Berlinale 2016 – nasza relacja z festiwalu filmowego, dzień 2

niedziela, 14.02

Filmy z silnym społeczno-politycznym przesłaniem są stałą niezmienną Berlinale. W tym roku prawie każda z produkcji jest głęboko osadzona w otaczającej nas rzeczywistości. A o tym, że najlepiej spoglądać na duże tematy z perspektywy jednostki, przekonały mnie trzy konkursowe produkcje obejrzane w niedzielę.

Konkurs główny

fireatsea1

„Foucammare” („Fire at Sea”)

reż. Gianfranco Rosi

Włoska Lampedusa od kilku lat jest sceną humanitarnej tragedii, rozgrywającej się na granicy Unii Europejskiej. Na tą wyspę pochodzenia wulkanicznego o powierzchni 20km2, przybyło w ostatnich latach 200 tys. uchodźców. Niebezpieczne i nielegalne przeprawy nieprzystosowanymi do długich żeglug łodziami pochłonęły ponad 15 tys. ofiar. Rosi, który przebywał na Lampedusie przez rok, wpisuje te liczby w kontekst zwykłych ludzi zamieszkujących włoską wysepkę. W tym dokumencie większość czasu spędzamy z dwunastolatkiem Samuelem, niezwykle kolorowym, żywym dzieckiem, który nocami poszukuje ptaków, bawi się procą, opornie uczy się angielskiego i odwiedza lekarza. Poznajemy też babcię chłopca, skoncentrowaną na codziennych rytuałach, lokalnego radiowego prezentera, grającego klasyczne włoskie przeboje, nurka i rybaków, w których ślady pójdzie kiedyś Samuele. Pracę straży przybrzeżnej, patrolującej wody wyspy, śledzimy najpierw w poetyckich ujęciach, po zmroku, z dramatycznymi konwersacjami przez radio. „Ratujcie nas, na łodzi jest 250 osób” – woła przerażony człowiek przez krótkie fale. „Podaj swoje położenie” – próbuje dociec ratownik. „Na boga, pomóżcie nam” – odpowiada głos, by po chwili zamilknąć na dobre.

Rosi raczej sugeruje niż dopowiada. Jego film pozbawiony jest zupełnie komentarza, tylko postacie wypowiadają się same za siebie. Babcia Samuela mówi o czerwonym od flar morzu w czasie II wojny światowej, uchodźcy opowiadają o swojej długiej wędrówce, zanim wsiedli na łódź. Kiedy w finalnej sekwencji towarzyszymy straży przybrzeżnej w akcji ratunkowej, słowa będą zbędne, by pojąć dramatyzm sytuacji.

Prosty, oszczędny w formie film, poetycki i realistyczny zarazem, z sercem we właściwym miejscu ukazuje jeden z największych dramatów współczesnego świata.

Ocena Movies Room: 88/100

24weeks1

„24 Wochen” („24 Weeks”)

reż. Anne Zohra Berrached

Artystka komediowa Astrid dowiaduje się, że dziecko, którego oczekuje, urodzi się najpewniej z chorobą Downa. Razem ze swoim partnerem Markusem decydują się kontynuować ciążę, spotykając się z mieszaną reakcją znajomych i rodziny. Kiedy jednak okaże się, że dziecko ma też problemy z sercem i będzie wymagało kilku skomplikowanych operacji, Astrid zaczyna mieć wątpliwości co do swojej decyzji.

Berrached podejmuje śmiałą i ważną dyskusję dotyczącą odpowiedzialności matki za siebie i za dziecko. Czyniąc z bohaterki kobietę wyzwoloną i współczesną (artystka, żyje z partnerem bez małżeństwa, myśli o swojej karierze), do troski o zdrowie dziecka dokłada jeszcze potrzebę samorealizacji Astrid. Mocno feministyczny w wymowie film cierpi na momentami zbyt ciężkie dialogi, rozładowywane niepotrzebnym dowcipem, przeciętne walory produkcyjne i brak konsekwencji w stosowaniu zabiegów artystycznych.

