Prosto z mostu: nie ma tutaj żadnej śmiesznej sceny. Jedynie na co można zawiesić oko to moment w, którym Żmuda-Trzebiatowska pokazuje cycki wprawione w efektowne slow-motion z dobrym bitem w tle. Erotomani w szczególności docenili to ujęcie i być może z tego powodu nie zażądali zwrotu kasy za bilety. Pozytywy kończą się wraz z przeczytaniem tytułu Ciacho, które okazało się zbyt czerstwe jak na polskie standardy. Gorące nazwiska w obsadzie same filmu nie uratują. Niestety, ale z pustego to nawet Vega nie nakręci. (D. Wajda)
Za siedmioma górami, za siedmioma morzami, gdzieś w odległej galaktyce żył sobie Tomasz Kot. Tomasz Kot, który nie wiadomo czemu po świetnej roli w Skazanym na Bluesa postanowił spróbować swoich sił w komedii. Na szczęście te czasy już minęły, ale na pewno po dziś dzień pyta samego siebie „po co ja jechałem na ten wyjazd integracyjny?”. To z pewnością jeden z najgorszych jego filmów, a produkcja jak sama nazwa wskazuje skupia się na takowym spotkaniu pracowników hotelu, które przeradza się w chaos i zniszczenie. Tak – jest nieśmiesznie, prymitywnie, aktorzy odrywają swoje role w sposób drętwy i nieprzekonujący, a Przemysław Angerman chyba tak bardzo źle przyjął krytykę, że wycofał się z robienia filmów, bo ten był jego ostatnim. Może to i dobrze… (M. Gontarski)
Najstarszy film w naszym zestawieniu, ale z całą pewnością wart zapamiętania i zapisania w głowie, aby przełączyć kanał, gdy zobaczymy jak jest emitowany na jakimś kanale. Operacja „Koza” opowiada o naukowcu, który pracuje nad zamianą osobowości. Nieszczęśliwy traf sprawia, że dochodzi do pewnego transferu, a mianowicie nasi bohaterowie doświadczają zamiany…płci. Ofiarami nieudanego eksperymentu są Olaf Lubaszenko i Ewa Gawryluk. Co w Operacji „Koza” jest dobre poza samą kozą, która chyba jako jedyna wykazała się i idealnie wcieliła w swoją rolę? Na pewno fani pani Ewy będą zachwyceni, bo kobieta często i chętnie się rozbiera, oraz pasjonaci ubogiego, barwnego w podtekstu żartu erotycznego również będą wniebowzięci. Tak, to kino niskich lotów, ze słabym poczuciem humoru i okropnym scenariuszem. Trzeba mieć świadomość, że film ma swoje lata, więc jego archaizm może nieco rozbawić, ale będzie to naprawdę humor dla wyjadaczy, szukających złych filmów i mających tego świadomość. Fani kóz też powinni być zadowoleni. (M. Gontarski)
Mówiąc subtelnie, oczekiwało się czegoś więcej po komedii, w której pełno jest gorących nazwisk z polskiego show biznesu. To co miało nieść ten tytuł nad chmurami zawiodło. Jak widać reżyser nie przygotował planu B – najwyraźniej nie- bo scenariusz i dialogi na pewno nim nie są. Film okazał się głośną klapą roku, w którym najgłębszą refleksją jest „miłość, która jest jak sraczka i przychodzi niespodziewanie”. Idąc do kina na komedie chcemy się śmiać, ale ze świeżości i oryginalności bijącej z dużego ekranu. Żenującym tekstom mówimy stanowcze NIE. Jeśli byłoby inaczej – wystarczyło by odpalić pierwszy lepszy odcinek z Ferdkiem w fotelu popijającego mocnego fulla. (D. Wajda)
Bardzo dobry przykład tego, że polska komedia romantyczna przeżywa kompletny kryzys i jest w opłakanym stanie. Zbyt widoczna epizodyczność całej produkcji. Kiedy oglądasz Wojnę masz wrażenie, że śledzisz ciąg śmiesznych historii, a nie film z sensowną fabułą. Brak zabawnej konwencji, która znalazła by poparcie w komicznej opowieści o relacjach bohaterów. Potencjał świetnego pomysłu po raz kolejny został nie wykorzystany. Obecne przejaskrawienie motywów może wywoływać niepotrzebne zmarszczki na czole widza. Często można usłyszeć opinię, że film jest o niczym, choć to jest zbyt pochopne stwierdzenie. Jedyne co broni tą pozycję to znakomita obsada w dobrej kondycji aktorskiej. (D. Wajda)
