Sofia Coppola w Cannes praktycznie się wychowała, przyjeżdżając tu z ojcem – Francisem Fordem – od lat 70. Po oscarowym sukcesie Między słowami kwestią czasu było, aż wróci tu z filmem. Maria Antonina trafiła do konkursu głownego, Bling Ring otwarło „Un Certain Regard”, a kilka lat później reżyserka zasiadła w jury przyznającym Złotą Palmę. Teraz Sofia kolejny raz zawalczy o najważniejszy laur festiwalu w Cannes. Zwycięstwo w tej prestiżowej kategorii może okazać się bardzo trudne.
O ile poprzeczka dla The Beguiled była postawiona wysoko, to Rodin Jacquesa Doillona był jednym z najmniej oczekiwanych filmów konkursowych tego festiwalu. Po pierwsze, że biografia, po drugie, że to produkcja francuska – gospodarze imprezy nie potrafią często być w wyborze filmów ze swojego kraju obiektywni. Jedyne, co mogło uratować ten tytuł to reżyseria i główny aktor – nagrodzony już w Cannes Vincent Lindon. Nic takiego się nie stało. Otrzymaliśmy skostniały, stęchły, powolny film, który ma się do dynamiki rzeźb tytułowego artysty jak piernik do wiatraka.
W 1880 roku Auguste Rodin otrzymał intratne, państwowe zlecenie – przygotować projekt bramy z brązu, która będzie ozdabiać Musée des Arts Décoratifs w Paryżu. Jako prawdziwy artysta i perfekcjonista pracuje nad „Bramą piekieł” przez resztę swojego życia. Jedną z jego inspiracji przez pewien okres jest romans z Camille Claudel (Izia Higelin), młodą, utalentowaną rzeźbiarką. Ich współpraca miała wszystko: namiętność, pasję, miłość, nienawiść, brak akceptacji ze strony rodziny (Rodin był żonaty i miał dziecko), dramat w postaci aborcji. Niestety, Doillon nie potrafił przekuć (dosłownie) tego materiału w interesujący film.
Obraz tego doświadczonego reżysera składa się z serii długich ujęć, w których artyści przerzucają się pretensjonalnymi hasłami na temat tworzenia, inspiracji i sztuki. Gdzieniegdzie dochodzi do bardziej pikantnych scen (te są powiewem świeżego powietrza), ale po dwudziestu minutach doskonale wiemy, gdzie prowadzi ścieżka narracji. Do zrobionej na kolanach biografii, gdzie żadna z postaci nie jest wystarczająco prawdziwa, by się nią przejąć, a zakurzone studio pracy Rodina wydaje się wycyzelowanym pieczołowicie teatrzykiem. Jedynie zdjęcia w tym filmie nie zawodzą. Chłodna paleta barw, płynny ruch po planie i piękne, szerokie kadry nie ratują jednak tej dwugodzinnej nudy.
Ocena: 30/100
Zobacz również: Miara człowieka – recenzja francuskiego dramatu
Bardzo podobnie zapowiadał się The Beguiled Sofii Coppoli. Oparty na książce Thomasa P. Cullinana film opowiada o pewnym epizodzie z wojny secesyjnej w Stanach Zjednoczonych z XIX wieku. Dziejąca się w jednym miejscu akcja i kostiumy zawsze grożą tym, że otrzymać możemy dobrze obsadzony teatr telewizji. Powieść zaadaptowana na ekran została już wcześniej, w 1971 roku – w Oszukanym główną rolę zagrał sam Clint Eastwood. Reżyserka Między słowami zarzekała się jednak, że nie robiła remake’u, choć siłą rzeczy jej produkcja będzie z poprzednim tytułem porównywana. Wynik jej pracy jest dobry i śmiało stanąć może obok produkcji Dona Siegela.
