My French Film Festival – konkursowe filmy z kategorii Love & Friendship

Kolejna propozycja w filmowej ofercie My French Film Festival to konkursowe produkcje z kategorii Love & Friendship – trzy krótkie oraz jeden długi metraż. Sprawdźcie, jakie robią wrażenie i podzielcie się swoimi, jeśli któryś z seansów macie już za sobą.
 
Konwencja Genewska (2016), reż. Benoît Martin
 
40/100

Dołączywszy do zgromadzonych na przystanku znajomych, Hakim (Azzedine Bouabba) dowiaduje się, że jego przyjaciel ma paść ofiarą szkolnych porachunków. Pokojowe negocjacje z grupą napastników spełzają na niczym; pogoń za uciekinierem kończy się w lesie – tam też dochodzi do konfrontacji obydwu stron konfliktu. Scena po scenie, Martin świadomie tłumi napięcie, zamiast je potęgować: a to postawami poszczególnych uczestników spędu, a to humorystycznymi wtrętami, a to demaskacją prozaicznych przyczyn konfliktu, a to jego rozwiązaniem; banalnie prostym, niemal prostodusznym. Konwencja Genewska do pewnego stopnia trywializuje zjawisko szkolnej przemocy; naiwność fabularnych rozwiązań można co prawda potraktować jako narzędzie uświadomienia widzowi, jak odrobina zdrowego rozsądku może przysłużyć się wybrnięciu z sytuacji podbramkowej, na niefrasobliwej atmosferze całości cieniem kładzie się jednak świadomość, że w rzeczywistości tak kolorowe scenariusze zdarzają się , niestety, bardzo rzadko. 


Ostatni Francuz (2015), reż. Pierre-Emmanuel Urcun

57/100

Głównego bohatera, Remiego (Rémy Ferreira), poznajemy w chwili, gdy postanawia dokonać w swoim życiu poważnej zmiany i zaciągnąć się do wojska. Wyjazd będzie oznaczał rozstanie z paczką przyjaciół: Boomem (Mehdi Bouguettouche), Nasserem (Nasser Bessalah), Redouanem (Ridwane Bellawell) i Moussą (Moussa Sylla). Skoro przyszły żołnierz jest ostatnim Francuzem “czystej krwi” na osiedlu, pytanie brzmi: który z kumpli odziedziczy po nim tytuł “prawdziwego” obywatela tego kraju? Okoliczności, w jakich postaci Urcuna zastanawiają się nad tą kwestią, są dość niewinne, zaś całość skonstruowana tak, że widzowi trudno odpowiedzieć na to pytanie; ba, jakikolwiek podział na równych i równiejszych wydaje się sztuczny, niepotrzebny. Ostatni Francuz z jednej strony prześlizguje się przez bardzo drażliwą kwestię przynależności/tożsamości religijnej i narodowej, z drugiej akcentuje przede wszystkim codzienność, osiedlowe realia, drobne absurdy i osobiste dramaty, nie polityczne racje. Ten sposób ujęcia tematu jedni mogą uznać za zaletę (bo nienachalny), inni za wadę (bo niesatysfakcjonujący). Na plus, bez ryzyka kontrowersji: szczypta humoru i motyw męskiej przyjaźni. 


Paczka Juliette (2016), reż. Aurélien Peyre

74/100

W skład tytułowej Paczki Juliette (Pauline Acquart) wchodzą poznani na studiach przyjaciele oraz Maglone (Faustine Levin), z którą dziewczyna zna się od lat. Gdy w ramach wizyty w domku na wsi wszyscy wylądują pod jednym dachem, pozornie beztroski nastrój Peyre zacznie szpikować znaczącymi niuansami – dającymi się uchwycić zarówno w zachowaniach poszczególnych bohaterów, jak i epizodach (mniejszych lub większych), do których między nimi dochodzi. Choć o atencję rówieśników najbardziej desperacko zabiega blondwłosa Maglone, każda z postaci ma w sobie coś, co przyciąga widza i pozwala głębiej zanurzyć się w panującej na ekranie atmosferze: raz zaraźliwie sielskiej i zabawowej, raz niepokojącej, raz gęstniejącej od emocji. Niezwykle klimatyczny film, kilka wręcz wyśmienitych scen, charyzmatyczne postaci zagrane przez obiecujących, młodych aktorów, piękne zdjęcia i wcale nie taki oczywisty przekaz – nic, tylko oglądać!


Uczucie lata (2014), reż. Mikhaël Hers

84/100

Z nagłą śmiercią trzydziestoletniej Sashy jej najbliżsi muszą sobie poradzić każdy na swój sposób. Uczucie lata skupia się przede wszystkim na ukochanym kobiety, Lawrence (wyśmienity Anders Danielsen Lie) oraz jej młodszej siostrze, Zoé (Judith Chemla), których zmagania z nową rzeczywistością obserwujemy na przestrzeni trzech lat, w trzech różnych miastach. Z bardzo kameralnej, intymnej wręcz perspektywy. Film Hersa od pierwszych do ostatnich minut porusza w widzu czułą stronę swoją prostotą. Nie sili się na tanią dramaturgię, w pełni przekonuje właśnie niszowością, naturalnością dialogów, niewymuszonym tempem, w jakim następują po sobie sceny. Oszczędna muzyka, różnorodność lokacji (Berlin, Paryż, Nowy Jork), humorystyczne akcenty (postać najlepszego przyjaciela!), budzący empatię główni bohaterowie – wszystkie te elementy składają się na piękną, urzekającą i jednocześnie zwyczajną historię o życiu, które toczy się mimo wszystko. Wisienką na torcie jest fakt, że niewątpliwa perełka festiwalowa to jedyny długometrażowy tytuł w sekcji. Polecamy z całego serca i trzymamy kciuki za wygraną. Niech żyje low-key!

Ilustracja wprowadzenia: mat. prasowe 

Dziennikarz

Studentka czwartego roku Tekstów Kultury UJ.
Ze świata literatury najbardziej lubi powieści, ze świata muzyki - folk, ze świata kina - (melo)dramaty oraz indie. I Madsa Mikkelsena, oczywiście.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?