Tym razem dla odmiany nieco wojennych klimatów. Czerwiec 2005. Zrzuceni na afgańsko-pakistańskim pograniczu w ramach operacji „Red Wings” czterej amerykańscy komandosi z elitarnej jednostki Navy SEALs trafiają w pułapkę i muszą odeprzeć atak kilkadziesiąt razy liczniejszej grupy talibów. Żołnierze staczają pełną poświęcenia, niebezpieczną walkę z wrogiem, czasem i wycieńczeniem. Gdy koledzy Marcusa Luttrella giną podczas akcji, ten, choć wyczerpany i ranny, zrobi wszystko, by ujść napastnikom.
No i wchodzimy do pierwszej trójki. Tutaj Mark miał nieco mniejsze pole do popisu, ale film znaczny. Susie Salmon zostaje brutalnie zgwałcona i zamordowana przez swojego sąsiada. To, co się dzieje po jej śmierci, obserwuje z nieba. Spoglądając w dół, snuje głosem czternastolatki powieść koszmarną, ale też pełną nadziei. Przez długie tygodnie po swojej śmierci Susie obserwuje życie, które toczy się już bez niej – przysłuchuje się pogłoskom na temat swojego zniknięcia, współczuje rodzicom, którzy ciągle wierzą, że córka się odnajdzie, obserwuje, jak ten, który ją zamordował, zaciera ślady zbrodni, widzi jak małżeństwo jej rodziców rozpada się, ojciec obsesyjnie pragnie zemsty, a siostra staję się osobą zupełnie obcą.