My French Film Festival – konkursowe filmy z kategorii We are family

Ostatni dzień My French Film Festival i ostatnia konkursowa sekcja. We are family to aż pięć tytułów: trzy długie i dwa krótkie metraże, na rozmaite sposoby oscylujące wokół szeroko pojętego tematu więzi międzyludzkich. Sprawdźcie, co z tego filmowego gabinetu osobliwości ma największe szanse przypaść Wam do gustu. 
 
Krzywda (2015), reż. Antoine Cuypers

74/100

Podczas rodzinnej kolacji mieszkający z rodzicami, trzydziestoletni Cedric (Thomas Blanchard) dowiaduje się, że jego siostra jest w ciąży. Nowina, która uraduje pozostałych członków klanu, w nim obudzi najstraszliwsze demony. Konsekwentnie napinana przez Cuypersa atmosfera zaowocuje spodziewanym wybuchem. Z jednej strony: żal, poczucie krzywdy i odrzucenia doprowadzające na skraj szaleństwa; z drugiej: mniej (ojciec) lub bardziej (matka) niezachwiane przekonanie o niepopełnieniu ani jednego błędu wychowawczego, mur niezrozumienia między odizolowanym bratem, a resztą rodzeństwa…  Dużo krzyku, dużo łez, całe mnóstwo emocji. Skojarzenia z Festen Vinterberga raczej nieuniknione, jednak zgodnie z zamysłem reżysera pretensje Cedrica względem najbliższych wybrzmiewają w nieco innym – choć równie gorzkim – tonie. Niesamowity aktorski pojedynek Thomasa Blancharda i Nathalie Baye. I bez wątpienia najbardziej przytłaczająca pozycja w sekcji.


Marguerite et Julien (2014), reż. Valérie Donzelli
 
67/100

Baśniowa opowieść o kazirodczej miłości – w tym paradoksalnym skrócie mieści się fabuła filmu, którego głównymi bohaterami są Julien (Jérémie Elkaïm) i Marguerite (Anaïs Demoustier) de Ravalet. Stopień zażyłości rodzeństwa wzbudza niepokój spokrewnionego z nimi duchownego, przekonuje on więc ich rodziców, że najlepszym rozwiązaniem będzie rozdzielenie dzieci, póki nie jest za późno. Gdy spotkają się ponownie, już jako dorośli ludzie, wzmożone rozłąką namiętności okażą się pokusą, przed którą nie ma ucieczki; ulegając jej, narażą się zarówno na pozaziemskie, jak i doczesne – równie groźne – konsekwencje. Być może niepotrzebnie Donzelli zdecydowała się na wykorzystanie w swojej produkcji drugiej płaszczyzny narracyjnej; i bez tego Marguerite et Julien obfituje we wszystko, co charakterystyczne dla gatunku. Mamy tu więc bliżej nieokreślony czas akcji, miłość zakazaną, sekwencje z wymianą listów i wyznań rozdzielonych kochanków, małżeństwo z przymusu, dramatyczne omdlenia, tęskne spojrzenia, widmo potępienia, pohańbienie godności rodziny, współpracującą służącą, ucieczkę pod osłoną nocy, pościg i wreszcie finał przypieczętowujący tragiczny wymiar uczucia. Nawet, jeśli reżyserka garściami czerpie ze studni naiwności, kiczu i romantyzmu w dworsko-harlequinowym stylu, świadomość źródeł jej inspiracji nie przeszkadza w potraktowaniu tego melodramatu jako dobrej, niewymagającej rozrywki; od czasu do czasu nikomu nie zaszkodzi! Zresztą, niby jak oderwać się od ekranu, skoro tak często gości na nim Elkaïm? 


Ogry (2015), reż. Léa Fehner
 
64/100

Wszystko zaczyna się od niefortunnego wypadku jednej z akrobatek; w zastępstwie za kontuzjowaną koleżankę, po latach nieobecności do trupy powraca Lola (Lola Dueñas), dawna kochanka szefa całego przedsięwzięcia. Wkrótce potem przychodzi na świat syn pogrążonego w depresji cyrkowca i jego młodszej partnerki. Machina wydarzeń, które zredefiniują pojęcie wspólnoty, przetestują siłę międzyludzkich więzi i otworzą zabliźnione rany, rusza pełną parą. Przez ponad dwie godziny nie zwalnia tempa! Jest tu Czechow, jest Rabelais, jest muzyka, śpiew, taniec, huczna zabawa i kotłujące się w bohaterach emocje. Istny cyrk na kółkach! Dosłownie, bo film w reżyserii Fehner to barwna parada postaci, postaw, problemów i wątków. Jeśli lubicie filmy, których seans przypomina wizytę w szalonym lunaparku, Ogry to coś w sam raz dla Was. Zawroty głowy gwarantowane. 


Pierwszy dzień szkoły (2016), reż. Stéphane Aubier, Vincent Patar
 
49/100
 
Kowboj i Indianin zamierzają wyruszyć w podróż życia; niestety, ich plany krzyżuje rozpoczęcie roku szkolnego. Szansę na przygodę stwarza konkurs zorganizowany przez astronautę i nauczyciela geografii zarazem: wygrają lot na Księżyc, jeżeli uda im się obliczyć jego odległość od Ziemi. Dokładną, w milimetrach! Niełatwe wyzwanie podejmują także inni, czworonożni członkowie klasy. Pomimo mozolnych prób, do rozwiązania dochodzi tylko ambitna świnia; przebiegli bohaterowie postanawiają więc je… wykraść. Półgodzinna produkcja kipiąca surrealizmem i garściami czerpiąca z nieograniczonego pola wyobraźni propozycja raczej dla tych, którzy lubią niecodzienne historie opowiedziane z przymrużeniem oka. A nawet dwóch. 😉 

W głębokich wodach (2014), reż. Sarah Van Den Boom
 
54/100 
 
Niespełna piętnastominutowa animacja to opowieść o trzech postaciach, które łączy specyficzne doświadczenie. Reżyserka w intrygujący, oryginalny sposób podejmuje kwestię więzów krwi, pokrewieństwa dusz i poczucia zagubienia, dającego się wytłumaczyć rodzinnym sekretem, do pewnego momentu nieodkrytym przed bohaterami. Dwuznaczność tytułu i metafor, jakimi się posługuje, współgrają z ilustrującymi je na ekranie obrazami, wizjami, snami i wyobrażeniami. Bardzo krótka, mimo to niepozbawiona refelksyjnego potencjału produkcja. 
 
Ilustracja wprowadzenia: mat. prasowe 

Dziennikarz

Studentka czwartego roku Tekstów Kultury UJ.
Ze świata literatury najbardziej lubi powieści, ze świata muzyki - folk, ze świata kina - (melo)dramaty oraz indie. I Madsa Mikkelsena, oczywiście.

Więcej informacji o

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?