Ocena Movies Room: 55/100

being17

„Quand on a 17 ans” („Being 17”)

reż. Andre Techine

Jeden z seniorów francuskiego kina zaprezentował w Berlinie niezwykle intymny portret dorastających nastolatków. Rozgrywający się na francuskiej prowincji film ma dwóch bohaterów: Thomas jest adoptowanym synem farmerów, mieszkającym wysoko w górach, typem samotnika, spędzającym przerwy w szkole samemu; Damien jest synem lokalnej lekarki, bystrym chłopcem, który również nie cierpi na nadmiar przyjaciół. Chłopcy mają ze sobą wiele wspólnego, ale ich znajomość zaczyna się od bójek i przepychanek. Kiedy matka Damiena zacznie leczyć opiekunkę Thomasa, ich znajomość się zacieśni, aż do momentu, kiedy zamieszkają ze sobą pod jednym dachem.

Techine obserwuje rozwój znajomości obydwu bohaterów, z których każdy jest wulkanem emocji i uczuć. Jeden z nich znajduje dla nich ujście mówiąc i działając, drugi – poprzez zamknięcie się w sobie. Dwie na pozór różne od siebie postacie mają ze sobą więcej wspólnego, niż mogłoby się wydawać. Obaj nie tylko odkrywają swoje własne uczucia („Nie wiem, czy interesują mnie faceci, czy tylko ty” wyznaje Damien Tomowi), ale też walczą z rolami, które nadało im społeczeństwo (Thomas ma być tym biednym i głupim synem farmerów, który nigdy nie dostanie się na wymarzone studia). O tym, jak trudne jest przeciwstawienie się schematom i zaakceptowanie własnych uczuć, film opowiada z odwagą i delikatnością. Mimo uproszczeń i dramatycznych chwytów wątpliwej jakości (ojciec Damiena ginie w Afganistanie), film Techine jest pięknym portretem dorastającej młodzieży.

Ocena Movies Room: 80/100

 

Panorama

indignation01

„Indignation”

reż. James Schamus

Oparta na prozie Phipia Rotha opowieść o młodym studencie żydowskiego pochodzenia w Ameryce lat 50. ma prawie wszystko, czego potrzebuje dobry film o dorastaniu. Protagonistę skonfliktowanym ze światem, romantyczną i trudną miłość oraz system, który stara się utemperować bohatera. Marcus Messner (Logan Lerman) decyduje się podjąć studia, by uniknąć z jednej strony służby wojskowej, z drugiej – pracy w rzeźni ojca. Jeżeli wydawało mu się, że w Weinesburg College, setki mil od domu, znajdzie spokój do nauki i zrozumienie dla swoich światopoglądów, jest w dużym błędzie. Napięcie między nim w współlokatorami tylko rośnie, doprowadzając do bójki. Prośba przeniesienia do innego pokoju skończy się wizytą u dziekana (Tracey Letts) i długą, piętnastominutową dyskusją pomiędzy dwoma godnymi siebie przeciwnikami. Marcus jest zdeklarowanym ateistą i wszelkie komentarze dotyczące jego wiary, pochodzenia oraz poglądów religijnych, wpajanych co tydzień podczas obowiązkowych spotkań w kaplicy, działają na bohatera jak płachta na byka. Owo spotkanie z dziekanem, pierwsze z wielu, jest początkiem kłopotów Messnera.

Jest oczywiście też miłość. O tyle skomplikowana, że Olivia (Sarah Gadon) jest dokładnie tym, czego Marcus nie jest w stanie pojąć. Piękna, pewna siebie, seksualnie bardziej doświadczona, z dość burzliwą i trudną przeszłością. Widząc ranę po próbie samobójstwa na nadgarstku dziewczyny matka chłopaka zasugeruje, by znalazł sobie bardziej stabilną partnerkę. Czyż nie ma w tej nadopiekuńczej uwadze odrobiny rozsądku?

„Indignation” ma wspaniałe walory wizualne, doskonale sprawdza się jako pars-pro-toto Ameryki czasów McCarthy’ego. Świetnie funkcjonuje tu wątek cichego buntownika, który pragnie bezskutecznie wymazać swoje religijne i kulturowe pochodzenie. Chcąc być na zewnątrz systemu, piętnując hipokryzję i obnażając brak logiki, skazuje się na ostracyzm i odosobnienie. Gorzej jest natomiast z opanowaniem tekstu jako odnośnika do książkowego oryginału, który siłą rzeczy skazany został na skróty. Cierpi wewnętrzna logika i motywacja postaci, niektóre decyzje bohaterów przełknąć musimy raczej w oparciu o wiarę, niż o zrozumienie. Jednak jako debiut reżyserski Jamesa Schamusa jest całkiem udaną produkcją, która zapewne spotka się z ciepłym przyjęciem w regularnej dystrybucji.

Ocena Movies Room: 65/100

Redaktor

Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?