TOP 5 – najlepsze filmy z serii X-Men

Z okazji premiery najnowszej odsłony komiksowej serii X-Men zatytułowanej X-Men: Apocalypse zapraszam do podsumowania dotychczasowego cyklu z oficjalnego kanonu filmów z udziałem mutantów (bez spin-offów). Obrazy te stały się jedną z najbardziej rozpoznawalnych marek wytwórni Fox oraz świetną alternatywą dla disneyowskich produkcji Marvela.

5. X-Men: Ostatni bastion (2006) reż. Brett Ratner 

Ostatnia część pierwszej trylogii spotkała się z dość chłodnym przejęciem zarówno przez widzów, jak i krytyków, co Singer zrehabilitował epilogiem do wcześniejszej pozycji. Osobiście nie do końca zgadzam się z tą negatywną opinią z kilku względów. Po pierwsze, reżyseria nie była na aż tak złym poziomie, jak pisano. Być może Brett Ratner, będący jedynie sprawnym rzemieślnikiem, nie do końca utrzymał historię w ryzach, ale patrząc na dotychczasowe dokonania serii odważył się na dość radykalne i w sumie później rzadko powtarzane oryginalne motywy uśmiercania postaci. Brawa za odwagę. Być może nie do końca dobrze wyszło pominięcie kilku bohaterów znanych z poprzednich części, jednak przedstawiona tragiczna historia Jean Grey w duecie z Hugh Jackmanem dała naprawdę wiarygodny obraz historii znanej z The Dark Phoenix Saga. Na dodatkowe brawa zasługuje niedoceniany i nieprezentowany już później Angel w wykonaniu Bena Fostera, któremu kreacja otworzyła drogę do kariery, oraz świetna Ellen Paige w roli Kitty Pryde jako opozycja do roli Anny Paquin.

X-Men - Ostatni Bastion

4. X-Men: Przyszłość, która nadejdzie (2014) reż. Bryan Singer 

Powrót na stołek reżyserski Bryana Singera miał dobre i złe strony. Film stoi na bardzo wysokim poziomie, jednak można odnieść wrażenie, że nie trzyma poziomu zaprezentowanego w Pierwszej klasie i czuć lekkie zmęczenie materiału, a do Vaughna Singerowi sporo brakuje. Wynika to z faktu, że wielowątkowość obrazu nieco zaburza odbiór obrazu jako spójna całość. Brawa należą się za scenariusz w tym sensie, że założona konwencja była dość trudna do przeniesienia na ekran, a wpisujący się we wzór popularnych ostatnio filmów przedstawiających losy bohaterów w szerokiej ramie czasowej (prequel i sequel w jednym) ostatecznie dał zadowalający efekt końcowy. Minusem tym razem jest brak antagonisty na poziomie McKellena czy Bacona, jednak koniec końców bardzo udanie obraz zamknął historię znaną z pierwotnej trylogii. Na osobną wzmiankę zasługują Sentinele przedstawieni szczególnie na początku obrazu w sposób wywłujący ciarki na plecach.

X Men Przyszlosc

Zobacz również: Plakat X-Men: Apocalypse obraża feministki i dyskryminuje kobiety

3. X-Men (2000) reż. Bryan Singer 

Pierwowzór sagi zasługuje na podium z kilku względów. Przede wszystkim w tej części bardzo wyraźnie zostają nakreślone postacie – to tutaj po raz pierwszy w historii kina poznajemy jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci komiksowych, czyli Wolverine’a oraz debiutującego w tej roli Hugh Jackmana. Aktor zrobił dokładnie to samo, co kilka lat później Robert Downey Jr. z Iron Manem i po prostu stał się tą postacią. Od tamtej pory ciężko, patrząc nawet na komiksy, można wyobrazić sobie kogoś innego w tej roli. Ian McKellen jako Magneto również nie daje się zepchnąć na dalszy plan i tworzy kreację jednego z najlepszych czarnych charakterów w historii ekranizacji komiksów. Na brawa zasługuje świetnie dająca sobie radę jako postać pierwszoplanowa Rogue w wykonaniu Anny Paquin, której w dalszych odsłonach rola trochę niesłusznie została odsunięta na dalszy plan. Wartka akcja wynikająca z dobrego scenariusza oraz świeżość reżyserii w wykonaniu Bryana Singera wynikająca z debiutu zagwarantowały sukces. 

