Obraz Richarda Curtisa opowiada o losach teoretycznie niepowiązanych ze sobą ludzi, od premiera Wielkiej Brytanii, poprzez zakochanego w swej szkolnej koleżance chłopca, do emerytowanego lwa rock’n’rolla. Akcja mająca miejsce w przeddzień Bożego Narodzenia nie atakuje nas błyszczącymi i lukrowanymi widoczkami, pokazując nieco bardziej przyziemne i realistyczne strony tego burzliwego okresu. Autorzy tworzą lekkie, przyjemne w odbiorze opowieści, nieprzepełnione jednak banalnością i przewidywalnością. Nie wszystkie są sobie równe, tak jak i nie każda postać potrafi zaciekawić, lecz wzajemne przeplatanie się wątków maskuje wady, a specyficzna brytyjskość jest naprawdę miłą odskocznią od amerykańskich produkcji bożonarodzeniowych.
Klasyka naszych świątecznych posiadówek musiała oczywiście znaleźć się w pierwszej trójce. Co rok Chris Columbus zabiera nas do krainy, w której pewien mały chłopiec zostaje sam w Boże Narodzenie (i to dwukrotnie!) i za każdym razem musi przygotować się do obrony przed dwoma fajtłapowatymi włamywaczami. Oba filmy przeszły już do kanonu produkcji, które oglądamy w świąteczny czas. Nie mylić z kilkoma innymi, późniejszymi podróbkami Macaulaya Culkina!
W rolę Scrooge’a wcielali się już tacy aktorzy jak Patrick Stewart i Jim Carrey, a niezliczone animowane interpretacje, między innymi Muppetów czy Myszki Miki, rozsławiły ten tytuł wśród najmłodszych, udowadniając, że jest to historia ponadczasowa. Oto bogaty Ebenezer Scrooge przeczuwa nadchodzące Boże Narodzenie, a nie jest to jego ulubiony czas w roku. Nie ulega przymusowej uprzejmości, nie czuje się zobowiązany do rozdawania podarków, a wizyta u najbliższych jawi się w jego głowie jako odwiedziny u samego diabła. Pewnej nocy odwiedza go duch jego zmarłego przyjaciela i wspólnika, wytykający mu jego wady i przestrzegający go przed nieuchronnym. A to dopiero początek nadnaturalnych wizytacji.
Film, który oglądam w każde święta. Święta Bożego Narodzenia to jeden z moich ulubionych okresów w roku. Owszem, nie wygląda to już tak, jak wyglądało 15 lat temu i zamiast śniegu i mrozu, w Wigilię dostajemy przyjemną, jesienną pogodę, jednak wciąż moje wspomnienia z dzieciństwa, nie pozwalają odpuścić bożonarodzeniowej tradycji. Świąteczne przygody rodziny Griswoldów mogę oglądać w kółko, bez względu na porę roku (zazwyczaj koło wakacji łapie mnie tęsknota za świątecznym klimatem), a duża w tym zasługa scenariusza pióra Johna Hughesa. Jak dla mnie, to najlepszy film na święta i przyznaję, że przywodzi mi na myśl czasy, kiedy życie było znacznie łatwiejsze i mniej skomplikowane.