Od jego ostatniego filmu – Siedmiu Psychopatów – minęło pięć długich lat. Teraz wreszcie brytyjsko-irlandzki reżyser, Martin McDonagh, powraca z filmem Trzy billboardy za Ebbing, Missouri. I trzeba powiedzieć jasno: opłacało się czekać! Film ani na moment nie przestaje ekscytować i pozwala widzom przeżyć morze przeróżnych emocji bez wymuszonych zwrotów akcji czy nieodpowiedniego humoru.
Mildred Hayes (Frances McDormand) trafia na usta wszystkich w rodzinnym mieście Ebbing w stanie Missouri, po tym, jak wynajmuje trzy billboardy znajdujące się przy starej, zapomnianej przez wszystkich drodze i atakuje za ich pomocą szefa lokalnej policji. Tworzą one bowiem bezpośrednie pytanie do szeryfa (Woody Harrelson), który – zdaniem Mildred – ponosi odpowiedzialność za brak skazanych w sprawie morderstwa jej córki. To pociąga za sobą lawinę wydarzeń, których stajemy się świadkami.
Choć niekwestionowaną gwiazdą filmu jest McDormand, to jednak reżyserowi udało się stworzyć film bez wskazywania głównego protagonisty. Świat, do którego wchodzimy, skupia się bowiem na społeczeństwie, a postaci czy instytucje tam ukazane służą raczej jako symbole różnych postaw. Szybko staje się jasne, jak stereotypowym i rasistowskim myśleniem kierują się tam ludzie, a w szczególności funkcjonariusze policji. Najlepszym przykładem jest funkcjonariusz Jason Dixon, wyśmienicie zagrany przez Sama Rockwella. Dixon jest nieco głupim, uprzedzonym gliniarzem, który nadal mieszka z matką i w zasadzie reprezentuje postawę całego Ebbing oburzonego zachowaniem Mildred, jako iż jej prowokacja wyprowadza z równowagi wszystkich mieszkańców: od duchownego po dentystę.
Mildred jawi się jako głos ludzi zapomnianych, walczących o sprawiedliwość. Jej wartości są podobne do tych, które posiada szeryf i które wyróżniają ich na tle całego Ebbing. Szeryf natomiast jest filarem w walce o zmianę w społeczeństwie, które nie stawia już zasad moralnych i sprawiedliwości w centrum uwagi, a którym ktoś musi się zaopiekować. Wydaje się jasne, że aby wywalczyć zmianę, muszą oni pożegnać swoje osobiste uprzedzenia i wzajemny żal.
Jednak poza symbolicznymi postawami, pozostaje jeszcze znakomite tło psychologiczne postaci. To ich osobiste historie dopełniają emocji, które targają widzem. Tworzy się empatyczne połączenie bohaterów z oglądającymi, a wielopłaszczyznowy charakter postaci nie pozwala na stawianie powierzchownych ocen. W efekcie dostajemy bardzo uniwersalne i zarazem autentyczne role. Dlatego tak łatwo przychodzą wybuchy śmiechu, gorycz, żal czy wzruszenie. Prawdziwy borderline wśród filmów.
Z niewiarygodną brutalnością, fantastycznymi występami aktorskimi i mocnymi akcentami czarnej komedii, film ten pokazuje społeczeństwo, które zapomniało jak współpracować i iść na przód. Czy to ma szansę zdrowo funkcjonować? Film nie daje łatwych odpowiedzi, łamiąc schematy i zaskakując widza nieustannie. Jeśli jednak obecne społeczeństwo ma jakąkolwiek twarz, to ten film bardzo trafnie ją ukazuje. Szukając lepszego jutra, musimy działać wspólnie, w przeciwnym razie zatracimy się w swoich własnych uprzedzeniach i rosnącym gniewie.