Na pierwszy rzut oka: 1. sezon Deep State

Wielką karierę w światowych kinach robią produkcje kryminalne znajdujące się na pograniczu. W żadnym razie nie walczące z głębszymi dramatami prezentującymi dodatkowo pewien obraz społeczeństwa spod znaku serialu The Wire, lecz zarazem będące równie daleko od różnych wariacji Niezniszczalnych. Dlatego kultowe stają się uwspółcześnione przygody ludlumowskiego Jasona Bourne’a tudzież Agent 007 po liftingu w interpretacji Daniela Craiga. Nowy hit studia Fox po części nawiązuje do tej konwencji, prezentując jednak ostatecznie nieco więcej oldschoolowego oblicza. I wychodzi to naprawdę znakomicie!

Powracający po latach do serialowych rewirów Mark Strong gra tutaj Maxa Eastona – emerytowanego już agenta MI6. Zostawił on swoje poprzednie życie, zakładając nową rodzinę we Francji. Jednak przeszłość ponownie daje o sobie znać, gdy przełożeni Eastona będą potrzebowali, by zajął się pewną delikatną misją związaną z jego dawną karierą.

Deep State umiejętnie wprowadza widza w wir intryg i niejednoznacznych okoliczności, jednocześnie nie ustanawiając żadnej linii granicznej pomiędzy wprowadzeniem do świata serialu a zawiązaniem akcji. Duża w tym zasługa dwutorowej narracji prowadzącej nas przez teraźniejsze dla epizodu wydarzenia na równej stopie z tym, co działo się kilka dni wcześniej, nierzadko w zupełnie innym miejscu na Ziemi – wszak fabuła rozciąga się na Wielką Brytanię, Francję, Stany Zjednoczone, a nawet egzotyczne ulice Libanu. Konstrukcja fabularna bazuje na prostych motywach, które z kolei są odpowiednio tasowane przez mniej bądź bardziej gwałtowne twisty scenariuszowe. Szybko uświadamiamy sobie, że aż do finału czeka nas wiele momentów stawiających na głowie aktualne status quo. Dostajemy dzięki temu klasyczny, bezpretensjonalny serial kryminalny. Praktycznie każda scena – niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z rozmową w sterylnych londyńskich siedzibach MI6, czy pośród egzotycznych plenerów – pozwala odczuwać ten charakterystyczny suspens, nie do końca określony niepokój, dzięki któremu doceniamy adekwatność tytułu tej serii.

Całe to widowisko nie robiłoby zapewne aż takiego wrażenie, gdyby nie intrygujący bohaterowie. Istniały obawy, że Deep State ciągnięte będzie tylko i wyłącznie przez Marka Stronga. Choć istotnie należy przyznać, że jego Max jest i świetnie napisany, i zagrany, absolutnie nie stanowiąc jedynej atrakcji serialu. Najlepszym tego przykładem jest grana przez Lyne Renee małżonka Eastona, daleka od typowych scenariuszowych ograniczeń dla postaci tego rodzaju. Widać, że to dzięki jej wątkowi w dalszej części sezonu będziemy w głównej mierze otrzymywać informacje o przeszłości głównego bohatera. Nie należy także zapominać chociażby o ambitnym i oddanym sprawie synu Maxa (znany z Gry o tron Harry Clarke) oraz tajemniczym Saidzie (Zubin Varla), którego z każdą minutą oglądanego epizodu coraz trudniej określić, po czyjej jest stronie. Reszta postaci może aż tak się nie wyróżniła, jednak lwia ich część daje pewne nadzieje na przyszłość.

Po tym pierwszym odcinku mogę z pewną satysfakcją stwierdzić, że Deep State objawia się póki co jako bardzo dobry kryminał szpiegowski w starym stylu. Niewiele tutaj właściwych scen akcji – po tych nielicznych widać również, że próżno będzie czekać na popisy kaskaderskie rodem z Bourne’a – jednak historia opowiedziana jest w sposób wartki i niezanudzający widza, a przy tym nieobrażający jego inteligencji. Jeżeli pozostałe siedem odcinków utrzyma zbliżony poziom, może czekać nas jeden z najlepszych seriali gatunku od lat.

Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe FOX

Zastępca redaktora naczelnego

Miłośnik literatury (w szczególności klasycznej i szeroko pojętej fantastyki), kina, komiksów i paru innych rzeczy. Jeżeli chodzi o filmy i seriale, nie preferuje konkretnego gatunku. Zazwyczaj ceni pozycje, które dobrze wpisują się w daną konwencję.

Więcej informacji o
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?