10. They know (1×01, „Apéritif”)
Jeden telefon, dwa słowa. Od tej sceny wszystko się zaczęło. Niszczycielska machina została wprawiona w ruch. Widzom włosy stanęły dęba, gdy w przeciągu ułamków sekund, jakich dr Lecter potrzebował na wypowiedzenie tego zdania, uświadomili sobie to, z czego pozostałe postacie jeszcze długo nie zdawały sobie sprawy – z kim naprawdę mamy do czynienia. Tak jak wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, tak wszystkie – krzyżujące się w pewnym momencie – drogi Willa, Abigail, Garretta Jacoba Hobbsa, Marissy Schurr i Nicholasa Boyle’a biorą swój początek w momencie, w którym Hannibal ostrzega Dzierzbę z Minnesoty. Dlaczego to robi? „Jest ciekaw, co się wydarzy”…
9. Pomocna dłoń(1×10, „Buffet Froid”)
„Widzę cię, Georgia. Pomyśl o tym, kim jesteś. Jest północ. Jesteś w Wolftrap, w Wirginii. Nazywasz się Georgia Madchen. Nie jesteś sama. Jesteśmy tutaj razem”.
Powiedzmy, że na tym etapie mniej więcej wiadomo było, czego można spodziewać się po Bryanie Fullerze. Wszystkiego. Tym razem to nie morderczy design zaskakiwał najbardziej, a umiejętność ukazania bezbronnej, osamotnionej ofiary tam, gdzie dotąd dostrzegało się budzącego lęk napastnika. Ciemna noc, przerwany sen, ukrycie się pod łóżkiem – znany i wzbudzający głębokie obawy schemat. Will nie zostaje jednak pod to łóżko wciągnięty, wręcz przeciwnie – wyciąga rękę do kobiety, która mogłaby go przecież zabić. I najpewniej to właśnie by zrobiła, nie widząc jego twarzy. Wystarczy przyjąć perspektywę Willa, aby strach przerodził się we współczucie. Aby, zamiast morderczyni, zobaczyć Georgię.
8. Opowiedz mi o niej(1×06 „Entrée”)
Na prośbę Hannibala siedzący z nim przy kominku Jack Crawford wspomina swoją kadetkę, Miriam Lass, którą kilka lat temu zaangażował w poszukiwania Rozpruwacza z Chesapeake. Jest przekonany, że zginęła, i to z jego winy, ale nie wie, że za jej zniknięciem stoi człowiek wysłuchujący jego opowieści z niewzruszonym wyrazem twarzy… Narracja Crawforda w połączeniu z retrospekcjami ukazującymi to, co wydarzyło się podczas wizyty Lass w gabinecie Lectera, składają się obezwładniający obraz dwulicowości Hannibala.
7. Ojcowski instynkt(1×09 „Trou Normand”)
Pewnie nikt nie wątpił w słowa Hannibala, gdy przyznawał, że nigdy nie brał pod uwagę posiadania dziecka. A jednak, jak twierdzi, Abigail otworzyła mu oczy na uroki rodzicielstwa (czy raczej na aspekty związane z pewną formą kontroli czyjegoś życia, a więc aspekty interesujące doktora Lectera). Siła tej sceny tkwi w tym, że porządnie zbija widza z tropu. Z jednej strony pozwala uznać, że między bohaterami zrodziła się specyficzna więź, oparta nie tylko na dzieleniu mrocznych tajemnic, ale także na zrozumieniu, wsparciu, trosce i bliskości; że Hannibal jest zdolny do takich uczuć. Z drugiej strony – w świetle tego, jak skończyła się ich historia, ten moment budzi chęć wypatroszenia go, dokładnie tak, jak Abigail wypatroszyła Boyle’a.
6. Celny strzał (2×07, „Yakimono”)
Doktor Chilton raczej w nikim nie wzbudził natychmiastowej sympatii, ale z pewnością sporo zyskał na zmianie swojego stosunku do Willa. Nawet jeżeli nazwanie ich sprzymierzeńcami byłoby lekką przesadą, pamiętać trzeba, że Frederick próbował uwiarygodnić słowa Grahama. Najpierw Gideon zrobił mu z brzucha koszyk z wnętrznościami, potem Hannibal zrobił mu w domu teksańską masakrę, a jeszcze później zrobiono z niego kozła ofiarnego (opcjonalnie: Rozpruwacza z Chesapeake). Każdego, kto pomyślał, że już gorzej być nie może, ta scena błyskawicznie wyprowadziła z błędu. Gdy minął szok wywołany oddanym przez Miriam Lass strzałem, można było dojść do dwóch wniosków: pierwszy – zdolności manipulacyjne Hannibala zaczęły przypominać czarną magię; i drugi, dotyczący Chiltona – ten facet naprawdę miał pecha.