Zobacz również: Clint Eastwood powróci do aktorstwa
Filmowy zmysł Coppoli czuć od pierwszych ujęć, kiedy to kamera towarzyszy młodej dziewczynce zbierającej grzyby w lesie. Obiektyw od razu ukazuje duszny nastrój tej części kraju, z dębami oraz wiszącymi z nich złocistymi oplątwami i pięknym, miękkim światłem padającym przez gałęzie. Obok głosu dziecka nucącego piosenkę, w tle co chwilę eksploduje huk dział. Front jest bardzo blisko, jesteśmy w trzecim roku trwania bratobójczej wojny między Północą i Południem. Amy (Oona Laurence) natrafia na coś więcej, niż grzyby – schowanego w gąszczu rannego John McBurney (Colin Farrell), żołnierza wojsk Północy. Mężczyzna prosi o pomoc, a ponieważ jest wyjątkowo miły, dziewczynka, kierowana chrześcijańskim miłosierdziem, postanawia mu pomóc. Zabiera go do nie tak odległego seminarium dla młodych dam, prowadzonego przez Marthę Farnsworth (Nicole Kidman), w którym nauczycielką jest Edwina Dabney (Kirsten Dunst), a uczy się w sumie pięć młodych dziewczyn w różnym wieku – najstarsza z nich to Alicja (Elle Fanning). Wbrew pierwszemu instynktowi kobiety decydują się nie wydać żołnierza swoim wojskom, ale zaopiekować się nim do momentu, jak nie wyzdrowieje. Pojawienie się mężczyzny w domu zaburzy rytm i spokój codziennych obowiązków.
Nie przepadam za pisaniem o tym, jak to kobieta w roli reżyserki zadbała o bardziej feministyczny wymiar oglądanej historii, ale nie da się uciec od tego stwierdzenia w przypadku The Beguiled. Coppola skupia się na pokazaniu, jak samotne panny w różnym wieku reagują na męską obecność. John jest dla nich symbolem czegoś, co było ostatnio nieobecne ze względu na wojnę – seksualnej świadomości, pożądania, flirtu, zainteresowania płcią przeciwną. Postać Farrella ma w sobie mnóstwo delikatności, szarmanckich manier i łagodności, co ułatwia z nim kontakt. Jednocześnie, przez silne, szorstkie dłonie, wyrazistą urodę i Irlandzki akcent jest w nim coś zwierzęco uwodzącego. McBurney to typowy czaruś, który znalazł sposób na każdą z kobiet w domu – nawet najmłodsze mieszkanki wydają się nim zafascynowane. Dla tych starszych jest nieobecnym mężem lub narzeczonym, który zginął w czasie wojny z Południem. Te młodsze traktują go jako starszego brata, opiekuna, a może nawet ojca. Z fascynacją oglądamy, jak panny pstrzą się w najlepsze suknie, ubierają biżuterię i odświętne broszki, by tylko zwrócić na siebie uwagę. Jankes prowadzi jednak bardzo niebezpieczną grę. Wkrada się do serc kobiet głównie z praktycznego powodu – chciałby zostać w domu jako gość, może jako ogrodnik, ale nie chce wpaść w ręce wroga. Taki plan ma Martha – czekają tylko, aż stan ich gościa się poprawi. To nie miłość motywuje jego działania – to strach przed śmiercią. Zresztą w ten sposób przetrwał pole walki – zwyczajnie z niego uciekając.
Film wyraźnie rozpada się na dwie części i można mieć zarzuty, że pierwsza z nich jest dość leniwa rozwija się ślamazarnie. Ujmuje jednak to, z jakim spokojem i konsekwencją Coppola pokazuje swoje bohaterki, każdej z nich dając więcej niż trzecioplanową rolę. Ale to w czworokącie Kidman – Dunst – Fanning – Ferrell tkwi kluczowe napięcie dla rozwoju akcji. Elle kradnie każdą scenę swoim szelmowskim uśmiechem, Nicole – stoickością i bezpośredniością, a Kirsten – dawno nie widzianą w jej rolach delikatnością i naiwnością. Colin wypada niestety tylko przeciętnie, ale głównie przez ograniczone ruchy jego postaci.
https://www.youtube.com/watch?v=_r_FSRbuZ9Y
Nie do końca przekonały mnie kręcone przy naturalnym oświetleniu świec zdjęcia we wnętrzach. Są niezwykle ciemne i aż prosi się o to, by ktoś zapalił jakąś lampkę na naftę.
Reżyserka Marii Antoniny nie wyjedzie raczej z Cannes ze Złotą Palmą, ale może jakaś niespodziewana decyzja sprawi, że The Beguiled otrzyma którąś z mniejszych nagród. Tak czy inaczej, gorące nazwiska obsady i twórczyni na pewno sprawią, że produkcja osiągnie przyzwoity wynik w box officie.
Ocena: 76/100
Ilustracja wprowadzenie: materiały prasowe