Technologia umożliwiająca dostęp do wirtualnej rzeczywistości staje się tańsza i coraz bardziej powrzechna. Kwestią czasu było tylko oswojenie jej dla medium kina. Podczas festiwalu filmowego w Wenecji Virtual Reality (VR) miało osobną sekcję, w której oprócz krótkich form zaprezentowano fragmenty pierwszego pełnometrażowego filmu fabularnego.
Jesus VR – The Story of Christ to trwająca półtorej godziny produkcja przeznaczona do oglądania w systemie wirtualnej rzeczywistości. Potrzebny jest do tego smartfon (im lepszej jakości wyświetlacz, tym lepszy efekt), specjalne okulary z dwiema soczewkami (mogą to być wysokiej jakości gogle takich firm jak HTC, Sony czy Samsung, albo kosztujące kilkadziesiąt złotych Google Cardboard) oraz dowolne słuchawki. W ten sposób uzyskujemy akces do świata, którą możemy obserwować obracając głowę o 360 stopni, patrząc w górę lub w dół.
Zobacz również: The Young Pope – pełny zwiastun nowego serialu z Judem Law
W Wenecji mogliśmy zobaczyć około 40 minut z pełnego filmu o życiu Jezusa. Jest to dość prosta narracyjnie historia, złożona z kolejnych epizodów znanych z Biblii (narodziny w stajence, chrzest z rąk Jana, nauczanie itd.) przeplatana cytatami z Nowego Testamentu. I jeżeli aktorskie wykonanie i scenariusz pozostawiają wiele do życzenia, to efekt oraz idące za nim implikacje są co najmniej interesujące.
– Chcieliśmy, żeby ten film był jak wehikuł czasu, który pozwala przenieść się widzowi w dowolne miejsce – mówił po projekcji producent tytułu Alex Barder. – Dzięki łatwości dostępu do technologi i szerokiej rzeszy odbiorców, których jest ponad dwa miliardy – tylu jest posiadaczy smartfonów na świecie – potencjał rynku VR jest ogromny.
Choć w owym wirtualnym świecie nie da się zbliżyć do postaci, bo kamera ma stały punkt widzenia, podczas oglądania filmu czujemy się jak małe dziecko wśród dorosłych, na które nikt nie zwraca uwagi. Możemy patrzeć w którą stronę chcemy, bo czasem stojąca za plecami krowa jest zabawniejsza niż dziejąca się przed nami scenka. Ciekawe jest również, jakim wyzwaniem dla twórców (reżyserów, scenografów) będzie przygotowanie takich ujęć, które oglądać można w każdej chwili patrząc w dowolnym kierunku. W Jesus VR obok scen statycznych były tylko dwie z punktu widzenia postaci – w tym jedno ujęcie z krzyża, na końcu filmu. Biorąc pod uwagę, że jest to pierwsza tego typu produkcja w pełnym metrażu, miejmy nadzieję, że w odpowiednich rękach zaowocuje jeszcze ciekawszymi realizacjami.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że kino znajduje się na skraju kolejnego przełomu technologicznego, które raczej nie zastąpi tradycyjnego oglądania filmów, ale będzie jedną z wielu alternatyw (obok 3D, D-box czy IMAX). Projekcje VR mogą odbywać się w zaciszu domowym lub w specjalnie zorganizowanych salach dla szerszej publiczności. Ważne jest jednak, żeby mieć dla siebie odpowiednio dużo miejsca. Podczas pokazu w Wenecji obracane fotele były stosunkowo dość blisko siebie i przy obracaniu się łatwo było niechcący kopnąć siedzącego obok widza. Po około trzydziestu minutach ciężkie okulary zaczynają uwierać, a niektórzy widzowie skarżyli się na mdłości.
Zrealizowana w technologii 4K przy użyciu specjalnie zaprojektowanej kamery z siedmioma obiektywami produkcja ma być osiągalna dla widzów pod koniec tego roku. Z pewnością z początku będzie pokazywana w odpowiednio wyposażonych studiach, ale z czasem powinna być dostępna do pobrania bezpośrednio na telefon.
Zobacz również: Przełęcz ocalonych – recenzja przedpremierowa z festiwalu #Venezia73
Skoro o nowych technologiach mowa: 3D nie jest już żadną nowinką, ale wielu artystów stara się ciągle znaleźć dla niej nowy kontekst. Australijski reżyser Andrew Dominik (Zabić, jak to łatwo powiedzieć, Zabójstwo Jesse’ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda) użył kamery 3D i w czarno-białych zdjęciach uchwycił Nicka Cave’a podczas pracy nad płytą „Skeleton Tree”. Powstały w przeciągu dwóch tygodni w lutym tego roku film One More Time With Feeling niewiele ma wspólnego z typowym, muzycznym dokumentem. Cave i jego żona Suzie próbują poradzić sobie z traumą po śmierci nastoletniego syna pół roku wcześniej. Z tego początkowo chaotycznego zlepku scen dość szybko rodzina się rytmiczna narracja, która wyjawia bardzo intymny portret muzyka, szukający sensu w tragedii, która dotknęła jego rodzinę. Połączenie technologii 2D i 3D, nagrania z offu, muzyk komentujący akcję na ekranie – ten zlepek różnych technik wspaniale składa się w jedną całość na ekranie. Cave pozostaje sobą, będąc brutalnie szczery, choć mówienie o synu ciągle nie jest dla niego łatwe. Dominik z wielu godzin materiału usunął ponoć sceny, w których Nick jest najbardziej osobisty, bo o dziwo – były one najmniej ciekawe. Prawdziwą puentą produkcji są utwory rejestrowane w studio w Londynie, wspaniale zainscenizowane, choć przy bardzo oszczędnych środkach. Głos Cave’a, hipnotyczna muzyka i poetyckie teksty robią swoje. Od ekranu nie można oderwać wzroku. Po spektakularne efekty twórcy sięgają dosłownie dwa razy, dla równowagi dodając choćby ujęcie, w którym operator kamery potyka się i upada z maszyną na ziemię.
https://www.youtube.com/watch?v=svru1jNLIK8
W jakim celu zatem użyto technologii 3D, skoro przez większość czasu przyglądamy się zmęczonej życiem twarzy piosenkarza i jego kolegów? No właśnie, odwracając ten tok myślenia – dlaczego wielowymiarowe widowisko ma być tylko zarezerwowane dla naszpikowanych efektami blockbusterów albo kreskówek. Dominik robi z tej technologii wspaniały użytek, wiele ujęć nabiera cudownego powietrza, idąc w parze z fantastyczną produkcją dźwiękową. One More Time With Feeling 3D to unikalny film: szczery, bolesny, hipnotyczny i wyjątkowo piękny. Dzięki medium kina możemy zanurzyć się na prawie dwie godziny w intymny świat drugiego człowieka.
Uwaga! Produkcję Andrew Dominika będzie można zobaczyć tylko jednego dnia: 8 września w limitowanej liczbie kin na świecie.
Zobacz również: pozostałe artykuły z festiwalu w Wenecji
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe / Autumn VR