Berlinale 2018, dzień 4: Toppen av ingenting, Utoya 22. juli, 7 Days in Entebbe

Polityczny i społeczny profil berlińskiego festiwalu z dnia na dzień wydaje się coraz bardziej wyrazisty. Zapewniło to sięganie po w miarę świeże wydarzenia ze współczesnej historii, w których ważną rolę odgrywały skrajne ideologie – prawicowy i lewicowy ekstremizm. Z różnym skutkiem reżyserzy starali się nami wstrząsnąć, wyedukować albo zwyczajnie zapewnić odrobinę rozrywki.

 Konkurs główny

the real estate

Toppen av ingenting (The Real Estate)

reż. Axel Petersen, Ans Mansson (Szwecja / Wielka Brytania)

W jakim stopniu kryzys mieszkaniowy w Sztokholmie i rosnące na potęgę ceny mieszkań zdeterminował powstanie tego dziwnego obrazu, nie jestem w stanie powiedzieć. Pewien jestem jednak, że dorabianie do tego filmowego kuriozum społecznego przesłania byłoby dużym nadużyciem. Toppen av ingenting pozostanie też jednym z tych tytułów, których próba pokazania masowej publiczności zakończy się spektakularną porażką finansową i pewnie żywot swój zakończy na kilku festiwalach filmowych, gdzie motywem przewodnim jest „kino złego smaku”.

68-letnia Nojet (Leonore Ekstrand) wraca po latach spędzonych za granicą do stolicy Szwecji po tym, jak zmarły ojciec zostawił jej w spadku nieruchomość. Kobieta, przywykła do bezustannego imprezowania, ma zająć się teraz zarządzaniem blokiem mieszkalnym, który obecnie jest w rękach jej mającego problemy z mówieniem brata oraz jego syna – alkoholika. Po szybkim zbadaniu majątku okazuje się, że sytuacja jest gorsza niż zła. Jej rodzina zaniedbała budynek, wynajmując wiele mieszkań bez żadnego zabezpieczania prawnego, zgarniając gotówkę pod stołem od nielegalnych imigrantów, samotnych matek i ludzi w złej sytuacji finansowej. Za radą obleśnego prawnika ojca, postanawia sprzedać nieruchomość z zyskiem. Nojet musi najpierw pozbyć się tych lokatorów, którzy mogą być dla niej źródłem problemów prawnych.

W Toppen av ingenting nie ma chyba jednego ujęcia, w którym bohaterowie czy miejsca zaprezentowani byliby z dobrej strony: zmarszczki, przekrwione nosy, owłosione łono, zapuszczone wnętrza, wyblakłe kolory – twórcy serwują nam prawdziwy cyrk cudaków i wynaturzeńców, który z minuty na minutę bawi coraz mniej. Owe formalne zabawy ani nie pomagają zrozumieć postępowania bohaterów, ani nie tłumaczą głębszego sensu filmu. Którego może po prostu brak.

Ocena: 30/100

 utoya 22 juli

Utoya 22. juli (U – July 22)

reż. Erik Poppe (Norwegia)

Atak terrorystyczny na wyspę Utoya 22 lipca 2011 roku trwał 72 minuty. W tym czasie Andres Brevik zdołał zastrzelić 69 osób, ranić ponad sto, doprowadzić do traumy jeden naród i wstrząsnąć całym zachodnim światem. Reżyser Erik Poppe postanowił przedstawić te świeże jeszcze wydarzenia w technicznie perfekcyjnym filmie, w którym to nie oprawca, ale ofiary są najważniejsze. Obraz Utoya 22. juli zrealizowany został w jednym ujęciu i poza otwierającymi kardami z kamer przemysłowych i z lotu ptaka, pokazujących wybuch bomby podłożonej w centrum Oslo tego samego dnia, całość rozgrywa się całkowicie na wyspie, na której letni obóz zorganizowało młodzieżowe skrzydło partii lewicowej.

Kamera sfiksowana na drzewa i namioty wyławia z przechodzącej grupy młodzieży Kaję (Andrea Berneztzen) – a właściwie to ona zatrzymuje się przed obiektywem, patrzy wprost w niego mówiąc: „I tak tego nie zrozumiesz… po prostu mnie posłuchaj”. Ten tani wydawałoby się chwyt burzenia czwartej ściany za chwilę zostaje zdemaskowany. Dziewczyna okazuje się rozmawiać przez telefon z włożoną do ucha, niewidoczną na początku słuchawką. Nieświadoma tego, co stanie się za chwilę, daje burę swojej siostrze Emilie (Elli Rhiannon Muller Osborne), która wróciła właśnie z plaży, za nieporządek w namiocie i za brak respektu wobec tego, co się stało kilka godzin temu w Oslo. Młodzież, ze skrawków dostępnych informacji, próbuje zrozumieć, kto jest winny wybuchowi, czy był to tylko wypadek, czy może atak Al Kaidy… Temat te nie dominuje rozmów, bo uczestnicy obozu planują też nadchodzący wieczór i tańce, niewinnie ze sobą flirtują, grają w karty. Ta sielanka w „najbezpieczniejszym miejscu na świecie” – jak mówi jedna z dziewczyn – zostanie przerwana, kiedy z głębi lasu padną pierwsze strzały. Rozpocznie się chaotyczna walka o przetrwanie, bieganie i chowanie się za drzewami i skałami, dezinformacja i brak zrozumienia, kto próbuje ich zabić. Zamachowiec celowo sprowadzony został do kilku niewyraźnych ujęć jego sylwetki, czającej się w oddali ze strzelbą.

