Przyznaję bez bicia – po tym jak obejrzałem zwiastun „Księgi dżungli” byłem pewien, że ten film nie ma prawa wypalić, że będzie nudny, kiczowaty i wymuszony. Moje obawy powiększał dodatkowo fakt, że miałem obejrzeć go w wersji z dubbingiem. Jak się jednak okazało, ani jedno moje przeczucie nie zostało potwierdzone.
Każdy chyba kojarzy historię Mowgliego, ludzkiego szczenięcia, które trafiło do wielkiej puszczy i zostało wychowane przez panterę Bagheerę. Żyjąc przez lata wśród zwierząt Mowgli nauczył się z nimi rozmawiać i egzystować z poszanowaniem praw rządzonych światem, do którego teoretycznie nie pasował. Tak też zresztą uważa tygrys Shere Khan, którego celem jest nie wygnanie chłopca, ale zabicie go.
Zobacz również: Potwierdzono sequel aktorskiej „Księgi Dżungli”
„Księga dżungli” została zrobiona perfekcyjnie technicznie – efekty specjalne, dzięki którym powstały zwierzęta są wprost niesamowite. Naprawdę nietrudno jest zapomnieć o tym, że oglądamy je dzięki pracy komputera. Wszystko tu jest naturalne. Twórcom udało się wykreować niezwykle żywy, kolorowy świat, w który zagłębić się jest prawdziwą przyjemnością. Obraz wzmocniony jest przez dobrze dobraną muzykę oraz zaskakująco świetny polski dubbing – przecierałem uszy ze zdumienia, bo spodziewałem się zwyczajowego zawodu (oczekiwanie porażki na tym polu było zwiększone przez konieczność wcześniejszego obejrzenia zwiastuna „Kapitana Ameryka: Wojny bohaterów” z dubbingiem). Nie zmienia to jednak faktu, że chętnie kiedyś wrócę do „Księgi dżungli”, by posłuchać wersji oryginalnej, w której wzięli udział między innymi Bill Murray, Ben Kingsley oraz Idris Elba.
Wszystko to nie miałoby wielkiego znaczenia, gdyby film w reżyserii Jona Favreau’a nie miał ciekawej historii. Raz, że dla młodego widza (i nie tylko!) jest tu odpowiednia ilość akcji, odpowiednio uzupełniania przez nie nachalny i bardzo udany humor. Dwa, że cały czas w trakcie seansu myślałem sobie, że to doskonałe zobrazowanie zdania, że „nikt nie rodzi się rasistą”. „Księga dżungli” jest zatem nie tylko dobrą, ale również mądrą rozrywką.
Zobacz również: Recenzja nowej animacji Disneya, pt. „Zwierzogród”
Favreau zaś jest uzdolnionym reżyserem, więc bez trudu udaje mu się wywoływać w odbiorcy masę emocji. Nawet jeśli niektórzy mogą kręcić nosem, twierdząc, że nie lubią, gdy ktoś manipuluje ich uczuciami, jest to zrobione na tyle subtelnie, że warto dać się porwać przygodzie. Zwłaszcza, że trzeba być straszną marudą, by nie kibicować tak dobrze wykreowanym i sympatycznym bohaterom.
Ilustracja wprowadzenia: Disney Enterprises, Inc.