Kiedy ostatni raz byłem na poznańskim festiwalu fantastyki Pyrkon, odbywał się on jeszcze w dwóch szkołach i przyciągał mniej więcej 800 osób. W tym roku imprezę mającą miejsce na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich odwiedziło koło 38 000 ludzi. Pragnę jednak uspokoić – nie będzie to relacja spod znaku „kiedyś wszystko było lepsze, bardziej klimatyczne, a teraz to tylko komercja”. Co nie znaczy, że wydarzenie było zorganizowane perfekcyjnie.
Zacznijmy może od tego, co nie wyszło do końca tak, jak powinno. Chociaż sam doświadczyłem tego tylko kilka razy, to jednak nasłuchałem (a potem naczytałem w Internecie) się tylu narzekań na kolejki, że szczerze wątpię, by były to wyjątki potwierdzające regułę. W godzinach szczytu rzeczywiście było bardzo trudno dostać akredytację i wejść na teren festiwalu, podobnie było zresztą z najbardziej obleganymi prelekcjami, na które dostali się tylko nieliczni spośród zainteresowanych. Najlepszym przykładem takiego punktu programu była chyba Maskarada, podczas której uczestnicy prezentowali przygotowane przez siebie stroje. Odbywała się ona w sali mogącej pomieścić maksymalnie 2000 osób, co w pewien sposób sprawia, iż była ona elitarna, przeznaczona tylko dla wybranych. Jasnym jest, że przy tak dużej liczbie osób nie da się zapanować nad wszystkim i zawsze zdarzą się sytuacje, kiedy ktoś będzie narzekać, ponieważ nie dostanie się na wymarzoną prelekcję, bo zabraknie miejsc. Co nie zmienia faktu, że konieczność czekania niekiedy ponad godzinę, by dostać się do sali jest sygnałem, że coś jest nie tak. Warto byłoby pomyśleć nad wydawaniem wejściówek w dwóch albo trzech miejscach, powtarzaniem najciekawszych punktów programu oraz transmitowaniem niektórych (np. Maskarady) na jakimś telebimie.
Zobacz również: „Superman/Batman tom 1: Wrogowie publiczni” – Recenzja
Inną słabością, która rzuciła mi się w oczy jest fakt, że jak na tak gigantyczną imprezę, zaskakująco często trzeba samemu sobie organizować czas. Atrakcji oczywiście było multum – prelekcje, konkursy, wystawy, pokazy, warsztaty, możliwość zagrania w gry planszowe oraz karciane i masa innych. Jednak nie raz i nie dwa zdarzyły się godziny, kiedy człowiek nie znajdował w programie nic, na widok czego zabiłoby mu szybciej serce. I nie chodzi o to, że papierowy program nie zawierał żadnych informacji, poza godziną, miejscem i tytułem danego punktu. Może to tylko moje wrażenie, ale wydaje mi się, że chociaż w programie znalazło się bardzo dużo rzeczy, to jednak organizatorzy potraktowali go nieco po macoszemu, bardziej skupiając się jednak na wystawcach, których do Poznania przyjechało kilkuset. Ogromna hala pękała w szwach od przeróżnych stoisk, co paradoksalnie sprawiało, że nie znalazłem dla siebie nic ciekawego. Nie dało się po prostu skoncentrować na jednej rzeczy, bo zewsząd docierało tyle bodźców, że przestawałem pamiętać jak się nazywam.
Zobacz również: Geneza superbohatera #1 – Batman
Brzmi to wszystko, jakby Pyrkon był imprezą pełną problemów i nie dało się tam przyjemnie spędzić czasu. Tak absolutnie nie jest. Chciałbym zresztą pochwalić chociażby organizację konkursów, na których byłem – wszystko przebiegało bardzo sprawnie i profesjonalnie – aż byłem zaskoczony, bo z dawnych lat pamiętam wiele tego typu wydarzeń, nad którymi prowadzący nie byli w stanie zapanować. Z konkursami na takich imprezach jest poza tym tak, że potrafią one sprowadzić człowieka na ziemię. Na co dzień wydaje mi się, że są dziedziny, w których mam całkiem przyzwoitą wiedzę. Kiedy jednak zobaczyłem uczestników, często poprzebieranych za postaci, których nigdy na oczy nie widziałem, dotarło do mnie, że o sukces w jakimkolwiek konkursie może być bardzo ciężko. Wybrałem się ostatecznie na trzy, z nastawieniem, że prawdopodobnie szybko odpadnę. Jak pomyślałem, tak zrobiłem i w dwóch nie przeszedłem nawet eliminacji (w trzecim zająłem 3 miejsce). Przyznam, że trudno jest nie podziwiać tych wszystkich pasjonatów, którzy wykazują się niekiedy niesamowitą pamięcią do szczegółów. Tak naprawdę większość wcześniej wymienionych słabości nie była duża, część problemów starano się na bieżąco rozwiązywać, zaś to, że marudzę na jakość programu jest wyłącznie subiektywnym odczuciem, które wcale nie musi być prawdziwe, bo zwyczajnie nie jest możliwym, by doświadczyć wszystkiego na takiej imprezie. Mogłem więc ominąć bardzo dużo ciekawych atrakcji, jak chociażby punkt „Hebrajski bestiariusz”, w trakcie którego zaprezentowano stwory i bestie z żydowskich mitów, a o którym opowiedział mi potem przyjaciel.
I w ten sposób przechodzimy do najważniejszego powodu, dla którego warto odwiedzić Pyrkon (tegoroczna edycja na pewno nie była moją ostatnią) – ludzi. Bo nawet jeśli czasem organizatorom powinie się noga, nawet jeśli do pewnych rzeczy nie ma się cierpliwości, albo nie dopisuje pogoda, zawsze można liczyć na innych. Te 38 000 osób, które zjechało do Poznania stworzyło niesamowicie pozytywną atmosferę, jest coś niesamowicie przyjemnego w przechadzaniu się wśród ludzi, którzy interesują się tymi samymi rzeczami – lub zupełnie innymi, bo wtedy można dowiedzieć się czegoś nowego. Pyrkon to miejsce, gdzie znajdzie się chętnych na niemal każdy szalony pomysł. Nie brak tu pozytywnie zakręconych indywidualności, jak chociażby pewien chłopak przebrany za pisarza George’a R. R. Martina, który w trakcie konkursu z wiedzy o „Grze o Tron” wpadł na salę prezentując wszystkim książkę, pt. „Dream of Spring”, która ma być zwieńczeniem Sagi Pieśni Lodu i Ognia (póki co fani czekają na szósty tom – „Wichry zimy”). Takie akcje są na porządku dziennym i jeśli ktoś chce poprawić sobie humor, to wyprawa na Pyrkon jest bardzo dobrym sposobem, by to zrobić. Takie oderwanie od coraz bardziej przerażającej rzeczywistości przydać się może każdemu!