W zestawieniu przedstawiającym najgorsze polskie komedie nie może zabraknąć Mariusza Pujszo. Trzeba przyznać, ze Mariusz Pujszo reprezentuje równy poziom na wielu płaszczyznach. Jest słaby aktorsko, tragicznie reżyseruje, a i scenariusza napisać nie potrafi. Udowadnia to idealnie w Komisarzu Blondzie i Oku sprawiedliwości. Film jest „komedią szpiegowską” i opowiada o tytułowym agencie Janie Blondzie (O, już jest zabawnie, nawiązanie do Jamesa Bonda), który obdarzony wyjątkowym węchem jest na tropie siatki szpiegowskiej. Cudzysłów użyty przy gatunku tego filmu nie jest przypadkowy, nie dość, że Oko sprawiedliwości jest tragicznie wyreżyserowane to przede wszystkim jest totalnie nieśmieszne. Nieudolność scenariusza uwydatnia sztuczne aktorstwo, gdzie prym wiedzie Mariusz Pujszo, ale Paweł Deląg i Agnieszka Dereszewska drepczą mu po piętach. Film miał być parodią filmów szpiegowskich, a wyszła niezamierzona, tragiczna w skutkach parodia Mariusza Pujszo. (M. Gontarski)
Następny film w zestawieniu prezentującym najgorsze polskie komedie to Zamiana. Film Konrada Aksinowicza to bez wątpienia produkcja, która z powodzeniem może walczyć o miano najbardziej żenującego filmu w historii polskiego kina. Od początku film zakłada, że widz to kompletny idiota i nie będzie zadawał żadnych pytań. Bo chyba każdy oglądając ten film zastanawia, skąd Piotr Gąsowski – grający tu prezydenta, zebrał poparcie rzędu 90%, no przecież to Gąsowski. Do tego praktycznie wszystkie żarty w Zamianie opierają się na seksizmie oraz – a jakby inaczej – oscylują wokół zamiany narządów płciowych. (M. Chrzczonowski)
Zaraz po premierze tego filmu ruszyła grupowa lawina krytyki. Kac wawa? Serio? Tytuł, który miał być tylko inspiracją amerykańskiej produkcji okazał się polskim plagiatem. Oglądając zaśmiałem się dwa razy – może bardziej uśmiechnąłem. Jest to spora dawka żenującego kina, w którym nic nie trzyma się kupy. Bohaterowie pozbawieni chemii i tego, że sami nie wierzą w sukces tej produkcji. Śmiało można przytoczyć popularne maturalne pytanie: co autor tekstu [czytaj: filmu] miał na myśli? Pięciu kolegów spędza wieczór kawalerski w apartamencie. [haha] Nieporozumienie, a nie Kac wawa. Po obejrzeniu filmu w kinie można było nabawić się kaca i to w 3D. (D. Wajda)
Big Brother to był w Polsce duży fenomen. Całe rodziny zasiadały wieczorem przed telewizorem, aby podglądać poczynania kilkunastu uczestników gry. Nie była to może rozrywka na najwyższym poziomie, ale legendarny już „pokój zwierzeń” czy eliminacja kolejnych mieszkańców dużego domu przynosiła sporo wrażeń. Widzowie przede wszystkim zżyli się z bohaterami specyficznego reality-show. Wtedy do akcji wchodzi Jerzy Gruza, który wpada na „genialny” pomysł, aby wykorzystać postaci celebrytów i wyreżyserować film. Ba! Jak można było się spodziewać Gulczas, a jak myślisz z filmem za dużo wspólnego nie ma, nawet udział Janusza Rewińskiego nie polepsza odbioru tego dzieła. Jednak kulminację żenady i amatorszczyzny dopiero dane nam będzie poznać… (M. Gontarski)
Tak, mowa tu o kontynuacji Gulczasa jakim jest Yyyreek kosmiczna nominacja!!!. Ponownie Jerzy Gruza serwuje nam nie dość, że produkt odgrzewany, ale również taki, którego termin ważności dawno minął i nie da się go przełknąć. To film zupełnie niepotrzebny, obrażający inteligencje widza, prostacki, z tragicznymi zdjęciami, jeszcze gorszym aktorstwem, a o scenariuszu to już w ogóle nie wspomnę. Reżyser prezentuje nam najwyższy poziom żenady, ukazujący jak nie robić filmów, które z definicji gatunku powinny być zabawne, a nie są. Dla koneserów? Amatorów mocnych wrażeń? Nawet nie wiem do kogo jestem ten film skierowany, sami twórcy chyba też nie. Omijać szerokim łukiem i nie patrzeć się nawet w kierunku tego „dzieła”. (M. Gontarski)
Ilustracja wprowadzenia: Kadr z filmu Kac wawa
brakuje tu jeszcze na miejscu 1 filmu Ryś
Wg mnie problemem Rysia jest dążenie do bycia bardziej bareizmowym niż sam Bareia by to mógł wymyślić. Błąd Tyma, z całym szacunkiem dla tego pana.
Niestety wyszło sucharowo.
Większości tych filmów nie oglądałam ale np nie zgadzam się ze sztos i ja wam pokaże powinny znaleźć się na tel liście. Brakuje tu wojny polsko ruskiej, testosteronu, baby są jakieś inne.