeństwa. Ostania rodzina rozpada się na dobre, kiedy Zofii nagle zabrakło.

Kamera niezwykle rzadko opuszcza mieszkanie Beksińskich seniorów lub Tomka. Winda w bloku syna, mroczne studio radiowe – to przestrzenie nadają niezwykłej, autentycznej mocy temu filmowi. Niczym na obrazach Zdzisława wkraczając do rezydencji Beksińskich wkraczamy na innej przestrzeni. Wiele zakamarków, korytarze, wnętrza zastawione pracami malarza, płyty, książki na półkach. Rodzina żyje w tym wnętrzu niemalże organicznie. Z biegiem czasu, choć mieszkania pustoszeją (kolejne babcie umierają), wnętrza zaczynają się robić coraz bardziej klaustrofobiczne, pochłaniając postacie coraz bardziej. „Mój dom to moja twierdza” to stwierdzenie, pod którym podpisać się może Zdzisław. Tu przyjmuje gości, dziennikarzy, tu pracuje, je, śpi. Tu też przyjdzie całej rodzinie dokonać żywota.

Zobacz również: Stranger Things – ścieżka dźwiękowa Część. 2 [Recenzja i odsłuch]

ostatnia rodzina 4

Ostatnia rodzina jest angażująca i wiarygodna niczym dokument, będąc absolutnie perfekcyjnym filmem fabularnym. Dzięki bezbłędnej realizacji i fantastycznemu aktorstwu udało się twórcom produkcji stworzyć sytuację, o której inni mogą tylko pomarzyć. Jesteśmy w samym środku opowieści, podglądając bohaterów niczym w domu Wielkiego Brata. Na dobre i na złe – przy malowaniu kolejnych dzieł, przy obiedzie jedzonym z prędkością błyskawicy, przy problemach żołądkowych malarza. Nie mamy poczucia że ktoś inscenizuje kolejne scenki z życia – choć takie wrażenie może sprawiać w miarę chronologiczna konstrukcja, z kolejnymi wydarzeniami w historii głównych bohaterów. Matuszyński robi to niezwykle dyskretnie i naturalnie – znalazł idealny, prosty sposób na pokazanie stopniowo rozpadającego się, toksycznego układu, zwanego także rodziną. Z wieloma scenami, które na długo po seansie zostają w głowie widza. Kino to wehikuł magiczny, ale opowiadane przez nie historie nierzadko przeradzają się w prawdziwy koszmar. Myślę, że Tomek doceniłby tak gorzkie i mroczne zamknięcie tej filmowej opowieści.

Ilustracja wprowadzenia: mat. prasowe

Redaktor

Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?