X-Men

2. X-Men 2 (2003) reż. Bryan Singer

Sequel pierwotnego obrazu o mutantach miał w sobie wszystkie cechy, jakimi powinien charakteryzować każdy wzorowy ciąg dalszy każdej serii filmowej. W myśl sztandarowej zasady wszystkiego jest tutaj więcej. Budżet uległ znacznemu zwiększeniu, dzięki czemu zarówno efektów, jak i samych mutantów jest znacznie więcej, a dodatkowo wydłużeniu uległa sama historia, determinując ramy trwania blockbusterów o komiksowych herosach w okolicy 2,5 godziny. To, co zadecydowało o ogromnym sukcesie filmu, to scenariusz. Mamy zatem historię genezy wyłaniającego się na czele grupy Wolverine’a (fenomenalny Hugh Jackman) znaną z komisu Weapon X, mamy to, co zawsze stanowiło siłę ekranizacji komiksów o X-Menach, czyli zmiany frontów bohaterów po dwóch stronach barykady – dobrej, reprezentowanej przez Profesora Xaviera (świetny Patrick Stewart), oraz złej, ze stojącym na czele Magneto (Ian Mckellen), antagonistą w części pierwszej, będącym jednocześnie dawnym przyjacielem mentora X-Menów. Trochę skomplikowane, ale tylko na pierwszy rzut oka, ponieważ sprawna reżyseria Bryana Singera spaja to sprawnie w całość i w efekcie mamy do czynienia z filmem dość lekkim, traktującym jednak o tematach dość ważnych. Mam wrażenie, że schemat tej historii posłużył w tym roku luźno jako wzór do przedstawienia w ramach MCU podobnych konfliktów widocznych w Civil War. Warto dodać na koniec świetne wkomponowanie w epilogu preludium historii Jean Grey jako Phoenix i znanej jako Dark Phoenix Saga, będącej głównym wątkiem zwieńczenia trylogii.

X-Men 2

Zobacz również: X-Men: Apocalypse – Bryan Singer zdradza swoje cameo w filmie!

 1. X-Men: Pierwsza klasa (2011) reż. Matthew Vaughn 

Prequel pierwszej trylogii miał w sobie niesamowity powiew świeżości przede wszystkim dzięki świetnej reżyserii Matthew Vaughna (który tuż przed premierą miał na koncie fenomenalnego Kick-Assa). Dotychczasowa konwencja została wyczerpana i powrót do korzeni okazał się strzałem w dziesiątkę. Najważniejsze w tej części był nie nacisk na efekty oraz chęć osiągnięcia wielkiego zysku, czym obarczony został wcześniejszy Ostatni bastion z wielomilionowym budżetem, lecz zabawa konwencją, nakreślenie na nowo przede wszystkim roli mentorów pierwszych X-Menów, czyli fenomenalny duet Avory-Fassbender oraz bardzo wyraziste role drugoplanowe, głównie ze świetnie zagranym czarnym charakterem w postaci Kevina Bacona. 

X-Men - Pierwsza Klasa

Specjalnie pomijam tym razem serię spin-offów serii reprezentowanej przez cykl filmów o Wolverinie oraz tegorocznego Deadpoola, aby podkreślić wyjątkowy charakter głównego nurtu. Patrząc na opinie zza oceanu, najnowsza część zapowiada się dość ciekawie, prezentując jako głównego antybohatera Apocalypse’a w wykonaniu Oscara Isaaca, jednak mam pewne obawy, czy tym razem również nagromadzenie zbyt dużej ilości wątków pobocznych nie obniży poziomu reprezentowanego przez dwa obrazy z nowego cyklu. Czy tak się stanie – przekonamy się w kinach.

Ilustracja wprowadzenia: mat. prasowe

Stały współpracownik

Wieloletni miłośnik amerykańskiego kina lat 80, 90. i współczesnych. Absolwent Chemii na UJ oraz obecnie Przedstawiciel Handlowy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?