#Venezia74 – dzień 2: The Shape of Water, First Reformed i Human Flow

Drugi dzień weneckiego festiwalu filmowego nie przestaje rozpieszczać. Dziś przyszło nam zobaczyć trzy filmy reżyserów ciężkiego kalibru – ciekawe, choć nie bez pewnych wad. Jeden mistyczno-religijny, drugi – baśń zanurzona w stylistyce science-fiction, trzeci – dokument o bierzącym, globalnym kryzysie. Wszystkie walczą w konkursie o Złotego Lwa.

KONKURS GŁÓWNY

The Shape of the Water 1

The Shape of Water

Guillermo del Toro udowodnił już kilka razy, że jego wyobraźnia jest nieprzeciętna, a jego miłość do kina zawsze jest ważną inspiracją. Przy wspaniałym Labiryncie fauna nawet tak wysokobudżetowe produkcje jak Pacific Rim bledną, bo brakuje im tego „czegoś”. Natomiast The Shape of Water to bez wątpienia projekt, w który reżyser włożył całe serce. Można określić go jako mieszankę filmu fantasy, zimnowojennego dreszczowca, staroświeckiego romansu i ukłonu w stronę klasyków kina. Rozgrywający się w Ameryce lat 60. obraz pełen jest nawiązań do musicali, realizowanych w formacie Cinemascope kostiumowych klasyków oraz kina klasy B, z Potworem z Czarnej Laguny na czele. Także telewizja, wkraczająca do mieszkań coraz częściej, jest nieodłącznym tłem wydarzeń.

The Shape of the Water 2

Bohaterka filmu, Elisa Esposito (Sally Hawkins) mieszka w mrocznym, obskurnym pokoju tuż nad salą kinową (nazwa przybytku – Orpheum, popularna w Stanach Zjednoczonych, nawiązująca do grackiego boga – nie jest przypadkowa). Kobieta pracuje na nocną zmianę w tajnym laboratorium wojskowym – gdy mężczyźni kończą swoją szychtę, opracowując najnowsze technologie w zimnowojennym wyścigu zbrojeń, ona wraz z koleżankami – w tym Zeldą (świetna Octavia Spencer) – sprzątają po nich. W ten sposób Elisa przypadkowo nawiązuje kontakt z pewnym wodnym stworzeniem, schwytanym w Amazonii, gdzie czczone jest jak bóg. Ma ono pomóc Amerykanom zrozumień fenomen oddychania pod wodą i na lądzie – będzie to kolejny krok w planowanym podboju kosmosu. Choć stroną naukową zajmuje się wyrozumiały doktor Hoffstetler (Michael Stuhlbarg), to całym procesem zarządza sadystyczny Strickland (Michael Shannon), którego badanie potwora sprowadza się do używania na nim elektrycznego poganiacza do trzody. Elisa przejmie się losem tej dziwnej istoty, ni to człowieka, ni to ryby, zacznie nawiązywać z nim kontakt. Ponieważ kobieta jest niemową, zaczyna porozumiewać się z nim językiem migowym. Ale ich potajemna znajomość może szybko dobiec końca, bo wojskowi przełożeni domagają się od Stricklanda wyników, a kolejnym etapem badań ma być rozpłatanie potwora na kawałki.

The shape of water 04

Oczywiście można zastanawiać się, dlaczego sprzątaczki wpuszczane są w miejsca, w których odbywają się ściśle tajne badania, albo jak bohaterce udaje się tak długo utrzymać spotkania z wodnym stworem w tajemnicy. To jednak grzechy pomniejsze tej produkcji, bo walory produkcyjne, aktorstwo i muzyka autorstwa Alexandre’a Desplata są wspaniałe. Motyw wody został potraktowany konsekwentnie i z humorem. Film otwiera sekwencja snu, w którym całe mieszkanie Elisy znajduje się pod wodą. Potem bohaterka bierze kąpiel (podczas której się „relaksuje”) i gotuje jajka do pracy. W szatni znajdują się plakaty BHP, a wśród nich jeden przykuwa uwagę – „Nie marnuj wody”. O deszczu, który towarzyszy drugiej części filmu już nie wspomnę. Inny trop The Shape of Water wiedzie do Ameryki lat 60., więc w tle mamy antyrasistowskie protesty, napięcia z kolorowymi pracownikami najniższego szczebla, homoseksualizm jako temat tabu czy wyglądającą niczym z reklamy rodzinę Stricklanda, który zresztą kupi sobie najbardziej amerykański z amerykańskich samochodów – Cadillaca. Oczywiście, cały ten wizerunek podszyty jest wewnętrznym niepokojem i melancholią minionej epoki.

Zobacz również: The Shape of Water – pierwszy zwiastun nowego filmu Guillermo del Toro

Stylistycznie opowieść o związku Elisy i potwora nawiązuje do baśniowości Pięknej i bestii, ale tutaj przewrotnie dziewczyna musi uratować uwięzionego księcia. Kobiece postacie są tutaj zresztą mocne, wielowymiarowe i niezwykle silne. Ciekaw jestem, swoją drogą, czy fenomenalna rola Sally Hawkins doceniona zostanie przez jakiekolwiek gremium przyznające nagrody filmowe. W The Shape of Water znajdziemy też elementy kina szpiegowskiego, dreszczowca, tzw. heist movie, także science-fiction i romansu. Del Toro robi z każdego elementu użytek, składa to w sensowną całość, a pikanterii dodają wszelkie seksualne odniesienia, od porannej masturbacji po wytłumaczenie, jak wyglądają narządy rozrodcze morskiego stwora. Najważniejsze jednak, że reżyserowi udało się opowiedzieć historie angażująca emocjonalnie i mocno rezonującą w widzach. To słabsi, wykluczeni i niepozorni biorą sprawy w swoje ręce oraz okazują resztki człowieczeństwa tam, gdzie władanie przejęła autodestrukcyjna siła mocarstw.

