Filmy takie jak komedie romantyczne to często produkcje bezwstydnie komercyjne, mitotwórcze, przewidywalne, oderwane od rzeczywistości, kiczowate i zwyczajnie tandetne. Po prostu bajki o miłości, które zawsze dobrze się kończą. To tylko najłagodniejsze epitety jakimi często określa się filmy tego gatunku! I trudno z niektórymi z tych stwierdzeń się nie zgodzić. Doskonale wie to każdy, kto choć raz zawitał do kina na rodzimą produkcję z gatunku. Pomimo tak złej utartej opinii to rom-komy wciąż cieszą się dużą popularnością (choć niektórzy wieszczą ich śmierć) i są kochane przez miliony widzów na całym świecie. Jednak raz na jakiś czas i tu znajdzie się perełka, a te fajne pozycje z gatunku potrafią trafić na listę naszych ulubionych filmów. Polecamy Wam więc te godne i warte obejrzenia, czyli najlepsze komedie romantyczne!
Na początek klasyczna komedia romantyczna. W filmie Nory Ephorn miłości (oraz rezolutnego dzieciaka – Jonah Baldwina) nie powstrzyma nic. Ani wewnętrzne rozterki, ani odległość (między Seattle a Chicago kilometrów jest sporo), ani nawet fakt że dwójka głównych bohaterów nie widziała się na oczy. Bezsenność w Seattle to też film, który stworzył jeden z najsłynniejszych aktorskich duetów gatunku (Tom Hanks, i Meg Rayan), przyniósł Hanksowi światową sławę oraz przyczynił się do wysypu rom-komów w latach 90. Wszystkie późniejsze i śmieszne komedie romantyczne uczyły się humoru od tego filmu.
Polskie komedie romantyczne to temat na długie rozmowy! Przyznacie, że fraza ta nie kojarzy się to z dobrym kinem. Co ciekawe, jest jeden taki film, który pokazuje, że Polacy też potrafią je dobrze robić. Planeta Singli traktuje o tytułowym portalu randkowym, który jest tematem przewodnim całego obrazu… Widzimy zatem perypetie pewnej poszukującej miłości kobiety – Agnieszka Więdłocha jako Ania Kwiatkowska – będącej do bólu przewidywalną tradycjonalistką. Z drugiej zaś strony poznajemy przebojowego Tomka Wilczyńskiego – genialny Maciej Stuhr – prawdziwego playboya drwiącego ze wszystkich i ze wszystkiego, dla którego ważne wartości w życiu i uczucia innych to źródło, skarbnica głupoty dla jego kolejnych przezabawnych skeczy.
Komedia romantyczna starsza niż Youtube! Opowieść o turyście, który w wyniku politycznej zawieruchy w swoim kraju zmuszony zostaje do pozostania na lotnisku ma w sobie mnóstwo ciepła i uroku. Wiele jest też okazji do wzruszeń. Spielberg świetnie złapał balans między urokliwą bajką dla dorosłych, a błyskotliwym spojrzeniem w relacje międzyludzkie w czasach postępującej globalizacji. Swoim zwyczajem, Spielberg nie pozostawia swojego filmu bez ważnego społecznego komentarza. Tym razem bierze na barki stosunek Amerykanów do imigrantów. Biurokracja jest obowiązkowo bezduszna. Na szczęście są jeszcze zwykłe relacje międzyludzkie i wielka siła miłości.
Pierwszy na naszej liście film Richarda Curtisa – prawdopodobnie największego speca od komedii romantycznych. Czas na miłość opowiada o młodym chłopaku, który w wieku 21 lat otrzymał dziedziczoną przez męską część jego rodziny możliwość przenoszenia się w czasie. Zabawna, ciepła komedia na każdą porę roku.
Następna jest ciekawa produkcja, w której pewna dziewczyna śpieszy do Dublina, aby 29 lutego skorzystać ze specjalnej irlandzkiej tradycji i oświadczyć się swojemu chłopakowi. Oczywiście po drodze napotyka masę przeszkód, w tym fatalną pogodę. Aby zrealizować ten cel, korzysta z pomocy pewnego właściciela lokalnej gospody. Masa śmiechu i duet Amy Adams-Matthew Goode.
Sally (Sandra Bullock) i Gillian (Nicole Kidman) Owes to siostrzyczki, które pod okiem zwariowanych i zdecydowanie wyróżniających się na tle zwyczajnego do bólu społeczeństwa ciotek uczą się szeroko pojętej magii – prostych zaklęć, jak również sztuki odprawiania skomplikowanych czarnoksięskich rytuałów. Tak, nasze bohaterki wywodzą się z prastarego rodu czarownic. Jednakże ciąży na nim pechowa klątwa, z której powodu bohaterki nie mogą zaznać szczęścia, ponieważ każdy napotkany na ich drodze mężczyzna, obdarzony miłością jednej z nich, ginie niedługo po ślubie pozostawiając po sobie zrozpaczoną i owdowiałą kobietę.
Pierwszy, polski, kinowy debiut Mitji Okorna. To, co odróżnia Listy do M od innych, ojczystych komedii romantycznych, to tło dziejących się wydarzeń, którym jest Boże Narodzenie. Warto też zwrócić uwagę, że tym razem dostajemy produkcję opowiadającą równolegle kilka pozornie niezwiązanych ze sobą opowieści, dotyczących przypadkowych osób zamieszkujących Warszawę. Jednakże głównym bohaterem obrazu jest samotny ojciec – Mikołaj Konieczny. Bohater to radiowiec, od którego historii rozpoczyna się pełna niespodziewanych zwrotów akcji świąteczna przygoda.
Niezapomniany Paul Belmondo w koszuli zapiętej na 3 guziki, Lelouch i wielka miłość. Wbrew pozorom (Lelouch to twórca nagrodzony w Cannes), Mężczyzna, który mi się podoba to kino lekkie i przyjemne, bardzo nietypowe jak na komedie romantyczne. To historia francuskiej aktorki oraz kompozytora muzyki filmowej, którzy spotykają się na planie filmu, nad którym razem pracują. On – żonaty lekkoduch skaczący z kwiatka na kwiatek, ona – mężatka nieco już zmęczona swoim związkiem.
Dla Andie Anderson to kolejne zawodowe wyzwanie – artykuł traktujący o kobiecych błędach w związku – dla Bena Barry’ego natomiast to sprawa wielkiego honoru i ogromnego zysku. Bohater założył się z szefem, a stawką jest wyjątkowy kontrakt reklamowy, że jako nałogowy podrywacz nie tylko wyrwie każdą dziewczynę na świecie, lecz również rozkocha ją w sobie oraz wytrzyma z nią nawet określony czas. Pora zatem wprowadzić plany w ruch, obydwoje mają na to tylko i aż dziesięć dni (zależy z czyjej perspektywy na całą sytuację spojrzeć), a jakby tego było mało, pech chciał, że trafili akurat na siebie.
Wieje tu straszną amatorszczyzną; a jak już przeczytałem o „niezapomnianym Paulu Belmondo”, wymiękłem. Otóż ten „niezapomniany” aktor ma na imię Jean-Paul. Rozumiem, że można nie wiedzieć, lub nie pamiętać – nie rozumiem, jak można nie sprawdzić!
Pa, do niezobaczenia.
Nasze polskie komedie już się przejadły. Co roku „Listy do M.” już chyba każdy zna na pamięć. Ale warto przypomnieć sobie film „Totalna magia” bo już dawno temu go oglądałam.