5. Jestem głodny! (2×12, „Tobe-wan”)
Fakt, był już Gideon jedzący swoją nogę, ale sposób, w jaki oddano sprawiedliwość Vergerowi to kwintesencja zasady: „eat the rude” i pojawiającego się od czasu do czasu czarnego humoru. Choć ten sadysta w każdym budził odrazę, przyznać trzeba, że sceny terapii z jego udziałem były – zaskakująco, jak na specyfikę serialu – komiczne. Wystarczyła jedna mina Hannibala, aby stało się jasne, że Mason naprawdę się doigrał. Karmienie sobą psów Willa, a potem odkrawanie i zjadanie kawałka własnego nosa, w dodatku na kompletnym haju – oto jak kończą ci, którzy przebijają tapicerkę w fotelach doktora Lectera.
4. Poranne mdłości(1×13 „Savoureux”)
Obserwowanie Willa tracącego zmysły budziło współczucie i trwogę, ale to, co zobaczyliśmy w tej scenie w jego zlewie, zmroziło krew w żyłach – tak jemu, jak i nam. Po raz kolejny kluczową rolę odegrała, charakterystyczna dla serialu, wyższość widza nad bohaterem – wiedzieliśmy (a przynajmniej myśleliśmy, że wiemy), co wydarzyło się naprawdę. Tym samym nas przeraziło, jak daleko w swojej manipulacji jest w stanie posunąć się Hannibal, podczas gdy Willa przeraziła myśl, że rzeczywiście mógł stracić nad sobą kontrolę do tego stopnia, by odebrać życie komuś, kogo ocalił.
3. Mam cię (2×04, „Takiawase”)
Hasła w stylu „nie idź tam” czy „uciekaj stamtąd”, powtarzane pod nosem jak mantra i hipotetycznie kierowane do bohatera, praktycznie zaś do ekranu, wypowiadał każdy z nas. Wiemy, że Hannibal powinien być w szpitalu. Ale wcale nas to nie uspokaja, bo z niego wyszedł. Poza tym, wiemy też, że Beverly nie powinno być w jego domu ani minuty dłużej, bo to może się skończyć tylko tragicznie. Najpierw Katz odkrywa coś, czego natury się domyślamy, później odkrywa obecność Lectera, który z natury po prostu ma przewagę. „Trzymaj się z daleka od Hannibala Lectera”, mówił Will. Po takiej scenie kończącej odcinek trudno utrzymać nerwy na wodzy. W dodatku kolejny epizod wcale nie jest jak plaster miodu. Raczej jak gwóźdź do trumny.
2. Kill Will (2×10 „Naka-Choko”)
Freddie Lounds – podręcznikowy przypadek antypatii od pierwszego wejrzenia. Kusiła los, igrała ze śmiercią, sama się prosiła. Jak zwał, tak zwał. Stawała oko w oko z psychopatycznymi mordercami, a jednak to właśnie starcie z Grahamem, choć powinno wydawać się najbardziej naturalną koleją rzeczy, obserwowało się z szeroko otwartymi ustami i wypiekami na twarzy. Owszem, oczerniała go niezwykle ochoczo, konsekwentnie pogłębiając niechęć widzów, ale TAKIEGO Willa jeszcze nie widzieliśmy. Na TAKIEGO Willa nie byliśmy gotowi. Dotąd roztrzęsiony, bezbronny i pokrzywdzony, beznadziejnie zagubiony – przeistacza się w zdeterminowanego, brutalnego, zimnokrwistego agresora. Czyżby Hannibalowi naprawdę udało się stworzyć potwora?
(Swoją drogą, Waszym zdaniem lepszą niespodzianką było samo zmartwychwstanie Lounds, czy raczej fakt, że Will i Jack przechytrzyli i nas, i Hannibala?)
1. Krew, pot i łzy (2×13, „Mizumono”)
Gdyby przyznawano Oscary za najlepsze finały sezonów, po „Mizumono” Fuller miałby statuetkę w kieszeni. Dwanaście odcinków, oddzielających scenę rozpoczynającą pierwszy, a jej kontynuację w ostatnim, hipotetycznie daje nam czas na ochłonięcie. W praktyce, co pokazały choćby przytoczone wyżej przykłady, nie bardzo mamy na to szansę. Tymczasem okazuje się, że na tym nie koniec. Nawet prawo Murphy’ego na tle ostatnich minut trzynastego epizodu brzmi zbyt optymistycznie. Wszystko, co może iść źle – idzie. Ale za to w jakim stylu! Danse macabre Hannibala i Jacka – to raz. „Bądź ślepa, Alana. Nie bądź odważna” – to dwa. Pojawienie się Abigail – to trzy. Wreszcie dramat rozgrywający się w kuchni – to cztery. Leje się krew, leją się łzy, leje się deszcz. Hannibal odchodzi, a my, po wszystkim, co zobaczyliśmy, znajdujemy się w podobnej Willowi pozycji.
Jeśli wciąż Wam mało, przypominamy epicką scenę walki Hannibala i agenta Crawforda:
https://www.youtube.com/watch?v=7vwHATDeJhU