Zobacz również: Berlinale 2018, dzień 3: Eva, La priere, Figlia mia

Scenariusz filmu oparty został na relacjach tych, którzy przetrwali atak. W żadnym stopniu ani imiona, ani wydarzenia na ekranie, nie odwzorowują jakiejś jednej osoby. Erik Poppe (Wybór króla) i scenarzystki Siv Rajendram Eliassen i Anna Bache-Wiig chcieli pozostać wierni faktom, a z drugiej strony nie urazić żadnej osoby z rodzin zabitych. Jasne przez to jest, że postać Kaji jest fabularnym konstruktem, który pozwala nam doświadczyć tego, co przytrafiło się młodym ludziom na Utoyi. Kamera bezustannie towarzyszy bohaterce, która podąża od głównego budynku, po schronienie w lesie, by wrócić do namiotów w poszukiwaniu siostry, a potem znów w las, znajdując ranną dziewczynę, a potem by dotrzeć na wybrzeże, bo tam ostatnio ktoś widział Emilie. Film doskonale działa jako trzymający w napięciu do samego końca horror, bo inaczej tego wydarzenia nazwać nie można. Użycie imponującego zabiegu technicznego, jakim było nakręcenie filmu w jednym ujęciu (choć zapewne znalazło się też miejsce na niewidoczne gołym okiem cięcia montażowe) jest tutaj zupełnie na miejscu i doskonale służy celowi, co np. w przypadku dramatu Victoria (prezentowanego w 2015 roku w Berlinie) było posunięciem wątpliwym. Oprócz mistrzowskich zdjęć osobna wzmianka należy się realizacji dźwięku, kluczowej przy oddaniu sytuacji, w której źródłem przerażenia są strzały dobiegające z niewiadomego kierunku.

Słyszalne po prasowej projekcji Utoya 22. juli buczenia niektórych dziennikarzy należały do mniejszości, co nie znaczy, że nie oddają one pewnych wątpliwości do tego filmu. Erik Poppe podczas konferencji tłumaczył, że chciał przede wszystkim pokazać i ostrzec Europę przed tym do czego prowadzi prawicowy ekstremizm. Niektórzy mogą jednak poczuć się urażeni tym, w jak dosłowny sposób twórca prezentuje tą tragedię. Gdy brakuje miejsca na metaforę, polegać należy na instynkcie widza. Wielu z nich jednak może odrzucić surową i dosłowną wizję reżysera.

Ocena: 80/100

Poza konkursem

7 days in entebbe 1

7 Days in Entebbe

reż. José Padilha (USA / Wielka Brytania)

Reżyser kultowego filmu Elitarni i producent serialu Narcos powraca na duży ekran, realizując kolejną opartą na faktach historię. W czerwcu 1976 roku organizacja PFLP (Ludowy Front Wyzwolenia Palestyny), z pomocą dwójki członków niemieckiej ultralewicowej grupy Komórki Rewolucyjne (RZ), porwała lecący z Izraela do Paryża samolot linii Air France. Maszyna wylądowała w Ugandzie, gdzie za aprobatą wojska i rządzącego krajem generała miała być bazą do negocjacji z rządem Izreala. Terroryści po dwóch dniach wypuścili wszystkich obywateli spoza Izreala, zatrzymując około 100 osób pochodzenia żydowskiego i załogę samolotu.

Zobacz również: Narcos – pierwszy teaser czwartego sezonu! Diego Luna w obsadzie

Film opowiada tą dramatyczną historię z kilku perspektyw. Poznajemy niemieckich bojowników – Brigitte Kuhlmann (Rosamund Pike) i Wilfrieda Böse (Daniel Brühl) oraz ich motywację, serwowaną w retrospekcjach. Obserwujemy też debaty na szczycie władzy w Izraelu – premier Yitzhak Rabin (Lior Ashkenazi) jest pod ciągłą presją ministra Shimona Peresa (Eddie Marsan), by nie poddawać się negocjacjom i wysłać żołnierzy do obicia zakładników. Na chwilę zaglądamy też do domu z jednego z komandosów, który czeka na rozkaz z dowództwa, w czasie gdy jego partnerka-tancerka uczestniczy w próbach do sztuki ze spektakularną sekwencją tańca współczesnego. Co ciekawe, ta sekwencja otwiera i zamyka film, zmontowana została równolegle z finałową sceną ataku na lotnisko. Wybór być może pretensjonalny, ale działa – rytmicznie i montażowo jest to najbardziej angażująca część 7 Days in Entebbe, co nie świadczy za dobrze o reszcie produkcji.

https://www.youtube.com/watch?v=kuTBea8_-LY

Słabością obrazu jest jego prostolinijność i brak głębszego spojrzenia na problematykę. Padilha zainteresowany jest przede wszystkim posuwaniem akcji naprzód, ale w rozwoju sytuacji dzieje się niewiele, więc stara się dorabiać napięcie niepokojącą muzyką. Brühl i Pike wyciągają, co mogą z dość pobieżnie napisanych postaci. Chyba najlepsze sceny to te, w których terroryści starają się zrozumieć, w jakiej sytuacji się znaleźli i czym może się ona zakończyć. Jak choćby wątek z tracącą kontakt z rzeczywistością starszą kobietą, której tatuaż z numerem na przedramieniu sugeruje wiadomą przeszłość. Niestety, większość dialogów brzmi sztucznie, jakby postacie wygłaszały slogany polityczne, a nie własne myśli. Kończąca się sukcesem operacja, w której zginął brat późniejszego premiera, Benjamina Netanyahu, wybrzmiewa jako tuba propagandowa tylko jednej strony.

Ocena: 40/100

Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Redaktor

Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?