Ocena: 85/100

ethan hawke in first reformed 01

First Reformed

Pierwszy Reformowany kościół gdzieś w stanie Nowy Jork to piękna, zabytkowa budowla z ćwierćwieczną historią, która obecnie stała się wyłącznie turystyczną rozrywką. Parafian jest tyle, co kot napłakał, a zarządzający nimi wielebny boryka się ze swoją przeszłością. Toller (Ethan Hawke) ma za sobą rozwód spowodowany śmiercią syna w Iraku – mężczyzna sam zachęcił swojego potomka, by wstąpił do armii. Kaznodzieja zaczyna pisać dziennik, chce wyćwiczyć w sobie pewną rutynę, która odwróciłaby uwagę od jego sytuacji. Ale w jego świat wkracza parafianka Mary (Amanda Seyfried), która prosi go o spotkanie z jej mężem. Michael (Philip Ettinger) to ekolog walczący, który spędził za swoje poglądy czas w więzieniu w Kanadzie. Podczas spotkania dwóch mężczyzn dochodzi do ostrej wymiany poglądów – młody chłopak przekonuje wielebnego o tym, że nie wypada wydawać dziecka na świat, który ze względu na zanieczyszczenie niedługo zacznie się rozpadać niczym w biblijnej apokalipsie; klecha stara się bronić życia oraz tego, że nic nie zostało jeszcze przekreślone. Kiedy kilka dni później Michael zostaje znaleziony w lesie ze strzelbą i rozwaloną głową, w głównym bohaterze zachodzi zasadnicza zmiana.

First Reformed 1

Paul Schrader bardzo konsekwentnie i starannie buduje nastrój filmu, oszczędnie używając muzyki, stosując długie ujęcia i kameralne oświetlenie. Skadrowany w proporcjach 4:3 obraz, minimalistyczny wystrój wnętrz oraz narracja z offu dodają First Reformed wyjątkowości. Najbardziej jednak zachwyca Hawke, który swoim świetnym aktorstwem przekonuje nawet do mielizn scenariuszowych, jak nagła zmiana w charakterze jego postaci. Troller po kłótni z właścicielem jednej z firm znajdujących się na czarnej liście ekologów za niszczenie środowiska, zaczyna coraz bardziej angażować się emocjonalnie w poglądy, które kiedyś głosił Michael. Owa firma jest jednym z głównych sponsorów jego kościoła oraz organizacji religijnej, do której należy. Jest jeszcze Mary (imię bardzo znaczące) – kobieta nosząca w sobie dziecko zmarłego mężczyzny, która zbliża się do wielebnego i spędza z nim coraz więcej czasu. Bohater grany przez Hawke’a cierpi także najprawdopodobniej na nowotwór żołądka – i z tych wszystkich warstw udało się mu stworzyć niebanalną, elektryzującą postać, w której łatwo byłoby się zagubić. Scenariusz Schradera (który na koncie ma choćby Wściekłego byka i Ostatnie kuszenie Chrystusa), ma w sobie coś z Taksówkarza i Troller z minuty na minutę coraz bardziej przypomina opętanego obsesją Travisa. Także religijne i mistyczne zapędy wychowanego w religijnej rodzinie twórcy dochodzą tu mocno do głosu. To ponoć film, który reżyser chciał zrobić od pięćdziesięciu lat, a zmotywowała go w końcu rozmowa z Pawłem Pawlikowskim o Idzie. Ot, taka ciekawostka.

Momentami ryzykowny i ocierający się o kicz film (jak choćby scena lewitacji) nie pozostawia obojętnym i pozostaje w głowie. Wizualna warstwa, obok aktorstwa, jest najmocniejszą stroną First Reformed.

Ocena: 65/100

Human Flow 2

Human Flow (reż. Ai Weiwei)

Uznany artysta pochodzący z Chin bierze pod lupę globalny kryzys z uchodźcami, portretując sytuację ludzi w najbardziej newralgicznych punktach globu. Jest Syria, Afganistan, Palestyna, Jordan, Bangladesz, Meksyk, są oczywiście płynący do Europy ludzie z Afryki i Bliskiego Wschodu. Może brakuje tym obrazom oryginalności, bo wszystkie gdzieś już przewinęły się w programach informacyjnych, ale poraża skala tego przedsięwzięcia. Weiwei pokazuje, że jest ona ogromna. Wszyscy cierpią przez brak empatii i pomocy humanitarnej, a najbardziej dzieci. Kolejne pokolenia rodzą się w zbudowanych naprędce namiotach.

W tym spojrzeniu brak negatywnych obrazów i wniosków, jak choćby promowane przez media prawicowe ataki i gwałty na ludności lokalnej o zamachy terrorystyczne – zostawmy je na boku, bo myśl za tym filmem jest większa. Nie tracimy naszego człowieczeństwa i jest dla nas jeszcze jakaś nadzieja.

Ocena: 70/100

Redaktor

Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?